Kupujemy wózek dla Franka, odc. 1

Mam wrażenie, że już wieki temu postanowiliśmy zmienić wózek elektryczny Frankowi. Z trzech głównych powodów: po pierwsze, bo Franka kręgosłup aż prosi o litość, kiedy ten zgięty niemal w pół przypięty pasami samolotowymi dla niepełnosprawnych, które nie są dla niego dobre, podróżuje przez świat. Po drugie, bo odkąd mamy siedzisko posturę i zaczęliśmy przypinać ją do elektryka Franka to siedzi ładniej, ale z kolei ma problem z dobrym sterowaniem. Po trzecie Frankowi po prostu źle się już jeździ skippim, duża postura sprawia, że drobny kierowca nie czuje się w nim bezpiecznie.

Poszukiwania zaczęłam już w lutym, ale akurat wtedy przypałętało mi się piętnaście tysięcy chorób i bakterii i zarzuciłam na chwilę wymianę wózka. Teraz jednak, kiedy lato w pełni i mamy trochę większy luz rehabilitacyjno szkolny, wzięliśmy się za bary z wymianą wozu dla Franka. Przyszły właściciel miał tylko jeden wymóg – nowy wózek ma być szybszy, bo na tym to już nuda i Leon go dogania. My byliśmy nieco bardziej wybredni, bo kiedy już inwestujemy w ten wózek tyle pieniędzy, to chcemy, żeby miał wszystko co tylko możliwe, dostosowane do potrzeba wózkowicza. Nasze wymogi to możliwie najbardziej czuły panel sterowania – opcja joystick plus ekran dotykowy byłaby genialna, stolik do szkoły, półka do respiratora, całościowa platforma pod nogi (z podwójnych podnóżków Franka bezwładne stopy uciekają). Dodatkowym atutem byłaby winda, podnośnik dzięki któremu Francyś mógłby zajrzeć, gdzie wzrok nie sięga i odchylanie całego siedziska, żeby człowieczyna mógł sobie odpocząć. Siedzisko jest nam obojętne, bo i tak mamy w planach zamontować tam posturę.

Wybraliśmy, umówiliśmy się na przymiarki i Franciszek jest już po pierwszych testach. My tymczasem jesteśmy po pierwszych konsultacjach finansowych. Wiecie – taki wózek to wydatek kilkudziesięciu tysięcy, a ponieważ spadku  po wujku z Ameryki próżno u nas szukać, w totolotka szóstki nie zgarnęliśmy (pewnie dlatego, że nie gramy), to będziemy go finansować. Nie mamy jeszcze szczegółowych kosztorysów, ale mamy już pogląd na sytuację. Tym samym postanowiliśmy skorzystać z programu Aktywny Samorząd i wnioskować o dofinansowanie do wózka dla osoby niepełnosprawnej poniżej szesnastego roku życia. W ramach takiego wsparcia można uzyskać dofinansowanie do dziesięciu tysięcy złotych.

Z wiedzy praktycznej:

  • każdy mops, czy pcpr ma swój własny wniosek. To oznacza, że nie można złożyć ogólnego druku z tymi samymi załącznikami w całej Polsce, trzeba iść po wniosek do swojego regionalnego mopsu.
  • wnioski należy składać do 31 sierpnia, a załączników jest co niemiara, więc trzeba się spieszyć (taki termin usłyszałam w mops w Kaliszu, w pcpr, czyli jednostce obsługującej powiat powiedziano mi, że termin przedłużono u nich do końca września, ale ręki nie dam sobie uciąć)
  • w Kaliszu należy do wniosku załączyć siedem dokumentów: orzeczenie o niepełnosprawności, akt urodzenia, oświadczenie o dochodach w rodzinie, poświadczenie tego, że beneficjent się uczy (np. świadectwo szkolne z ostatniego roku), zaświadczenie lekarskie o potrzebie korzystania z takiego wózka, oferty zakupu z dwóch niezależnych sklepów i druk RODO
  • dofinansowanie po weryfikacji może wynosić do dziesięciu tysięcy złotych

Z ciekawostek przyrodniczych:

  • w naszym wniosku trzeba uzasadnić, jak dofinansowanie i finalnie zakup wózka fantastycznie wpłynie na życie beneficjenta
  • trzeba napisać także, jaką średnią ocen miał w szkole oraz czy reprezentował szkołę w konkursach, olimpiadach itd (czy to oznacza, że uczniowie z niską średnią nie zasługują na wózek? nie wiem.)
  • trzeba zaznaczyć, czy dom dostosowany jest do potrzeb osób niepełnosprawnych. Nasz nie jest, ale Franek po domu i tak jeździ rzadko, poza tym, czy to będzie kryterium decydujące – chyba nie.

Gromadzimy właśnie dokumenty, czekamy na oferty od sprzedawców i… zobaczymy, co z tego wyniknie.

#wozekdlafranka

3 myśli w temacie “Kupujemy wózek dla Franka, odc. 1

  1. W tamtym roku przechodziłam przez to samo tylko, że ja jestem 32 latkom, więc potrzebowałam mniej papierów. Jednocześnie prowadziłam również zbiórkę publiczną w sieci, by uzbierać resztę potrzebnej mi kwoty, bo wówczas mój wózek który ma tylko windę (z niestandardowych rzeczy) kosztował 26 tysięcy, a ja z dofinansowania z NFZ-tu dostałam tylko 3 tyszance złotych. Dziś szczęśliwe mogę powiedzieć, że siedzę na wymarzonym wózku, ale też doskonale wiem co to znaczy walka o nowy sprzęt. Dlatego też ściskam Was mocno jednocześnie trzymając kciuki aby wszystko się udało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *