Nie jest wcale tak, że wierzę w moc pozytywnego myślenia. No, może nie do końca. Po prostu wydaje mi się, że jeśli z góry założę, że coś nie ma sensu, to w zasadzie dlaczego miałoby się udać?
Podam Wam prosty, mocno życiowy przykład. Na początku lutego 2011 roku w pokoju lekarskim oiomu Centrum Zdrowia Dziecka usłyszeliśmy, że nasze dziecko choruje na przeponowo-rdzeniowy zanik mięśni typu smard1. Że jest jedynym (na wtedy) takim dzieckiem w Polsce, że z doświadczenia wiadomo, że to będzie równia pochyła w dół, że mamy w sumie zacząć się żegnać, bo zostało nam może sześć miesięcy wspólnego życia, a może aż (!!!) dwa lata. Usłyszeliśmy także, że nasz syn będzie w coraz gorszej kondycji fizycznej, że nigdy nie będzie samodzielnie oddychał, że nie będzie samodzielnie jadł, na pewno nie będzie mówił. Jednemu z doktorów wyrwało się, że życie z Frankiem będzie pasmem udręk i nieszczęść dla całej rodziny. Franio miał wrócić do szpitala do Łodzi i tam mieliśmy decydować o jego dalszym losie, o losie naszej rodziny. Mówiono nam, że jeśli w jakikolwiek sposób uda nam się zabrać Franka do domu, to zapewne zabije go pierwsza większa infekcja. Byliśmy przerażeni.
Szczęście w nieszczęściu, że żyjemy w dobie internetu. Prawie natychmiast, po naszej mailowej prośbie z odsieczą przyszły Mamy Antka i Precla- chłopców chorujących na sma1. Obie zgodnie stwierdziły, że będzie bardzo trudno, ale że wcale nie musi być tak, jak przepowiadają doktorzy, że jeśli wszystkiego się nauczymy, wszystko zabezpieczymy, to Franek ma szanse na szczęśliwe życie. Poza nimi mieliśmy ogromne wsparcie naszych rodziców i najbliższych. Na powierzchni utrzymywali nas nasi przyjaciele- wujek P. i Suzi, więc uznaliśmy, że ogromnym błędem byłoby odpuścić. Uwierzyć w to, że się nie uda.
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć nasze życie potoczyło się zupełnie na przekór statystykom medycznym. Franciszek w swej niepełnosprawności jest całkiem sprawnym chłopcem, je samodzielnie, pięknie mówi. Jest bystrym, oczytanym i elokwentnym siedmiolatkiem. Codziennie ciężko i żmudnie nad tym pracuje ze swoimi terapeutami. Wielu z nich powtarza i nie sposób się z tym nie zgodzić, że ogromna w tym zasługa otoczenia, w jakim przyszło żyć Frankowi. Musicie bowiem wiedzieć, że jeśli Młodziakowi nic (poza smard1) nie dolega, traktowany jest jak zupełnie normalny dzieciak. Ma więc kazania za brzydkie zachowanie, musi sprzątać swój stolik, segregować sztućce po zmywaniu, „rzucać okiem” na młodszego brata, kiedy mama w łazience i uczyć się matmy. Jak to napisał ostatnio jeden z dziennikarzy, Franek po prostu nie ma czasu na chorowanie.
A teraz pomyślcie sobie, co stałoby się gdybyśmy wtedy, w lutym 2011 roku uwierzyli w to, co słyszymy. Że mamy się pożegnać i dać dziecku godnie odejść, że zabije go pierwsze zapalenie płuc, że zabranie go do domu, to będzie strzał w stopę dla całej rodziny. Co byłoby, gdybyśmy w maju 2011 roku, pierwszego dnia po powrocie Frania założyli, że ma sobie dożyć w domu? Gdybyśmy położyli go w łóżeczku, nie próbowali uczyć jedzenia, oddychania, mówienia? Czy dane byłoby nam świętować siódme urodziny? Jak myślicie?
Dlaczego o tym piszę? Bo podobno wszystko nam się udaje. Kiedy czytam w wiadomościach prywatnych „poproszę numer do Roberta, bo mnie się nigdy nie uda…” (żeby była jasność, nie mam takiego numeru) lub „nigdy nie będę miał takiego szczęścia” jest mi w sumie przykro. Wyobraźcie sobie, że gdybym nie wierzyła w to, że spotkanie z Robertem może się udać, nigdy przenigdy bym o nim nawet nie myślała, już o pisaniu listów nie wspomnę. Kiedy rozmawialiśmy z Franiem o tym właśnie jego marzeniu i zastanawialiśmy się, czy jest szansa, żeby je spełnić, wspólnie doszliśmy do wniosku, że plan minimum to jest zobaczyć Roberta w akcji. Sam Franio, jeszcze chwilę przed spotkaniem mówił na przymiarce ortez, że jedzie na mecz i byłoby super, gdyby na stadionie zobaczył Lewandowskiego chociaż z daleka. Że to by było ekstra. Bardzo marzył o wyjściu na murawę z RL, ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że próbujemy, że jedziemy do Warszawy, że zabierzemy go na wycieczkę pod Stadion, że jak będzie na meczu to może (!!!) zobaczy Roberta. Jeśli więc ktoś z Was o czymś marzy- o autografie idola, płycie cd, koncercie trzeba po prostu próbować. Uważam, że nastawienie ma w spełnianiu marzeń ogromne znaczenie.
Tak, czuje wielką satysfakcję, że to ja zapoczątkowałam moim listem to, co wydarzyło się wtedy, na meczu. Ja w to po prostu mocno wierzyłam. Ale wiecie co? Naprawdę nie macie nam czego zazdrościć. Za to, jak Robert Lewandowski zachował się wobec Frania na tym spotkaniu, na meczu i po nim, będę oglądać wszystkie jego mecze forever, ale oddałabym poznanie stu Robertów za zdrowy gen mojego dziecka.
Zrobił nam się z tego jakiś sentymentalno-motywacyjny wpis, jednak chciałabym, żebyście wiedzieli, że warto marzyć i warto próbować spełniać swoje marzenia. Przecież wszystko może się udać.
Mega mądra z Ciebie kobieta- MAMA!! I to tyle w temacie! Pozdrowienia dla Frania, Leosia i Taty!!!
Jest pani mądrą , odważną wspaniałą mamą , pani opisy,wypowiedzi potrafìą chyba każdego pozytywnie naładować energią , wspaniała rodzinka pozdrowienia dla wszystkich !!!
Franio mimo choroby jest bardzo szczesliwym dzieckiem bo ma cudownych,kochajacych go,madrych rodzicow. Wielu rodzica majacym zdrowe dzieci brakuje tej madrosci.
Pozdrawiam Was goraco i zycze szczescia ,takiego według Waszych wartosci ❤
Niektórzy wierzą lekarzom co nie pomaga i pogłębia ta niepewność zwiazana z życiem czy przeżyciem dziecks. W wielu przypadkach maja racje. Ale to tylko statystyki. Sa wyjatki i tym wyjatkiem jest Franio. Pozdrawiam
Matko Anko! Melduję, że niesiona piłkarską falą zajrzałam oto kilka dni temu na bloga i wpadłam jak śliwka w przysłowiowy kompot. Ach, podobacie mi się bardzo, bardzo! Tak bardzo, że przeczytałam już cztery lata, kosztem, jak to mówią, rodziny :)) I czytam dalej. Wspaniale piszesz, tak Ci się te słowa ładnie ulepiaja (a z ogonkiem nie ma do wyboru, choć przed chwila było! rzecz dziwna). Zamarzyło mnie się spotkanie naszych starszych chłopców, bo niewielu znam prócz nich siedmiolatków, którzy pałaliby miłościa do flag, hymnów, etc. Mamy w domu grę „Jakie to flagi” i nikt z tym moim synem nie chce grać – bo też i ciężko grać jak się przegrywa z kretesem, nawet jak czworo dorosłych gra przeciw jemu jednemu :)) Matko Anko, buźka i miłego dnia dla Was! M.
Jestem bardzo zbudowana Państwa Rodziną, miłością i mądrością, którymi kierujecie się w wychowaniu Dzieci. Jak dobrze, że są tacy Ludzie na świecie, dzięki Wam świat jest piękniejszy. A mały Franiu jest prawdziwym Słoneczkiem.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:)
Jestescie wspanialymi ludzmi i chociaz wiem, ze oddalibyscie wszystko za 'ten gen’ to mysle, ze wlasnie dlatego, ze tacy jestescie wspaniali to Wam powierzono tego szczegolnego wspanialego chlopca! Pomyslcie, co by sie z nim stalo gdyby trafil do innej rodziny
Pozdrawiam Was serdecznie
Jestes super babeczka!a we Franku zakochalismy sie z cala rodzina gdy go tylko zobaczylismy.Wiem co czulas gdy lekarze mowili o Franku bo bylam w takiej sytuacji!!!Mowili mi ,ze jak moja coreczka przezyje to nigdy nje bedzie jadla sama,nic przelykala ze nie ma dolnej rzuchwy….etc etc ! Urodzila sie I co !?ma rzuchwe,przelyka … 4 lata miala trachotomie -teraz juz zostala dziurka ,kora ie powoli goi.
TRZYMAM ZA WAS KCIUKI KOCHANI!trzeba wierzyc ze sie uda!my jestesmy tego przyklademx
Kochana Mamo Anko, muszę przyznać, że autentycznie nie mieści mi się w głowie, że ludzie są zdolni do tego, aby Wam, w Waszej sytuacji, ZAZDROŚCIĆ spotkania z Robertem, i mieć pretensję, że oni nie mają tyle szczęścia… Jest to dla mnie po prostu nie do pojęcia, na tylu poziomach, że brak mi słów…
Natomiast chciałam Ci napisać, jak bardzo Was podziwiam, wszystkich: naszego Superbohatera Frania, którego kocham i któremu kibicuję od Bloga Roku. Jego dzielnego,mądrego, małego Brata, który tak wiele już rozumie. Cichego, silnego, niezwykłego Tatę. I wreszcie Ciebie, Mamo Anko, niezłomną, uśmiechniętą, nie do zatrzymania. Pewnie nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo Wam jest ciężko, ale jestem pełna bezmiernego podziwu dla Waszej zwycięskiej walki, i WIEM, że będziecie dalej wygrywać, że będziecie spełniać kolejne marzenia, że będziecie dalej pokazywać wielkiego faka Potworzastemu i wymykać się statystykom. Jestem pewna, że ani się obejrzę, a będę się wzruszała, oglądając zdjęcia z wesela Franciszka i złorzeczyć na Los, że nie urodziłam się 30 lat wcześniej 😉 Trzymam za Was kciuki, każdego dnia i dziękuję Wam- za bycie inspiracją, motywacją, za Waszą niezłomną, niegasnącą, zaraźliwą nadzieję. Jesteście magiczni… P.S. I trochę niemerytorycznie, ale jaka Ty jesteś śliczna, Mamo Anko! Zdjęcia zdjęciami, ale dopiero w TV było w pełni widać jak zjawiskowo piękna, zgrabna i niezwykła z Ciebie dziewczyna!Po dwójce dzieci, taka figura-SZACUN 😉
Pięć razy przymierzam się do napisania komentarza, ale każdy jakiś płytki i głupi mi się wydaje, dlatego powiem od serca i szczerze od teraz ja CHCĘ a wręcz ŻĄDAM !!!! naprawy genu Frania i Krzysia w zamian oddaje -pływanie z delfinami, oglądanie goryli na wolności, widok kolorowych szczytów gór jesienią,powolne picie kawy o poranku,zrzucenie 5 kilogramów,robienie perfekt na szydełku i czytanie jednej książki na tydzień.
Droga Mamo Anko jesteś niezwykłą i mądrą osobą. Piękne jest to że macie marzenia i do nich dążycie a Ci którzy tego nie potrafią zawsze i o wszystko będą jęczeć i stękać. Pozdrawiam Was serdecznie ☺