Z Janem spotykamy się na obiedzie. Z Janem i jego rodziną. W sumie jest nas dziewięcioro, dlatego jesteśmy dość dużą i głośną grupą. Widzimy się pierwszy raz mimo, że z Dominiką „znamy się” już kilka lat. Do tej pory jednak tylko mailowo, bo Dominika mieszka daleko za granicą, a nasza znajomość to najmilszy na świecie efekt pisania bloga. Jan tak jak Franek ma dziewięć lat, jest urodzonym benficzjaninem, bo na świat przyszedł tuż obok stadionu Benfici Lizbona i można powiedzieć, że z mlekiem mamy wyssał miłość do tego klubu. Możecie więc domyślać się, że chłopcy dogadali się w trymiga. Obaj są zwykle rozdarci, kiedy gra Robert Lewandowski z ich ulubionym klubem i obaj storpedowali wzrokiem Tatę Franka, że ten ośmielił się zapytać, co sądzą o Sportingu.
Gdyby jednak przysłuchać się na poważnie rozmowie chłopaków, to można odnieść wrażenie, że jesteśmy na wieży Babel co najmniej. Chłopcy w rozmowie używają pięciu języków! Pięciu! Franek doskonale mówi po polsku, uczy się hiszpańskiego i angielskiego. Jan – urodzony Portugalczyk uczy nas trudnej wymowy słów babcia i dziadek i przyznać trzeba, że mówi to dużo lepiej niż jego mama! Oprócz tego mówi po polsku, angielsku i niemiecku. Chłopcy więc lawirują pomiędzy słówkami, a my pękamy z dumy, kiedy przysłuchujący się rozmowie młodszaki: Ida, Lena i Leon próbują potem naśladować swoich starszy braci i do dziś wspominamy uroczą Lenkę, która najbardziej na świecie chciała przylecieć do Poland na kluski. Nienagadani nie możemy się oczywiście rozstać, chłopaki przysięgają sobie dozgonną znajomość, a Leoś pyta kiedy odlatuje najbliższy samolot do Lizbony, bo jakby co, to on musi tylko zabrać czapkę. Franek solennie obiecuje nam, że teraz będzie się uczył angielskiego i hiszpańskiego jeszcze bardziej, bo on wtedy będzie mógł mieć przyjaciół na całym świecie.
Na szczęście udało się zorganizować nasze życie tak, że Franek ma w swoim planie tyle angielskiego, ile jego rówieśnicy w szkole (w szkole są trzy, Franek miał jedną godzinę lekcyjną, bo tyle przysługuje mu w ramach nauczania indywidualnego. Oprócz tego chodzi do szkoły na jedną lekcję z klasą i na jedną dodatkową przychodzi do niego Pani). Z hiszpańskim mamy dużo łatwiej, bo od lat naszym gościem jest Pani Agata, z którą Franek ma lekcje przez internet raz w tygodniu, a wczoraj jako pierwsi chyba kupiliśmy kurs internetowy, który Pani Agata właśnie wypuściła w świat. Franek mówi, że Pani Agata jest mądra i ładna i dlatego on tak lubi hiszpański. Także jakby co – polecamy. Tymczasem już niedługo Francesco będzie ćwiczył hiszpański w praktyce, bo będziemy sprawdzać poziom dostosowania dla potrzeb niepełnosprawnych klubu, którego w Madrycie na pewno nie lubią, ale na wszelki wypadek będziemy trenować to portugalskie „babcia i dziadek” .