Od magicznej wróżki był już krok. Od tej czarodziejskiej dwa. Zaczęliśmy jednak od szkiełka i oka, czyli wizyty w laboratorium. Na jaką okoliczność? Pamiętacie wpis o zgrzycie? Franio zgrzytał zębami aż szyby drżały, więc tradycyjnie zaczęliśmy szukać, pytać i drążyć.
Franciszek został przebadany wzdłuż, wszerz i w poprzek także. Przebadano go na okoliczność robaków, wirusów, grzybów, bakterii, itp. Sprawdzono pod każdym kątem, wyliczono, pomierzono. I co? I nic. Wyniki jak z książki, pani w laboratorium z ulgą na twarzy, rodzice bez kamienia na sercu, itd.
A Dziedzic?
Przestał zgrzytać. Z dnia na dzień. Po prostu.
Dziedzic żyje własnym życiem i zgrzyta własnym niepowtarzalnym zgrzytem bo tak 😉 trzeba mieć przy nim mocne nerwy 😉 pozdrawiam Was!
Po prostu, chcial na siebie zwrocic uwage 😉