Leon Te. Historia prawdziwa

Dziś drugie urodziny Leosia. Nasz Leloś, Lelonek kończy drugi rok swojego życia! Minęło w pięć minut.

/fot. Paulina Maj Fotografia, zdj. na uroczystości rodzinnej/

Kochany Leosiu,

jeśli kiedyś będziesz miał ochotę i przeczytasz blogową historię naszej rodziny, prawdopodobnie natkniesz się na ten wpis. Jak do tej pory jeden z niewielu „Twoich”. Wiesz synku, cały czas mam taką wątpliwość, jeśli chodzi o upublicznianie Twojego właśnie życia. Blog o Franiu powstał, jak wiesz, z powodu jego potworzastego. Wszystko co tutaj jest napisane, nawet jeśli tego bardzo nie chcemy, zawsze ma kontekst Jego choroby. Tak pewnie będzie już zawsze.

Na szczęście dla naszej rodziny, Ty jesteś super zdrowym chłopakiem. Ciągle nie możemy wyjść z podziwu, jak wiele radości wniosłeś do życia całej naszej trójki, jak bardzo nam Ciebie brakowało. Przez ostatnie dwa lata pokazałeś nam, że tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o byciu rodzicami. Teraz już wiemy, że Ty dopełniasz jego, a on Ciebie.

Z resztą, jak na prawdziwych braci przystało, jesteście totalnie różni. Franio jest spokojnym ostrożnym i wyważonym romantykiem. Ty jesteś jak tornado, które wpada z impetem co rano do naszego łóżka, by po kolei budzić wszystkich najbardziej oślinionym buziakiem na świecie. Z resztą mam wrażenie, że Ty nie zatrzymujesz się nawet na chwilę. Genów jednak nie oszukasz, bo zupełnie jak Twój wujek przepadłeś miłością wielką do traktorów i kombajnów, których niemała kolekcja zajmuje pół domu. Do tego dochodzi rower, taczka, jeździk i cała masa samochodów. Wszystkie pojazdy wzbudzają Twoje zaciekawienie, a potem zachwyt. Uwielbiasz, kiedy Tata pozwala Ci wjeżdżać windą przy ciężarówce Dziadka. Szalejesz, kiedy możesz usiąść w traktorze (choć zdecydowanie bardziej wolisz, kiedy nie są włączone) i kiedy możesz uczestniczyć we wszystkich pracach związanych z motoryzacją. W tym aspekcie jesteś synu mężczyzną totalnym.

A jeśli o mężczyzn chodzi. Niezaprzeczalnym autorytetem jest Dziadzia Greg, od dziś na potrzeby bloga i dzięki Tobie Leosiu przechrzczony na Dziadzię Gesia. Tak, jak Franio całe godziny spędzał na wertowaniu książek z Dziadkiem Ksero, Ty biegasz z Gesiem. Tylko Dziadek potrafi ujarzmić wielkie kłótnie między nami, kiedy to ja próbuję położyć Cię spać, a Ty bardzo bardzo tego nie chcesz. Z resztą Wasz dobry kontakt jest zagadką dla całej rodziny, bo mimo tego, że wchodzisz Dziadkowi na głowę, męczysz, dręczysz i nie opuszczasz nawet na minutę, to Gesio jest oazą cierpliwości i pozwala Ci na zdecydowanie zbyt wiele. 

Jednak najważniejszy dla Ciebie jest Fanio, tak mówisz o swoim starszym bracie. Przez szereg miesięcy nauczyłeś się, jak funkcjonuje nasza rodzina na stałe zależna od respiratora i świetnie się w tym odnajdujesz. Ponieważ działa to także w odwrotną stronę i Franek poza Tobą świata nie widzi, co zwykle widać, kiedy trzymacie braterską sztamę przeciwko rodzicom, serce rośnie kiedy się na Was patrzy. Mam nadzieję, że będzie tak przez długie lata. Ale wiesz? Nie jest też tak, że jest ciągle różowo. Kiedy już opadnie confetti i zrobię wszystkie słodkie fotografie, kiedy to bawicie się w ganianego, popodlewacie kwiaty lub Franio mruczy Ci przed snem, potraficie się totalnie pogryźć. Franek doskonale wie, że może Cię podpuścić, kiedy Cię przedrzeźnia lub zaczyna grać Twoją piłką. Ty zaś wiesz, że nic tak nie doprowadza Francesca do pasji, jak to, kiedy bierzesz jego karty do gry. Czasem wkraczam do akcji ja lub tata, ale to tylko wtedy, kiedy przesadzicie. Jednak zwykle jest tak, że sami łagodzicie konflikty i Franek z ochotą przyjmuje wszystkie Twoje przytulasy i buziaki, a Ty z radością dajesz się podwieźć na elektryku.

Drogi Leosiu, tak sobie myślę, że przed Tobą i nami naprawdę wiele fantastycznych chwil. Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej samodzielny, coraz więcej mówisz, bardzo wiele rozumiesz. Cieszę się ogromnie, że wyrastasz na empatycznego, ale i charakternego chłopca. Jesteś wspaniałym i wyjątkowym chłopakiem i wiedz, że bardzo Cię kochamy.

Nasz drogi Lelonku!

 

W dniu drugich urodzin ja, Tata i Franio życzymy Ci, by ten wspaniały uśmiech nigdy nie schodził z Twojej twarzy, żebyś miał odwagę spełniać swoje najskrytsze marzenia, żebyś zawsze czuł, że bez Ciebie, to już nie to samo, no i żeby nigdy nie zabrakło ciasta. I kabanosów. I mięska. I jabłek. I malinek. Wszystkiego najlepszego Robaczku!

 

2 myśli w temacie “Leon Te. Historia prawdziwa

  1. Przepiękne zdjęcie Leosia. Niedbale założona koszula, włos rozwiany, najszczęśliwszy uśmiech na świecie i w tle lekko zamglona ale obecna jakaś maszyneria mechaniczna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *