Przygoda ze żłobkiem- odcinek 1

Od prawie dwóch miesięcy Leon jest pełnoprawnym żłobkowiczem. I pewnie, że wolałabym, żeby siedział obok mojego pracowego biureczka i przez osiem godzin kibicował mi w wyrabianiu norm, ale umówmy się- nie udałoby się to z temperamentem Leosia. Dlatego po wyważeniu wszystkich plusów i minusów postanowiliśmy, że Leo pójdzie do żłobka. To był ogromny, milowy wręcz krok w życiu naszej rodziny, dlatego z wyciąganiem wniosków z tej decyzji postanowiłam poczekać kilka tygodni.

Z szukaniem odpowiedniego miejsca dla Milusia to było tak, że obudziłam się zdecydowanie za późno. Mylnie myślałam, że no z czym jak z czym, ale z miejscami w żłobku to będzie luzik. Brak wprawy- rozumiecie. Otóż nie. Na miesiąc przed moim planowanym powrotem do pracy Leoś zajmował 31 miejsce na liście rezerwowej w pierwszym żłobku publicznym, w kolejnym pani zabiła mnie śmiechem informując, że w dniu zapisu rodzice spędzają noc w kolejce, a w trzecim pani dyrektor powiedziała, że szanse marne. Klubik malucha, który wypatrzyłam, choć piękny i przyjazny odpadał ze względu na godziny funkcjonowania, a i tam Leo był na liście oczekujących. Padło więc na żłobki niepubliczne. I przyznam szczerze, że nie należę do typu mam, które sprawdzają badana gaśnic w każdym pomieszczeniu i skład wykładziny w bawialni. Żłobek miał mieć po prostu to coś. Rzutem na taśmę i dzięki temu, że poszłam jeszcze na dodatkowy urlop Miluś rozpoczął żłobkowanie w ostatnich dniach września.

leo1

Pierwszy dzień to była jakaś masakra. Dla mnie. O ile w szatni jeszcze się jakoś trzymałam, a Leon cały w uśmiechach wskoczył w ramiona Pani, to udało mi się tylko dotrzeć do samochodu. Szloch wypełnił naszego Stasieńka po same amortyzatory. Przechodnie przyglądali mi się z ciekawością, a ja płakałam i płakałam… Kolejny był trudniejszy już dla Leosia. To był pierwszy z trzech trudnych dni. Bo dokładnie tyle trwała Milusiowa aklimatyzacja w żłobku. Młodziak rozpłakał się na widok drzwi do sali, a jego wyciągnięte rączki kroiły moje serce na pół. Stałam pod drzwiami i wrzucałam sobie, jaką to jestem złą matką. Szloch Leosia milkł po chwili, zapewne w momencie, kiedy zobaczył ogrom zabawek, ale też musicie wiedzieć, że jest to ten typ dziecięcia, które nie żywi urazy zbyt długo, żywi ją za to dość donośnie. Trzy trudne dni owocowały także trzema trudnymi popołudniami i nocami. Nie widzę powodu, żeby lukrować rzeczywistość, dlatego z ręką na sercu mogę powiedzieć, że byłam o krok od rezygnacji. Leoncjo wisiał na mnie całe wieczory, chodził ze mną nawet do toalety, a w nocy spał praktycznie na mnie. Trzy dni, popołudnia i noce. I koniec. Potem nastąpił przełom i fascynacja, która trwa do dziś. Leon chyba skumał, że nie dzieje mu się tam absolutnie żadna krzywda, że może liczyć na przytulasy, wygibasy i jedzenie (a tego nasz synek jest koneserem) i że Mama zawsze wróci. Żłobek to naprawdę fajna sprawa. Dzieciaki pieką ciasteczka, uczą się higieny, malują, tańczą, poznają zwierzątka, warzywa. Mieli też bal przebierańców, na którym Leon zachwycił wszystkich pożyczonym od starszego brata strojem policjanta.

Dziś z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że Leoś jest szczęśliwy w swoim żłobku. Zdarza się, że zwieje mi do sali w jednym bucie albo jak dziś, kiedy to chciałam zabrać go jeszcze do sklepu, urządza awanturę i ucieka w kierunku wejścia do żłobka. Bywa, że muszę odczekać aż się wybawi. Bywa też, że chce zabrać do domu swoją Panią. Zjada, jak to Leoś, podwójną porcję obiadu, ze spaniem też nie ma problemu. W domu od drzwi pędzi do kanapy, sprawdzić, czy Franio na niego czeka i potrafi znieść mu wszystkie klocki, jakie tylko znajdzie w zakamarkach.

