Zabawy respiratorowe

Wiem, że nasze życie nieco odbiega od życia normalnych rodzin. Ba! Zdaję sobie sprawę z tego, że odbiega także troszkę od respiratorowych familii. No, ale co poradzić. Zawsze byliśmy lekko szurnięci. Dlatego, jak zwykle, przeczytajcie ten wpis z lekkim przymrużeniem oka.

Do zabaw respiratorowych potrzebny jest jeden respiratorowy synek i dwoje niepoważnych dorosłych, opcjonalnie rodziców. Zaczynamy:

1. Ganiany.

Ganiany z respiratorem to dopiero frajda! Nie, nie gonimy respiratora. Bawimy się w ganianego całą rodziną. Z racji gabarytów ładni mają łatwiej, więc mama ucieka z Dziedzicem na rękach, a tata z respiratorem w ręku ich gania. Ponieważ rura ma nieco ograniczoną długość, to tata zwykle siedzi nam na plecach niemal, ale my jesteśmy takimi spryciarzami, że jeszcze nigdy nie udało mu się nas złapać.

2. Chowany.

Tu jest nieco trudniej. O ile z kryjówkami w naszym domu nie ma większego problemu, to technika nam nie sprzyja i choćbyśmy się skryli a najciemniejszym kątku świata, to sapanie respi zawsze naprowadzi tatę na naszą kryjówkę. Na szczęście na czas chowanego tata (z racji wieku chociażby) ma nieco słabszy wzrok i baaaaardzo słaby słuch, więc prawie zawsze zaskoczymy go swoją kryjówką.

3. Piłka.

Teoretycznie mamy zasadę, że w naszym domu w piłkę się nie gra. Teoretycznie. Bo praktycznie, to raczej nie posiadamy szaf pełnych kryształów, więc potencjalne szkody majątkowe nam nie grożą i w piłkę to u nas się gra. Oj gra się… I choć pewnie trudno Wam w to uwierzyć, to nasz niechodzący, nieznacznie ruszający stopami synek jest rewelacyjnym piłkarzem. Tylko ręcznym. A biorąc pod uwagę ostatnie sukcesy szczypiornistów i szczypiornistek bardzo się cieszę, że Franio przejawia taki talent.

A Wy? W co lubicie się bawić ze swoimi pociechami?

7 myśli w temacie “Zabawy respiratorowe

  1. Teraz z racji gabarytów Antka, a nie respiratora koszyk zabaw się zmniejszył, ale były czasy gdy:
    – jeździliśmy na rowerze:
    Antek na siodełku, mama na bagażniku, jazda polegała na odpychaniu się, a nie na pedałowaniu, ale podwórko swoje zjeździliśmy, a co:)
    – trzepak, oj tak i koniecznie głową w dół, opcja z respi i bez też, a do tego podciaganie sie na rękach , no dobra próba utrzymania rąk na poprzeczce trzepaka
    – bieganie po schodach dla odglutowania się
    – pilka obowiązkowo, zawsze można to nogę słabeusza rozbujać ojcowymi rękoma
    – balony podrzucanie baloników to zabawa która wciąga bez względu na wiek:)
    – a najlepsza zabawa to z tatą, gdy słuchają głośśśśśno muzyki rockowej i Antonio jest wtedy gitarą w rękach ojca, albo perkusją:)

    To mi przyszło tak na szybko do głowy.
    Strasznie żal mi, że dzieci tak szybko rosną i w pewnym momencie musieliśmy spauzować bo wiotczaka nie jesteśmy często w stanie ogarnąć tak by krzywdy nie zrobić.
    Dlatego szalejcie Kochani z Frankiem do póki sił i rąk wystarcza.
    Zwariowanych zabaw i pomysłów życzymy:)

  2. powtórzę za Basią: korzystajcie póki możecie unieść Franka na rękach. Nam przy 26 kg zostały: „nakolanka” i bujanie.

    No chyba, że w wózku – to wtedy nawet i pobiegamy. Albo potańczymy.

  3. U nas przoduje zabawa w chowanego, najgorzej, że u nas to trzeba być ślepym i głuchym na maxa bo Pola upodobała sobie tylko jedno miejsce- na łóżku pod nakryciem 😉 I wcale się nie śmieje, nie krzyczy szukaj i w ogóle jej nie widać 😉

  4. Jak przeczytałam „piłka”, pierwsze skojarzenie: to respirator robi za piłkę?! 😀 Ech, lepiej niech tego wujek HELP nie czyta, bo by się zdenerwował, nie? 😉 U nas prym wiodła zabawa w chowanego, ale to nie Krzysiulek się chował, ale jego respirator przed nim – na dzień, co by to sam uczył się głęboko „zaciągnąć” powietrzem. Z kryjówki wychodził wówczas „Miś Tleniś”. Trudna zabawa niestety czasem była… Wam życzę „chowanego” od wszelkich nieproszonych choróbek – kryjcie się gdzie popadnie, piłka niech ćwiczy Franulkowi refleks i siłę w „barach”, a „berek” z respiratorem…niech tworzy konkurencję nie do pokonania – w końcu razem zawsze bezpieczniej i z podmuchem – szybciej 😉 Buziaki!

  5. u nas w tym wieku to były nieśmiertelne klocki duplo, puszczanie wyścigówek (małych resorków) z „górki” zrobionej z czegokolwiek – nawet stolnicy (to zabawa dość stacjonarna, zwłaszcza jak matka musi latać zbierać te wyścigówki na mecie) i of course zabawa w „chowanego”. oj nie przypuszczałam, że nasze mieszkanie ma tyle schowków 🙂 i że nie wszędzie wchodzi 9 miesięczny brzuch 😛 ale syn nie dawał za wygraną, mus było się chować 🙂
    zestaw zabaw dokładnie powtórzył się przy drugim.
    teraz, gdy się trochę zestarzeliśmy przerzucamy się na małe lego (oj jak boli małym lego w bosą matczyną stopę… ) i niestety gierki komputerowe.znak czasu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *