Byliśmy na balu. Serio. Takim najprawdziwszym- z sukienkami i w ogóle. Kto? No, my Frankowi starzy 🙂 Babcia Domowa wpadła na pomysł, Ciocia M. zajęła się Dziedzicem, Frankowy tata założył garnitur, mama zainwestowała w pomadkę i pogoniliśmy. Niedaleko, tuż obok. Bal organizowany przez Rodziców z naszej szkoły, na rzecz jej potrzeb. Piszę naszej szkoły, bo Franek jest już formalnie zapowiedziany jako uczeń. Kiedy my podskakiwaliśmy w rytm walczyków, disco rytmów i innych takich, pod naszym dachem działy się niesamowite niesamowitości. Franklin i Ciocia M. urządzili sobie wieczór tylko we dwoje. Żeby podołać Ciocinym wymaganiom, Dziedzic uciął sobie drzemkę PRZED kolacją i zjadł dopiero o 23. Umówieni byliśmy, że „w razie czego” Ciocia dzwoni, a my wracamy w te pędy do domu ratować dziecię z opresji. 20, 21, 22, 23- nie dzwoni. W związku z tym spokojnie odstawialiśmy sobie nasze ju ken densy na parkiecie, a Franklin… A Franklin urządził Cioci pogadankę! Biedna M. musiała cierpliwie wysłuchiwać da-da, ta-ta, nia, nie, geeee, eeeee, oooo, uuuu i podziwiać pupką-pupką i oklaskiwać buziaczki zaledwie do 1:30 w nocy. Dopiero wtedy bowiem nasz Jaśnie Panicz postanowił iść spać. Wróciliśmy do domu wytańczeni, objedzeni, wyśmiani na całego tuż nad ranem. W pokoju zastaliśmy przytulonych do żyrafy M. i F. Żadne nie wykazywało oznak nieszczęśliwości, rozpaczy i co gorsza tęsknoty za nami. Ależ to był cudowny widok!
Balowe wnioski:
-drugie wyjście rodziców w przeciągu jednego tygodnia, to już chyba rozpusta, dlatego wprowadzamy sobie szlaban,
-Franklin jest już zupełnie dorosłym chłopcem i nieustanna rodzicielska kontrola go męczy, w związku z tym UWIELBIA zostawać sam, pod opieką którejś z ukochanych Cioć,
-Frankowa mama nie może uwierzyć, że jej dziecię tak szybko dorasta,
-Ciocia M. jest najlepsza na świecie, bo nie dość, że zajmuje się Dziedzicem, jak normalnym dziecięciem, czyli karmi, przebiera, nosi, tuli, śpiewa nawet, to na dodatek, podczas naszej nieobecność goni Potwrzastego aż huczy. Nie boi się odsysać, wentylować, uczyć nowych parametrów respi. Franklin jest z nią bezpieczny, a my kochamy ją za to najbardziej na świecie.
***
Póki Dziedzic drzemie po drugim śniadaniu (tak, tak jada dwa 🙂 ), idę… spać. Cała noc w szpilkach, to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej…
Rodzicom-Organizatorom balu należą się brawa- było bosko!
Miłosierny ten Wasz Franklin:) I mądry:) Wie, że rodziców też czasem trzeba spuścić ze smyczy;-)
A może by Waszego Francia do naszego przysłać, żeby starszemu koledze korepetycji w tej materii udzielił?;-)
Ps. Choroba jasna, no zazdroszczę wam tych tańców połamańców jakniewiemco;-)
No co ja tutaj czytam…toż to same rewelacyjne wieści. Tak sobie myślę, ze to nie byłaby chyba aż taka rozpusta gdybyśmy tak na żywo pogadali sobie o Balu tak, tak o Balu, ale prawdziwym Balu Przebierańców, który co roku nasza bekowa ekipa przyjaciół” odstawia „. Tak więc czekam na fona co Wy o tym sądzicie Aniu i Szymonie? Rozumiem, że wcześniej musicie to skonsultować z Dziedzicem czy pozwoleństwo da na takie luzy,ale…czekam. Ważne, że tak super się ubawiliście 😀
Rodzice wybawieni = Rodzice szczesliwi, Rodzice szczesliwi = Franek szczesliwy 😀
Mamo Frankowa KAZDA mama nie moze uwierzyc, ze jej dzidzia tak szybko dorasta 🙂
Mama! Nie „Starzy” tylko „Rodzice” 🙂 Czy w żartach czy nie, „Starzy” to bardzo, bardzo brzydkie określenie! No! 🙂
…niech żyje bal…