Tak się poskładało, że mamowa praca wymaga czasem wyjazdów. I nocowania poza domem. Czy są plusy takich wyjazdów? Kilka można znaleźć: w hotelach nie trzeba sprzątać kuchni (przynajmniej mnie się to jeszcze nie zdarzyło), a i śniadanie zawsze czeka na człowieka. Minus jest jeden: w taką podróż służbową nie za bardzo można zabrać męża, a co dopiero syna! Tym samym, co jakiś czas chłopcy pozostają na włościach sami. Jeszcze w zeszłym roku było tak, że o każdej mamowej podróży Franio wiedział ze sporym wyprzedzeniem. Tłumaczyliśmy mu, że mama musi jechać do pracy, że będzie z tatą, że przyjdzie babcia/ciocia/etc i że na pewno będzie fajnie. Wierni Czytacze pamiętają, jak to się zazwyczaj kończyło. Tuż po wyjeździe mamy Franio dostawał duszności, gluta albo mega gorączki. Najostrzej było, kiedy mama 200 km od domu, a Franio z tatą na ostrym dyżurze. Na szczęście zazwyczaj kończyło się na milionie telefonów i tryliardzie smsów oraz mega kacem emocjonalnym, że „co ze mnie za mama, że dziecko się dusi/gluci/gorączkuje, a ja tak daleko”.
Trzeba było poszukać sposobu na Frankowy sposób na zatrzymanie mamy w domu. Teraz pewnie część z Was pomyśli, że to nieetyczne, co napiszę. Póki jednak się sprawdza, a Dziedzic nie dorośnie do mamowych obowiązków służbowych, musimy się tego trzymać. Od pamiętnej akcji na ostrym dyżurze, kiedy to spędziliśmy noc na telekonferencji, uznaliśmy, że Nianio nie będzie informowany o mamy delegacjach. Może inaczej: Nianio na temat mamowych delegacji będzie niedoinformowany. Jak to wygląda od kilku miesięcy? Przed każdym wyjazdem mama pakuje ekwipunek, zostawia zupę (albo przepis na nią), czule całuje swoich chłopaków i tłumaczy, że musi na dłużej jechać do pracy. Tato tymczasem w domu podtrzymuje nastrój wiecznej zabawy, a Dziedzic odkąd wieczorami pada jak długi, dzwoni tylko powiedzieć dobranoc i jakoś udaje nam się przeżyć te kilka dni. Po powrocie mama opowiada co, gdzie i kiedy, a gorączki, gluta i ostrego dyżuru z powody pracy nie widzieliśmy od stu lat.
Dlaczego ten post dzisiaj?
Bo właśnie wróciłam. Nanio zdrów, zupa ugotowana, dom w stanie całkiem niezłym. Dzielnych mam tych chłopaków, że ho, ho. 🙂
Milion uścisków i tryliard uśmiechów dla Frania i jego dzielnych rodziców :)))
MOWILAM ZE SZCZESCIARA Z MAMY:)))
Faktycznie, dziecko lepiej czasem pozostawić w błogiej niewiedzy 🙂
A zapomnialam zapytac jak mama znosi rozstania?
hah 😀 dooobre 😀
Super:-) najwazniejsze by znalezc sposob:-)
Milego dnia:-)
a wg mnie sposób jest OK! Jak widać się sprawdza wiec brawo !
Mamusiu Frania ,doskonale spełniasz swoja rolę, zresztą Tata tez, można z Was brać przykład jak dać to co najlepsze własnemu dziecku. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i trzymam kciuki za Waszą trójkę 🙂
Chyba podkradnę twój pomysł i powiem mężowi żeby mnie nie informował o swoich delegacjach (w których jest ciągle, wraca tylko na weekendy) 🙂 a tak na serio, mam nadzieję że Franio nie przestał mnie lubić! Lada dzień nadam przesyłkę z Zygzakiem 🙂
pozdrawiam dzielnych rodziców i jeszcze dzielniejszego Dziedzica 🙂
Dyplomacja rzecz święta!
No ale tak to już jest,że lepiej wszystkiego tym naszym mężczyzna nie mówić, i lepiej śpią i czują się lepiej jak wszystkiego nie wiedzą:-Dhehe pozdrawiamy Franeczka i tatę Franka a mamę tym bardziej,że tak dzielnie znosi te rozstania;-)