Szalejący Łoś

13405649_1192003504198990_537380836_o

W ubiegły czwartek napisałam na facebooku, że Franek jedzie na wycieczkę klasową. Bez Mamy i Taty. Sam. Znaczy z M., no ale wiecie, że bez nas. No i że muszę melisy w takim wypadku, bo dzień zapowiada się ciężko. I wcale nie chodziło mi o to, że jestem nadopiekuńcza, że dziecięcia spod skrzydeł kwoczych wypuścić nie chcę, że brak mi luzu… Uwierzcie, jesteśmy jednymi z bardziej wyluzowanych respiratorowych rodziców, jakich znam. To znaczy o to też mi chodziło, bo Matki zazwyczaj stresują się klasowymi wyjazdami i tymi sodomami, które się tam dzieją. Wiem, że dopiero w okolicach gimnazjum papierosy- taką mam przynajmniej nadzieję, a dziewczyny to jeszcze nie teraz- taaa… matki lubią wierzyć w bajki, jednakowoż mimo stwarzanych pozorów, postaram się polubić dziewczyny moich chłopców. Luz więc pełen. Duma nawet, bo 13446268_1099128303506198_334119112_oFranka wespół z Ciocią M. i Panią Anią to chyba z miesiąc na tę wycieczkę namawiałyśmy, bo Młodziak bał się, że będzie głośno, że będą stwory i inne dziwolągi. Nawet o przewóz zadbaliśmy i w busiku wycieczkowym Tata zamontował specjalne pasy, żeby Frankiem nie ciskało przez całą drogę. Także spokój, cisza, szum fal, drink z palemką i malowanie paznokci.

Skąd więc ten wpis na facebooku, zapytacie? Ponieważ moi mili, wysłałam na wycieczkę13441951_1192004210865586_1111484773_o
dziecko na stałe podłączone do respiratora. I tej kwestii moje serce i głowa nie były w stanie przeskoczyć. Dlatego, zanim w ogóle w czwartkowy poranek Francyś opuścił dom przeszedł generalny przegląd: gruntowne odessanie z wlewką z soli fizjologicznej, wymianę wszystkich filtrów przy ssaku, wymianę całego obwodu przy respiratorze (rury, filtrów, złączek). Dostał ładowarki i kable. W torbie miał nową rurkę tracheo na wymianę. Dopiero tak zabezpieczonego mogłam ze spokojnym sumieniem wypuścić na klasowy wyjazd. Oczywiście oprócz tych niuansów dostał też kanapkę, picie i inne smaczystości, a także słynne już na cały internet dwie dychy na szaleństwa. Tak zabezpieczony, lekko zestresowany, ale szczęśliwy pojechał… do wioski Indian!

Wypuściłam z domu Franciszka, a wrócił „Szalejący Łoś” w kowbojskim kapeluszu. Czy znacie bardziej przystojne combo Indianina z kowbojem?

13389137_1192003244199016_1761012509_o

 

 

4 myśli w temacie “Szalejący Łoś

  1. Bardzo, bardzo fajną macie Ciocię, nieoceniona dziewczyna. Frankowi musiało się podobać w wiosce indiańskiej, też tam byliśmy na klasowej wycieczce- ale z tą różnicą, że na wycieczki z matką Antonio jeździ.

  2. Bo Ty się Matka, źle do tematu zabierasz. Pozwolisz, że jako Matka Wieloletnia Bardzo podpowiem Ci, jak należy przetrwać. Otóż: Równolegle z szykowaniem Franka szykujesz dla siebie: dwie miseczki, gąbeczkę, szmatki (kilka co najmniej), tzw. psikacz i ściągaczkę oraz starą opaskę na głowę i najstarszą posiadaną kieckę. Natychmiast, gdy dziecko zniknie Ci z pola widzenia (tempo jest ważne, żeby nie dopuścić do wybuchu paniki, która już tuż tuż, pod skórą…) zrzucasz normalne ciuchy, przyodziewasz najstarszą posiadaną kieckę oraz opaskę, nalewasz wody do misek (w tym jedna z płynem) i zajmujesz pozycję przy pierwszym oknie.
    Zdaje się że mieszkacie w domu? No, to kochana, luzik. Zanim umyjesz wszystkie okna to dziecko wróci, a Ty nie będziesz mogła ruszać ani ręką, ani nogą, ani paniką.

    Moje Maleństwo (lat 8) jedzie w lipcu na 12 dni kolonii. Mam zaplanowane: mycie okien, szorowanie balkonu, sadzenie kwiatków (nienawidzę), mycie i polerowanie glazury, wymianę wykładziny w przedpokoju, wyjazd na parę dni do znajomych do Niemiec, wizytę u kosmetyczki. Rozważam jeszcze: malowanie, czyszczenie fug, jogging dwa razy dziennie, pranie wszystkich koców i narzut, codzienną godzinę angielskiego oraz przeczytanie Cabre, do którego jakoś nie mogę się zabrać. Ufam, że przetrwam. Aha, gdybyś miała jakieś pomysły czym mogę sobie jeszcze uatrakcyjnić ten czas, to chętnie przygarnę 🙂 Bo wiesz, nie to że bagatelizuję, ale dziecko nierespiratorowe generuje dokładnie taki sam stres, jak znika z oczu, jak np. Franek, tylko obrazy, które usłużna (tfu) wyobraźnia podsuwa, są inne – nie zatkanie glutem rury, tylko że wlezie na coś i z tego zleci, albo . Ale kochająca mamunia zawsze da radę się zamartwiać.

    A może planujecie w lipcu wyjazd do stolicy? I dałoby radę spotkać się na lodach? Hm?

  3. Brawo. Rzeczywiscie zasługujecie na medal Wyluzowanych Rodziców i to złoty! Podziwiam, wysłać zdrowe dziecko na pierwszy wyjazd bez rodziców to stres dla każdej matki ale dziecko z respiratorem… Brawa wielkie dla Cioci, jest skarbem nad skarby. No i brawa dla Francesca bo dla niego to także krok milowy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *