Bardzo, ale to naprawdę bardzo rzadko zdarza się, żebyśmy z Tatą wychodzili gdzieś tylko we dwoje. Ciocia M. pomaga przy Franku w szkole, wozi go na gumeczki i do logopedy, kiedy my nie możemy i tak naprawdę nie mamy już sumienia angażować jej jeszcze w weekendy. Dlatego, kiedy ostatnio Dziadek Ksero i Babcia Gosha zafundowali nam wolną niedzielę, cieszyliśmy się jak na tydzień w spa. Trzeba Wam wiedzieć, że poza nami i M., jeszcze tylko Babcia Gosha potrafi Frania odessać i zareagować, kiedy dzieje się coś z rurą i respiratorem. Babcia nauki pobierała niemal od powrotu Frania do domu i przypłaciła je już milionem zawałów, bo poza obciążeniem psychicznym, opieka nad Młodzieńcem wymaga także umiejętności i pokonania pewnych barier w głowie. No i ważne jest też to, że Babcia w opiece nad Frankiem nie szarżuje. Rozpieszcza go kulinarnie i zabawowo, ale respirator to świętość, więc o każdym piknięciu, które nie jest alarmem o poziomie baterii, jesteśmy zawsze powiadomieni. Dlatego, kiedy Babcia i Dziadek pojawili się w naszych drzwiach, przejęli wykropkowanego Leona i szczęśliwego Francysia, ulotniliśmy się na miasto.
W sumie to czuliśmy się, jak dzieci we mgle. Tak dawno nie byliśmy w kinie, że z całych trzech w naszym mieście mieliśmy problem, żeby wybrać to najfajniejsze. Poszliśmy więc na lody. Potem w sumie do kina też i chociaż film był naprawdę taki sobie, to bawiliśmy się całkiem nieźle. Kiedy seans się skończył, było późne popołudnie. Wyposzczeni towarzysko (kropki Leona skutecznie wystraszyły naszych dzieciatych przyjaciół), postanowiliśmy pójść coś zjeść. Było naprawdę fajnie.
Do domu postanowiliśmy wejść po cichu. Tak w ramach testu, czy na przykład nie bujają się na lampach dla rozrywki. Babcia z Franiem siedzieli na kanapie i wertowali atlas świata. Leon i Dziadek śpiewali wymyślone przez Dziadka piosenki. Tak naprawdę to Dziadek śpiewał, a Leon piszczał z zachwytu, ale wyglądało na to, że cała czwórka świetnie się bawi. No a potem się zaczęło…
Okazało się, że tuż przed naszym powrotem Franek potwornie się zatkał. Bez rodziców. Bez M.- jedynej poza nami, która w praktyce miała już zatkanie. Z Babcią. Trzy pierwsze zdania tej historii zatrzymały nam serca. Pamiętacie teorię, prawda? Kiedy wielki glut zatyka światło rurki, respirator nie daje rady wentylować Franka, Młody robi się blady, siny i odpływa. A potem to już równia pochyła w dół. Na pierwszą reakcję jest kilka sekund, na ratunek kilkanaście. Nie ma czasu na alarmy, telefony. Babcia też to wiedziała. W teorii. A jak to było w praktyce?
W praktyce Babcia i Franio świetnie współpracowali. Franek wie, co robimy, kiedy się zatyka (z resztą nas też potrafi świetnie instruować) i kiedy Babcia go wentylowała, wlewała sól fizjologiczną (a nie wiedziała ile, wiedziała, że musi) i znów wentylowała i potem odsysała – Franek dzielnie mówił, gdzie ta sól leży, gdzie cewnik, co jeszcze. Instynktownie chyba chwyciła Babcia za szerszy, większy rozmiar cewnika- dzięki temu łatwiej jej było złapać gluta. Franek zaś wiedział, kiedy ten potwór oderwał się od rury i kiedy Babcia ma odsysać. Tym sposobem powrócił do kolorów, a Babcia znów stała się niskociśnieniowcem. Sama nie potrafię oddać dramatyzmu tej sytuacji, wiem, że było sino, szaro i duszno. I bardzo, bardzo straszno. Wtajemniczonym rodzicom powiem tylko, że cewnik 'dziesiątka’ ledwo gada wciągnął- taki był sklejony i duży.
Co teraz? Babcia Gosha jest po chrzcie bojowym. Poradzić sobie z takim zatkaniem to naprawdę sztuka. My odetchnęliśmy z ulgą, bo wiemy, że Franio jest z Babcią naprawdę bezpieczny. Co by było gdyby? Nawet nie chcę o tym myśleć. Widzicie- Franek nie musi być chory, ani nawet lekko przeziębiony, żeby rurka się zatkała. To zwykle jest kwestia przypadku. Dlatego bardzo ciężko jest nam Franka zostawiać z kimś innym niż my. Dlatego także wszystkich bardzo uczulamy na to, żeby słuchali Franka, pytali czy dobrze mu się oddycha, czy potrzebuje odsysania, zwracali uwagę na respirator. Dlatego to jest wielka odpowiedzialność i obciążenie. Bo to zawsze jest kwestia przypadku.
A z Babci i Franka jesteśmy ogromnie dumni.
Dzielna Babcia!
Umierałam czytając, a cisnienie ma 200 . Pozdrawia cieplutko Hania z przedszkola ????????????
Hania to chyba jakąś kawę umówioną miała, prawda? 🙂
Brawo Babcia!
Genialna Babcia! My też musimy swoje babunie przekonać i przyzwyczaić do kochanych rureczek.