Wrócił,wrócił! W końcu jest w domu! Z namaszczeniem zajął swoje miejsce na kanapie i już zarządza. Szlaban został oczywiście zdjęty jakieś 27 sekund po przekroczeniu progu domu i już do wieczora trwaliśmy w totalnej rodzinnej rozpuście.
Chociaż tak się zastanawiam i mam na to nawet kilka przesłanek, że w szpitalu podmieniono mi Dziedzica. Tak, wiem niby z respiratorem byłby problem i tak dalej, ale moi kochani… Nasz Franek:
po pierwsze:
zjada z widelca kawałki aż piszczy. Ja tu próbuję mu przemycać jogurty i przeciery, a on najzwyczajniej w świecie zajada już z tatą mielone z ziemniakami. A na kolację (i tutaj naszą Ciocię Dietetyk prosimy o nieczytanie) zjadł „kluski na wodę kładzione”(Wielkopolanie wiedzą ocokaman) okraszane boczkiem. I poszedł spać. Z uśmiechem od ucha do ucha.
po drugie:
myje zęby. Nie sam to fakt, bo rączki zbyt słabe, ale POZWALA umyć sobie zęby i już na sam widok szczotki otwiera paszczę, jak najszerzej potrafi.
po trzecie:
gada, gada, gada, krzyczy, piszczy, kłóci się, wymądrza, gada- Doktor Opiekun aż przysiadł z wrażenia, kiedy na jego widok w szpitalu Franek począł się żalić i krzyczeć na wszystkich dookoła.
Wróciło zatem do domu dziecię szczęśliwe i zadowolone. Lżejsze, co prawda o 200gramów, o które pewnie będziemy walczyć kolejne dwa miesiące. Jednak po cichutku ambitnie mam nadzieję, że skoro Dziedzic zabrał się za kawałki to w Sylwestra osiągniemy magiczne 8 kg. 🙂 Tymczasem waga wskazuje 7,4… I może jeszcze o rozpoznaniu: najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia z jelitówką o dość osobliwym przebiegu. Dziś tato był z synem na kontrolnej morfologii i wyniki znacząco się poprawiły. Do stanu sprzed choroby jeszcze troszkę, ale w wtorek kolejne badania, które mają wykluczyć inne podejrzenie. Jesteśmy w stałym kontakcie z Panią Doktor Genetyk, która podpowiada, na co może a na co nie musi mieć wpływ Potworzasty, więc monitorujemy gościa bezustannie.
A poniżej dowód, że ten cały szpital, to była jedna wielka przygoda:
Oczywiście w szpitalu trzeba było uprawiać lans w najczystszej postaci, zatem Franciszek wersja plażowa…
Zobaczcie, jak wysoko potrafi trzymać ręce w pozycji siedzącej:
I na koniec: największe ciacho oddziału:
Z resztą najlepiej będzie, jak Franek Wam opowie wszystko po kolei:
Taki mały Franek i takie wieeeeelkie łóżko.
PS. cieszę się, że skończyło się na strachu
O mamo jaki uśmiech na zakończenie! 🙂 i te Frankowe opowieści! Ściskam gorąco (jak na pierwszy szlaban to niezły wynik, prawie pół minuty)
uwielbiam Cię pieszczochu ;*
i to jest bardzo dobre zakończenie!!! cieszę się ogromnie, że Franuś jest już w domku!!
Bo „kluski kładzione” z boczusiem to jest to co Tygryski lubią najbardziej 🙂 (na Dolnym Śląsku też wcinamy a jak 🙂 )
Franek <3 za rączki do góry tak wysoko 🙂 i za lansik letni na oddziale ku uciesze pielęgniarek mdlejących 🙂
…Ciacho Ciastko Ciasteczko 🙂 …
ja po prostu uwielbiam tego malucha:)
Fajnie rozmawia, zupełnie jak Maja :-)))
Pięknie Franuś zdrowy jest ok.
My również przesyłamy buziaczki…
Cieszymy sie ogromnie z powrotu Franka do zdrowia i domu oczywiście:)
Gabrysia przesyła standardowo buziaka a ja gdyby nie odległośc też:) pewnie bez niej bym go zjadła, takiego słodkiego blondyka niebieskookiego:)
A co do tego że Franek był największym ciachem oddziału to Mamo masz 100% racje:)
Franek!!!! Uwielbiam Cię 🙂 najlepsze ciacho jakie kiedykolwiek widziałam!!!! (no może poza moimi chłopakami 😉 ) cieszymy się że jesteś już w domku i że tak pozytywnie zaskoczyłeś rodziców swoją zmianą 🙂 Buziaki smyku:**
Mhmmm…a ciocia dietetyk czyta wszystkie posty i dokładnie śledzi poczynania Młodego Przystojniaka..:) myślę jednak, że na taką kluskową chwilę zapomnienia można przymknąć oko:)))
Pozdrawiam;-)
Pożyczcie Franka mi choć na jeden dzień:)on jest Moim Ciastkiem, nad ciastka!