A Matka Anka? Powiem tak. Oddawało się Leosia do żłobka bardzo trudno. Byłam trochę zazdrosna, kiedy witał Panie z uśmiechem i pędził do sali gubiąc skarpetki, ale dużo, o niebo trudniej było mi wyjść z szatni, kiedy płakał. Wolę więc być zazdrosna. Teraz, kiedy widzę, że chodzi tam naprawdę chętnie, jest dobrze, bo ufam, że wybraliśmy dla niego najlepszą formę opieki.

 

4 myśli w temacie “Przygoda ze żłobkiem- odcinek 1

  1. Wzruszylam się:'( piękny wpis:-) wszystko stanęło mi przed oczami, jak oddawalam syna w ręce pani Gieni, pomocy przedszkolnej( pozdrawiam cudowną panią Gienię, ulubienicę syna w przedszkolu nr. 1 w Mińsku Maz.) Łzy, łzy i jeszcze raz łzy i te panie przemiłe, które kazały mi siadać w holu i zaczekać chwilę, żebym przekonała się, że za 6 sekund młody przestanie płakać, ba płakać, rozpaczać! Rozpacz i wyciągnięte w moim kierunku rączki kochane w otoczce słowa : MAMA!!! Tak było kilka razy i skończyło się nagle jak się zaczęło. Dalej było tylko lepiej. Dzięki Matko Anko za to, co opisalas, bo okazało się, jak żywe są we mnie uczucia i wspomnienia, bo dodam, że mój syn ma dziś dziewiętnaście lat, a miłość taka sama. Różnica tylko taka, że woła mamo, żeby: nastawić mu wodę na herbatę, pomóc zlokalizować ulubione jeansy, dowiedzieć się, co na obiad, gdzie leżą kluczyki od samochodu, czy wystarczy mu paliwa, bo przysnął i musi podjechać do szkoły, inaczej się spóźni! Aha, jeszcze telefon: mamo, gdzie jesteś? Też tak będziesz miała Matko Anko, życzę Ci tego z całego serca, to sama prawda i samo życie:-) A głównie dlatego to piszę, żeby powiedzieć Wam, że uwielbiam Was czytać, trudu tyle wkładasz Matko w te relacje, żebyś wiedziała, że czytamy, przeżywamy, myślimy, trzymamy kciuki i wreszcie : uwielbiamy Frania, Leosia i w ogóle Waszą rodzinkę. No… Już bez łez:-)

  2. Wybacz Matko Frankowa, ale rżę i kwiczę!
    Jakie to szczęście, że trafiliśmy na Orfeuszy, co nam donieśli, że jeśli żłobek to produkt deficytowy. Grudka miała 2 tygodnie, gdy ją rejestrowałam – nie byłam nawet pewna, czy weźmiemy darowane nam miejsce. Wzięliśmy. Miała 11 miesięcy i uwielbia do dzisiaj (od kiedy skończyła 9 miesięcy odnosiłam wrażenie, że nudzi się ze mną w domu – co za cios!). Czasem wychodzimy ostatnie z przybytku, bo Potomka nie chce wychodzić.
    Niech żyją fajne żłobki!

  3. No i Leoś dorósł do etapu żłobka. Dzielny chłopiec. Ze żłobkami jeszcze nie jest najgorzej – w niektórych przedszkolach zapisy są jeszcze przed urodzeniem dziecka i to np. 2 lata. Głupota jakaś, bo jak mam przewidzieć, czy za 2 lata będę mamą? Powodzenia dla dzielnego żłobniaka(yyy… wie ktoś jak się mówi na dziecko chodzące do żłobka) oraz dla najdzielniejszego pierwszoklasisty w kraju

  4. Dziękuję Ci za ten wpis. Ja co prawda „dopiero” jestem w ciąży ale już snuję wizję na przyszłość i niestety życie na kredycie 😉 zmusi nas po równym roku na ten sam krok… będę MUSIAŁA wrócić do pracy. Ciągle wypatruje na horyzoncie rodzin którym się udało 😉 rodzin, które również nie miały wyjścia. Dzięki Wam wiem, że można na pewno 🙂 a dla dziecka to również żadna krzywda jak zdaje się twierdzić spora część…
    Buziaki dla Frania i Leo :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *