Moja historia

Miałam 22 lata, kiedy mój nie-mąż zapytał mnie, czy chciałabym mieć z nim dziecko. Dzieciakiem byłam, kiedy teraz o tym myślę. Szaleńczo zakochanym dzieciakiem, wiedzącym, że właśnie z tym Szymonem chce mieć kilkoro dzieci, dom, rodzinę. Jak każda młoda para ochoczo zabraliśmy się do roboty, ale… nie udawało się. Jeden doktor, drugi, trzeci. Aż w końcu trafiłam na mojego doktora C. Przez rok prowadził mnie farmakologicznie, wykonał setki badań moich i mojego nie-męża, a potem odbył TĘ rozmowę. Że już nie ma tabletek, zastrzyków, leków, które pomogą. Że położy mnie na stół, że wyczyści moje jajniki, obejrzy endometrium, sprawdzi. Potem mamy kilka cykli prób i on wierzy, że się uda, ale gdyby nie, to co myślimy o in vitro. Wiedziała o tym tylko moja najbliższa przyjaciółka i nie-mąż. W szpitalu wszyscy byli mili, niewiele pamiętam. Potem pierwsza próba, druga, kolejna. Doktor mówi, że jeśli tym razem się nie uda, to może ktoś mądrzejszy od niego. Nie wie, że w międzyczasie konsultujemy się z profesorem Dębskim, który mówi, że nasz Dr C. robi wszystko, jak należy, żeby ufać. Ostatni cykl prób, potem mamy wybór. Dano nam wybór.

W ostatnim cyklu się udaje. Jestem w ukochanej, upragnionej ciąży. Ja dwudziestoczteroletni dzieciak. Wszyscy myślą, że wpadliśmy, bo wiadomo, jak to tak wcześnie. Doktor mówi, że to wielkie szczęście, żeśmy pomyśleli tak wcześnie, bo z moimi wynikami, to mogło być po ptakach. I żeby zaraz myśleć o kolejnym dziecku, od razu. Ciąża jest świetnym czasem. Rodzi się Franek. Franek- chłopiec z historią zapisaną w naszych uszkodzonych genach. Chłopiec, który ostatni własny oddech bierze 10 stycznia 2011 roku. Potem oddycha za niego respirator. I już tak będzie zawsze. Myśl od drugim dziecku odkładamy więc na nigdy.

Mijają trzy lata. Mam 28 lat. Franio w ramach swojej niepełnosprawności jest znakomicie funkcjonującym czterolatkiem. Dostajemy wiele wsparcia od rodziny, przyjaciół i obcych ludzi. Krzepniemy, nabieramy siły. Pojawiają się myśli. O rodzeństwie. Zdrowym rodzeństwie. Znów nie wie o tym nikt. Ale my wiemy, że w naszych genach zapisana jest historia i że daje ona 25% ryzyka, że nie skończy się happy endem. Szukamy więc pomocy u Doktora C. Mamy wybór. In vitro. Diagnostyka preimplantacjyna. Taka, która pozwoli urodzić mi zdrowe dziecko. W Polsce nikt nie wykonuje tego rodzaju diagnostyki w kierunku SMARD1, szukamy w Niemczech i Hiszpanii. Ze względu na procedury i nasze wyniki obie kliniki nam odmawiają. Wracamy do Doktora C.- ten widząc moje badania łapie się za głowę. Ale wierzy. Znów dostaje leki i zastrzyki.

Mam 30 lat. Na dworcu mąż całuje mnie czule, mówi, że kocha mnie najbardziej na świecie i że wszystko będzie na pewno dobrze. Jestem w ciąży. Tyma razem wystarczyło leczenie farmakologiczne. Jadę sama do Warszawy zrobić badania prenatalne. Sama, bo to 350 km i mąż musi zostać w domu z naszym starszym niepełnosprawnym dzieckiem. Jadę zrobić badania prenatalne, bo dziecko, które noszę w łonie może mieć SMARD1. Jadę, bo jeśli okaże się, że jest ono chore, musimy się przygotować, musimy wiedzieć. Mamy wybór. Wybór o którym długo dyskutujemy i którego konsekwencje ponosić będzie nasza rodzina. Jakie by one nie były. Decydujemy- aborcja nie wchodzi w grę.

20 tydzień ciąży. W czasie usg inny Doktor stwierdza torbiele w głowie. Cztery, bardzo duże. Nasze drugie dziecko nie ma smard. Ma torbiele. W drodze do domu milczymy. Znów wiemy o tym tylko my.

Mam serię badań, które mają stwierdzić, co siedzi w głowie małego. Nie chcemy martwić Babć, Cioć, które i tak z trwogą patrzą na każdy mój ciężarny ruch.

2 września 2015 roku rodzi się Leon. Zdrowy. Kilka tygodni później okazuje się, że nie ma smard1, że nie ma torbieli- wchłonęły się.

Mam 31 lat. Od niemal sześciu nie przespałam ciągiem ani jednej nocy. Mam cudnego męża, dwóch synów- starszy jest niepełnosprawny, nieuleczalnie chory. Młodszy cudem urodził się zdrów. Nie jestem za aborcją. Jestem za wyborem. Mnie go dano.

Dziś #czarnyprotest. Dziś pierwszy raz moją historię poznają Mama, Babcia, sąsiadki i znajome, Wy- moje Czytaczki.

Ja już nie będę miała dzieci. Mam jednak dwie bratowe, mój mąż ma dwie siostry. Mamy przyjaciółki. Mam synów, którzy być może będą mieli żony. Chcę, żeby one też miały wybór.

A to, co dzieje się z nami teraz i potem u Preclowej. Mądrze i prawdziwie. Dajcie kobietom wybór. KLIK

 

24 myśli w temacie “Moja historia

  1. Nam też dano wybór. Po 4 latach cud: na świecie jest Marysia i chociaż będzie najprawdopodobniej będzie jedynaczka cieszę się że miałam wybór. I chcę żeby Ona też miała wybór.

  2. Brak słów, żeby coś napisać, znam Waszą historię od dawna, ale jak się okazuje nie do końca, podziwiam Twoje zaangażowanie w to, żeby Franek mógł „normalnie ” żyć <3 Też miałam badania prenatalne, też nie chciałam usuwać ciąży, na szczescie nic nie wykryto, ale właśnie chodzi o ten wybór, żeby każdy mógł go mieć <3

  3. Siedze i rycze. Naprawde. Jestem pełna podziwy dla Was. I to już od dawna. Obecnie jestem w drugiej ciąży. Kolejny raz nie robiłam badań prenatalnych bo niechciałam, bo wynik był bez znaczenia, ale miałam taką możliwość. My wybór (jeszcze) mamy i jestem za tym by kobiety które jeszcze o dzieciach myśleć nie zaczeły też go miały. #Czarnyprotest to nie jest nasze widzimisię: „mam zły nastrój to zrobie sobie skrobanke”. Jest to głośny krzyk protestu przeciwko traktowaniu nas kobiet jak inkubatorów które jak się popsują to zastąpi sie nowymi, bo nadejdzie taki dzień gdy tych dzieci poprostu nie będzie i śliczne programy „prorodzinne” nic nie dadzą.

  4. Za ten wybór najpiękniej podziękuję Wam Wasze cudowne dzieci. A dla Was wielki szacun i nic więcej nie jestem w stanie napisać chlip chlip chlip ???? jesteście wielcy.

  5. Aniu, nikt trafniej by tego nie opisał. Masz rację kobieta powinna mieć wybór a państwo powinno dołożyć należytej staranności żeby kobieta z tego wyboru nie musiała skorzystać. Całuję Was bardzo mocno.

    • Jest też wybór- robić badania prenatalne, czy nie, wiedzieć i się przygotować lub jeśli jest możliwość to ratować, czy być zaskoczonym przez los, często tragicznie. Jest wybór mieć in vitro i nadzieję na zdrowe dziecko lub dziecko w ogóle, czy nie? Moim zdaniem życie nie jest zerojedynkowe, czarne albo białe.

  6. Mam mieszane myśli, z jednej strony rozumiem, że każdy chce mieć wybór. Z drugiej strony, nie obraźcie się drogie panie ale natura stworzyła kobiety właśnie do roli inkubatora. Tym różnimy się od mężczyzn, że dano nam możliwość rodzenia dzieci. Jesteśmy inkubatorami, bo w takie urządzenia wyposażyła nas natura. Strasznie mnie irytuje wykorzystywanie bezrozumne tego argumentu. Tak jak piersi zostały stworzone do wytwarzania mleka i karmienia, tak kobieta do stworzenia dziecka. Z tej perspektywy, z perspektywy natury jesteśmy inkubatorami. Ale tu chodzi o możliwość wyboru. Śmieszy mnie czarny protest, śmieszą mnie kobiety walczące o prawo do aborcji wykrzykujące teksty „nie jesteśmy inkubatorami”. Ich brak logiki, jakiegoś zwykłego przemyślenia słów, argumentów sprawia, ze im nie wierzę. A aborcja powinna być prawem dla ludzi rozumnych. A tych spotykam w swoim życiu coraz mniej. Nawet słuchając opinii, wypowiedzi znanych osób mam wrażenie, że sami nie wiedzą o co walczą. Ich ignorancja wobec tematu sprawia, że mnie śmieszą.

    • Wiesz Anko, ja myślę, że przekaz po obu stronach jest niefajny. Trochę nie można było pisać pięknych elaboratów okrągłymi słowami na transparentach, bo nikt by tego nie czytał, nie poczuł, ile jest uporu i woli walki w protestujących kobietach. Rozumiem, że ta retoryka mogła razić i krzywdzić dziewczyny, które w tragicznych okolicznościach muszą poddać się aborcji. Ale tak jak mówisz, jest to narzędzie dla kobiet rozumnych- i to mnie przeraża, że ten projekt nie uwzględnia tego, że kobiety są rozumne i traktuje aborcję jak środek antykoncepcyjny.
      Poza wszystkim nie tylko o wybór aborcyjny chodzi. Chodzi także o badania prenatalne, o in vitro i zaostrzenie przepisów wokół tych możliwości. I o odbieranie wolnej woli. Wyboru.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz.

  7. Szanuję Twój komentarz szczególnie z racji tego, że wiesz, co to znaczy chore dziecko. Ja nie wiem. Specjalnie tu wszedłem (dawno nie odwiedzałem bloga), bo byłem ciekaw, czy piszesz coś o sprawie zaostrzania prawa aborcyjnego. Cieszę się, że napisałaś w sposób wyważony i subtelny, a nie krzykliwy.
    Chciałbym zadać Ci kilka pytań, bo dużo myślę o tej sprawie. Jeśli zechcesz odpisać, to będę wdzięczny, jeśli nie chcesz robić tego publicznie, a zechcesz prywatnie, to przesłałem Ci maila.
    Czy pozostawienie kobiecie wyboru, o którym piszesz, jest prawidłowym rozwiązaniem w przypadku choroby dziecka? Czy można godzić się na to, żeby prawo pozwalało na zabicie chorego dziecka? Dlatego że jest chore? Dlatego że rodzice będą mieli niezmiernie ciężko? Kto, jak nie Ty, może na to pytania dać jakąś odpowiedź. Nikt nie nakazuje kobiecie wychowywać chorego dziecka. Nie każda kobieta sobie z tym poradzi. Dlatego dziecko można oddać do adopcji (oczywiście wiem, że to nie jest wcale łatwe). Nie ma obowiązku opieki nad dzieckiem, ale nie ma też prawa (naturalnego, bo polskie prawo owszem takie jest), żeby je zabić. Czy się mylę?
    Drugą kwestią – jeszcze bardziej oczywistą, moim zdaniem – jest przypadek gwałtu. To dziecko nie jest winne tej zbrodni. Kto z ludzi ma prawo do tego, żeby uchwalić, że w takiej sytuacji zabójstwo jest możliwe na całkowicie niewinnej osobie? Do czego to może doprowadzić nas w przyszłości?
    W tych przypadkach konieczne jest wsparcie dla kobiety, jej rodziny. Ułatwienie możliwości oddania dziecka do adopcji.
    Nie piszę o przypadku, gdy ciąża zagraża życiu czy zdrowiu kobiety. Ten projekt ustawy (który już zresztą jest odrzucony) nie zabraniał w tej sytuacji aborcji. Nie nazywał jej tylko aborcją tylko działaniami medycznymi mającymi na celu ratowanie matki, jako gwarantu życia dziecka. W tym przypadku jest jak z obroną konieczną. Można odebrać komuś życie, jeśli zagraża mojemu życiu. Można też tego nie zrobić, jeśli kobieta się na to zdecyduje i chce umrzeć za wszelką cenę ratując dziecko. I to jest wybór.
    Ja też bym chciał mieć takie wyważone i wyrozumiałe stanowisko, jak Ty, że każdy powinien mieć wybór, ale nie mogę tego popierać. Czy człowiek może dokonać wyboru polegającego na zabiciu innego człowieka?

    • Pawle dziękuję za tak wyważony komentarz. I od razu przepraszam za zwłokę, bo w mailu już chyba dwa dni temu obiecałam odpowiedzieć.
      Powiem tak- napisałam to tak, jak ja to czuję i rzucając ten wpis na fanpage dodałam, że „tyle wiem o sobie, ile nas sprawdzono”. Ja postąpiłam tak, jak dyktowało nam serce i sumienie. Piszę nam, bo każdą decyzję długo omawialiśmy z moim mężem.
      Ponieważ działa jeszcze poprzednia ustawa, w jej ramach miałam możliwość przerwania ciąży ze względów medycznych- nie skorzystałam z tej możliwości. Ze smard1 można żyć, nie jest to proste życie, bo jest ono codzienną walką. Ale ja wiem, że można. Jednak ten projekt nie zakładał zakazu aborcji tylko w przypadku zespołu Downa (który tak rozdmuchały media), czy smard, ale całkowitego zakazu- również wtedy, kiedy dziecko jest nieodwracalnie, śmiertelnie chore, kiedy nie wykształciły się jakieś narządy, kiedy po narodzinach (jeśli w ogóle nie umrze w łonie) skona w bólu po kilku godzinach. Nie wiem, jak ja bym postąpiła wówczas, wiem, że są instytucje, które pomagają rodzicom przejść przez taki poród, jeśli są na niego zdecydowani. Wiem też, że te instytucje walczą o przetrwanie i każdy grosz, bo ustawodawca, który tak ochoczo walczy o życie poczęte, to życie urodzone, które jest śmiertelnie chore już nie baczy- skąd te wszystkie zbiórki na sprzęty, ćwiczenia, operacje i leczenia za granicą? Na naszej drodze spotkałam wielu rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy daliby się za nie pokroić, którzy za nic nie oddaliby ich nikomu, ale na jednym z oiomów leżał chłopiec, który wył z bólu, z tęsknoty, do którego nikt nie przychodził. Ten chłopiec zmarł. SAM.
      Piszesz o adopcji. O ośrodkach. Dostałam też wiadomość, że są siostry zakonne. Nasz system jest tak niedoskonały, że nawet mój syn mógł zostać tylko albo w szpitalu albo… nigdzie. Czy zaadoptowałbyś dziecko z zanikiem mięśni pod respiratorem? Z autyzmem? Z porażeniem dziecięcym? Z zespołem downa? To wymaga wręcz heroicznej odwagi i miłości- musisz pokochać i dać dom tak bardzo wymagającemu stworzeniu. Ilu znasz takich ludzi? Czy sam byś się na to zdecydował? Czy wiesz, że nie ma opieki dla dzieci, jak mój syn, poza szpitalem? Czy wiesz, że w szpitalu dziecko ma taką rehabilitację, że kot napłakał? To nie jest zerojedynkowe rozwiązanie.
      A co z ludźmi, którzy nie wierzą? W piekło, niebo, potępienie i zbawienie? Dla których zarodek jest zarodkiem?
      Piszesz o gwałcie. Nie odpowiem. Bo nie wiem, jak zachowałabym się w tej sytuacji. Wychowałbyś dziecko człowieka, który tak bardzo skrzywdziłby Twoją żonę? Mogę się tylko domyślać, że tak bardzo okaleczona kobieta chce mieć to prawo. I ja to szanuję. Nie oceniam.
      Ten projekt zakładał także karę za nieumyślne poronienie. Kto to będzie oceniał? Kto będzie badał te kobiety, dla których to jest tragedia, że stracą dziecko? Kto rozpozna, czy było to umyślne? Już dziś brakuje kadry, fachowców, a jeśli są to też popełniają błędy! A co w przypadku, kiedy w czasie badań prenatalnych (dzięki którym można wyleczyć dziecko w brzuchu mamy) dojdzie do poronienia? Czy to będzie umyślne? Czy lekarze będą się na to decydować, jeśli będzie im groziła kara?
      Pawle, z całym szacunkiem, jesteś mężczyzną. Dlaczego chcesz decydować o swojej mamie, siostrze, żonie, koleżance z pracy? To wcale nie jest tak, że 100% niechcianych ciąż jest usuwanych. Aborcja nie jest i nigdy nie będzie środkiem antykoncepcyjnym! To wynik wielu, często traumatycznych i bolesnych wyborów. Oceny, co jest bezpieczniejsze nie tylko dla mnie, ale i dla przyszłości istoty, którą ma się w sobie. Kobiety nie są bezmyślne. Uwierz, proszę.
      Ja miałam taki wybór. I choć wiedziałam, jak w przypadku choroby może wyglądać nasze życie (czy wiesz, że moglibyśmy nie zauważyć, że Franio się dusi i on by umarł i nikt by nie wiedział, dlaczego? Wiesz, że z Leonem, gdyby był chory mogłoby być podobnie?), więc choć miałam ten wybór nie zdecydowałam się na niego. Nie sądzisz chyba, że dzięki temu jestem święta? Nie jestem. Nad tym wyborem bardzo długo się zastanawiałam. Żadna ze znanych mi mam dzieci niepełnosprawnych nie skoczyłaby tak hop siup na fotel- a usuń pan tę ciążę. To jest ogromny ciężar. I wybór. Szanujmy to. Szanujmy mądrość kobiet.

      • Nie zaadoptowałbym dziecka z zanikiem mięśni. Jak sądzę nikt takiego dziecka nie adoptuje. Czy uważasz, że w takim razie można takie dziecko zabić? Czy to zabójstwo można uzasadnić tym, że system jest niedoskonały? W takim razie ten system trzeba udoskonalić, oczywiście. Słyszałem i czytałem, że taki kompleksowy projekt jest przygotowany przez instytut Ordo Iuris.
        Nie rozumiem, co ma do rzeczy, że zarodek dla niektórych jest zarodkiem. Czy te dzieci, które mają zdiagnozowany zanik mięśni są zarodkiem?
        O aborcji dzieci z zespołem Downa napisałaś tyle, że media to rozdmuchały. Nie odpowiedziałaś, czy uważasz, że można takie dzieci zabić, i jeśli tak, to w imię czego.
        Nie lubię dyskusji opierającej się na zadawaniu pytań o hipotetyczne sytuacje w stylu „co bym zrobił gdybym?”, ale odpowiem też na Twoje pytanie dotyczące gwałtu. Tak, wychowałbym dziecko, które urodziłaby moja żona w wyniku gwałtu. Co wnosi w tą dyskusję moja odpowiedź? Mielibyśmy wybór – wychować je lub oddać do adopcji. Wcześniej pisałaś, że nikt nie zaadoptuje dziecka z zanikiem mięśni. A czy nikt nie zaadoptuje zdrowego pięknego dziecka? Czy ono nie zasługuje na życie wśród ludzi, którzy obdarzą je miłością? Poza tym zastanów się, czy można pisać, że jest to dziecko gwałciciela? Gdybym wychowywał takie dziecko i powiedziałabyś mi, że jest to dziecko oprawcy mojej żony, to bym się zdenerwował. Oczywiście na poziomie emocji, bo faktycznie biologicznym ojcem byłby ten oprawca. Twój sposób przedstawiania tej sprawy służy, wydaje mi się, wywołaniu negatywnych emocji wobec tego dziecka, które nie jest niczemu winne i zasługuje na życie, tak jak Ty czy ja.
        Sprawa nie jest zerojedynkowa. Stanowisko wobec tego projektu nie jest tylko: przyjąć albo odrzucić. Jeśli by tak było, to też bym był za odrzucić. Projekt można zmienić, albo wprowadzić częściowo.
        Jeśli chodzi o kwestię poronień, to zgadzam się, że można mieć duże wątpliwości. Też je mam. Tylko, że napisałaś, że projekt zakładał karę za nieumyślne poronienie, co jest nieprawdą. Albo się pomyliłaś, albo powielasz medialne kłamstwa.
        Jestem mężczyzną, owszem. Dlaczego wyłączasz mnie z tematu aborcji? Dlaczego odbierasz mi prawo głosu w demokratycznym kraju? Sprawa nie dotyczy tylko mojej żony, mamy, siostry, koleżanki. Dotyczy też moich dzieci, rodzeństwa, siostrzeńców i dzieci mojej koleżanki. Chcę zwrócić uwagę na te dzieci, które też są ludźmi. Jeżeli twierdzisz, że sprawa dotyczy tylko mojej żony i ja nie mam nic do powiedzenia w sprawie mojego dziecka, to ja się z tym nie zgadzam i moja żona też.
        Piszesz, że kobiety nie są bezmyślne. Znam wiele bezmyślnych kobiet. Co mi na to odpowiesz? Znam takie, które chwalą się aborcją, takie które uważają, że dziecko w brzuchu matki, to nie człowiek i do 12 tygodnia aborcja powinna być na życzenie, takie które krzywdzą swoje dzieci i takie które krzywdzą siebie. Jakie ma to znaczenie w naszej dyskusji? Chodzi o ochronę życia. Domyślam się, że uważasz, że mężczyźni również nie są bezmyślni. W takim razie nic nie trzeba zabraniać. Morderstwa też powinny być legalne, bo skoro nikt nie jest bezmyślny, to nikt nikogo tak hop siup nie zabije i szanujmy to, szanujmy mądrość ludzi.

        • W sumie to nie wiem, co mam Ci odpowiedzieć na te (moim zdaniem) zarzuty. Wiesz? Kiedyś sama myślałam, że kiedy będę w ciąży a będzie „coś nie tak” to usunę. A potem zaszłam w ciążę. Urodziłam syna, który jest niepełnosprawny, nieuleczalnie, bardzo poważnie chory i którego kocham nad życie. A potem zdecydowaliśmy o drugim dziecku i też myślałam o aborcji, bo znałam już życie z ciężko chorym dzieckiem. I znów byłam w ciąży. I od momentu dwóch kresek nawet nie pomyślałam, by „w razie czego” ją usunąć. Tak to wygląda.
          Znasz moje życie na tyle, na ile pozwalam je sobie opisać na blogu. To jest jego maleńki wycinek. Ja naprawdę nie uzurpuję sobie prawa do stanowienia zasad rządzących tym światem, a tak zrozumiałam Twoje pytania w pierwszym komentarzu.
          W moim wpisie nie było słowa o gwałcie- pytasz mnie o to, a ja na tyle, na ile można delikatnie Ci odpowiadam- nie wiem. Nie wiem, co czułabym będąc w ciąży będącej efektem gwałtu. Te pytania, które zadałam tutaj publicznie Tobie, zadałabym pewnie sobie i mojemu mężowi. Mogę w tej sprawie tylko teoretyzować. Nawet nie próbuję sobie tego wyobrazić i nie czuję się na siłach, by to komentować.
          Wiem już tyle o sobie, że gdybym ja była w ciąży i gdyby to dziecko miało mieć zespół downa, to mimo mojej obecnej sytuacji życiowej nie usunęłabym tej ciąży. Ale to ja. Nie uważam, że ZD powinien być powodem tego zabiegu. Z tego co się orientuję, to jednak projekt tej ustawy zabraniał totalnie usunięcie ciąży- nawet w sytuacjach krytycznych, o których pisałam wcześniej. A dziś czytam, że powinno się rodzić dzieci zdeformowane, by je ochrzcić! A co, jeśli ktoś nie chrzci? Ma do tego przecież prawo.
          Przez 8 lat mojego życia dotyczyło mnie problem z zajściem w ciąże (dwa razy), ciężka choroba mojego dziecka, decyzja o in vitro i diagnostyce preimplantacyjnej (której nam odmówiono), badania prenatalne i nadzieja, że badania genetyczne mojego drugiego syna wskażą, że jest zdrowy. Ja za każdym razem miałam wybór. Ów wpis pisałam, kiedy projekt nie był jeszcze odrzucony, teraz możemy teoretyzować, a to jest bez sensu. Wiem tylko, że dopóty dopóki nie stanęłam na swoim miejscu, byłam takim samym teoretykiem, jak Ty teraz. Mimo, że nie lubisz dyskusji na zasadzie „co by było gdyby”, to mnie stawiasz w ogniu pytań, nakazując naprawiać porządek świata. piszemy teorie- ja o kobietach mądrych, Ty o bezmyślnych i tak można bez końca. I sądzę, że właśnie nikt tak hop siup nikogo nie zabija, bo ludzie są w ogromnej większości dobrzy i mądrzy.

          • Chciałem poznać Twoje zdanie i dziękuję za podzielenie się nim. Moje pytania nie były „co byś zrobiła gdyby”, bo nie to mnie interesowało. Interesowało mnie, co uważasz, jak powinno być, i już to, mniej więcej, wiem. Nie oskarżaj mnie o stawianie Cię w ogniu pytań, bo od początku nie żądałem od Ciebie odpowiedzi na nie. Byłoby to zresztą niedorzeczne. Tym bardziej byłoby niedorzeczne nakazywanie Ci naprawiać porządek świata. Jeśli tak się poczułaś, to przepraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *