I… przyjechał!!!

Najpierw do pokoju wtargnęło trzech rosłych mężczyzn w czerwieni. Rozejrzeli się, rozgościli na całego i nie zważając na płacze niewiast… zabrali Go.

Tak… tak… Franek JUŻ jest w Kaliszu. Od rana czuliśmy z Frankowym tatą niezdrowe podniecenie, w końcu to prawie jak powrót do domu! Franuś przywitał nas dziś pięknymi uśmiechami, później jednak był już zdecydowanie zły. Zupełnie mu się nie dziwię. Nagle w jego, jak dotąd spokojnym świecie w CZMP w Łodzi, zjawiła się masa ludzi. Jedna ciocia karmiła (sondą przez nosek), druga sprawdzała broviac i przebierała, w międzyczasie Doktor Prowadzący zwany Doktorem Jarkiem referował stan Dziedzica lekarzowi z karetki, a Doktor Szef omawiał z nami kwestie techniczne powrotu Franka do domu- i w tym całym zamieszaniu On. Maleńki i tak bardzo wystraszony tym, co się wokół niego dzieje.

Całą drogę z Łodzi do Kalisza płakał. Wszystko było dla niego takie nowe, inne. Płakał bardzo rzewnymi łzami, więc lokalne podtopienia murowane. Trasę pokonaliśmy w 1h i 40min, a respirator zużył 15% swojej baterii. W Kaliszu ciocie przywitały nas z ciekawością i uśmiechami. Kiedy tylko Franuś znalazł się w łóżku i zjadł (info dla cioć łódzkich) 120 zupki:-) – zasnął. I spał i spał i spał. Biedaczek odreagowuje stresy podróży i zmianę otoczenia. Po przebudzeniu rozgląda się z ciekawością i kiedy tylko zorientuje się, że nie jest „u siebie” płacze. Mam nadzieję, że noc będzie ok.

Tymczasem Frankowi rodzice, my czyli też odreagowują zmianę otoczenia. Komentujemy, zastanawiamy się, co dalej i smutno nam, że Franklin choć blisko, to jednak tak daleko.  Na dodatek Frankowy tata zaliczył upadek ze schodów przed domem, ma zbite wszystko co tylko możliwe, poodzierane łydki i generalnie „sam nie wie, jak to się stało”. Teraz mam obu mężczyzn swojego życia ciężko chorych i schody do naprawy;-)

A już w najbliższym odcinku: Jak Franek radzi sobie w nowym otoczeniu? Co dalej z łydkami Taty? I w końcu: rzecz o naszej służbie zdrowie- łódzkiej konkretnie.

Poniżej zdjęcia z wyjazdu do Kalisz:

 P.S.

Ciociu Magdo – karczek nie jest taki zły!!!

9 myśli w temacie “I… przyjechał!!!

  1. Taki mały a taki Wielki. Podziwiamy Franka za jego wytrwałość! Będzie dobrze, w końcu teraz to już prawie „dom”. Tatkowi też się zagoją wszelkie siniaczki i otarcia 🙂 Buziaki dla Was :*

  2. Pięknie zbudowane napięcie – aż czekam na ciąg dalszy :)) Bo mam nadzieję że na podróży do kaliskiego szpitala się nie skończy tylko w końcu Franklin wyląduje w domu.

    PS. jesli to taki respi jak myślę, to zużycie baterii jest idealne :)))

    • cdn… na pewno:-) Gosiu ten respirator to Legendair. Wiem, miałam napisać na maila, ale jakoś od początku choroby Franka drastycznie skurczyła nam się doba. Postaram się odezwać na dniach;-)

  3. Będzie dobrze, Franek potrzebuje trochę czasu na zaakceptownie nowego otoczenia.
    Tak z ciekawości, czy OJOM dziecięcy jest w „okrąglaku” ? , bo my „pomieszkiwaliśmy” z Antkiem na Toruńskiej, ale z tego co wiem miał iśc do likwidacji ten oddział.

    • Mam nadzieję, że ten „czas” nastąpi jak najszybciej. OIOM jest ciągle na Toruńskiej, przenieśli już wszystkie oddziały, oprócz nich właśnie. Jestem ciekawa Antkowych doświadczeń z kaliskiego szpitala, ale to już może na mailu?:-)

  4. ach.. i się ciotka w końcu zmotywowała.. (mam nadzieję że tym razem nie zasnę przed komputerem) 😉
    kochani moi! za każdym razem kiedy zbieram się do napisania czegoś na Frankowej stronie. Długo myślę,myślę i myślę.. co napisać powinnam?
    I słów zazwyczaj mi brakuje. Bo jak tu słowami opisać można te piękne,wielkie Frankowe oczęta? Pełne miłości,mądrości i siły.. jak skomentować tą nierówną walkę cudnej małej istotki z bezwzględną chorobą? I w końcu miłość i determinację z jaką pewien wspaniały duet (Ania i Przemek-ups.przepraszam oczywiście Szymon) o tą istotkę walczą.
    Kochani moi.Spróbuję więc tak zwyczajnie-najprościej.
    Od dnia w którym miałam przyjemność poznać Waszą rodzinkę,od chwili w której wspólnie przeżywaliśmy Frankową walkę na oddziale „królowej matki”.Przez kolejne miejsca w których Franuś dzielnie poddawał się diagnostyce i leczeniu.Oraz caly pobyt na łódzkim O.I.O.Miłosnej. 😉
    Do dziś,do jutra,na zawsze…
    Zawsze tak samo jestem z Wami,i zaciskam mocno kciuki.
    Mimo że zdaję sobie sprawę że pewnie szybko się nie spotkamy . To razem z Wami cieszę się z Waszego wyjazdu.
    I tak jak do tej pory mocno wierzę w to że będzie dobrze.
    W końcu juz tyle razy Franek udowodnił,jaki z niego waleczny chłopak. I ile szczęścia w całym tym nieszczęściu go otacza.
    Jestem przekonana że gdzieś tam.., może między oblokami ktoś nad nim czuwa.I dba o to by bylo dobrze.
    Dlatego zaciskam kciuki,jeszcze mocniej.I niech nasz maly bohater szybko,zdrowo rośnie. (Bo rodzice już wariują od nawału pomysłów co ze swoim dziedzicem robic będą po powrocie do domu..)
    A ciocia „m” i wujo „h” nie moga sie doczekać odwiedzin we Frankowym domu.
    CAAAAŁUJEMY MOCNO! POWODZENIA!
    PS.mamo:karczek wcale nie jest dobry (wymiękłam)
    ach no i wyrazy wspólczucia dla Frankowego taty (dla mamy nie mniejsze) 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *