Tym z Was, którzy nie odkryli jeszcze, że czas leci zdecydowanie zbyt szybko, a są z nami niemal od początku uprzejmie przypominam, że Franek rozpoczął właśnie piątą klasę. Tak. Ledwo nam to dziecię maleńkie kilkumiesięczne ciotki z oiomu wypuściły, przed chwilą przeżywaliśmy pierwsze kroki w przedszkolu, a to chłopisko w tym roku na torcie zobaczy dziesięć świeczek! Pomysłów na niespodziankę urodzinową brak, bo większość pomysłów zepsuł covid, ale coś tam pewnie wymyślimy. Na szczęście to jeszcze nie czas na wpis urodzinowy (tort z tatara bił rekordy polubień), a szkolny. Bośmy trochę pozmieniali.
Z przyczyn logistyczno – życiowych, ale także z marzeń o rzeczywistej inkluzji społecznej naszego syna, Franek poszedł do innej szkoły. I to tak realnie poszedł. To znaczy codziennie rano wstaje, pakujemy drugie śniadanie, ortezy, książki, zeszyty i Tatę i jadą chłopaki do szkoły. W szkole Franciszek jest pełnoprawnym niepełnosprawnym uczniem. Zrezygnowaliśmy z nauczania indywidualnego na rzecz prawdziwej szkoły w szkole. Jest to ogromne wyzwanie po pierwsze dla Franka, który z trybu dom i jeden na jeden musi przestawić się na tryb „jestem częścią całości”. To także wyzwanie dla jego pleców, bioder i szyi. Tutaj jednak ze wsparciem przychodzą nasi fizjoterapeuci. Tam, gdzie się da poutykaliśmy terapię, poprzesuwaliśmy z popołudnia na okienka w lekcjach i przy pełnej zgodzie Dyrekcji Franek ćwiczy w szkole w czasie, kiedy jego koledzy mają wuef. Popołudniami Marek i Magda rozciągają to, co zastało się w szkole i mocno trzymamy kciuki, żeby to wyszło. Bo jak nie wyjdzie… to kaplica.
Po pierwsze plan lekcji. Wasze dzieciaki te bez orzeczeń w piątej klasie mają w tygodniu mniej więcej cztery matematyki, pięć polskich, ze trzy godziny języka obcego plus oczywiście plastykę, biologię, historię, geografię, muzykę, technikę i wuef. Nawet jeśli założymy, że Franek z tego wuefu jest zwolniony, to i tak zmieścić wszystko to w ośmiu godzinach nauczania indywidualnego to trzeba mieć fantazję. Albo raczej jej brak, a tym wykazał się właśnie nasz Wydział Edukacji, który przy przenosinach uciął Frankowi z marnych dziesięciu jeszcze dwie godziny. Aż świerzbi mnie klawiatura, żeby napisać tutaj co to oznacza dla takiego dziecka jak Franek i co myślę o takim traktowaniu mojego dziecka, ale myślę, że będzie ku temu jeszcze okazja. Mam wrażenie, że miała tutaj zastosowanie stara jak świat zasada, której i my już doświadczyliśmy, że skoro taki chory i bez perspektyw, to szkoda kasy na szkołę. Bardzo to takie budujące dla rodziców, kiedy spisuje się jego dziecko na straty jednym pismem, ale cóż. Z nami nie pójdzie tak łatwo. Widzę ile materiału dzieciaki są w stanie przerobić na jednej z czterech matematyk i całej reszcie. Franek miałby to skondensować (bo wymaga się od niego realizowania podstawy programowej) w osiem godzin tygodniowo. Na szczęście na wysokości zadania stanęła nowa Dyrekcja. Franciszek ćwiczy w szkole, dostał tablet, żeby móc w pełni uczestniczyć na przykład w plastyce (przypominam – nie utrzyma kredki, ołówka, pędzla ale w ekrany dotykowe potrafi).
Po drugie ta cała inkluzja. Ponieważ to wszystko razem póki co gra (połączenie rehabilitacji z planem lekcji, dostosowanie sprzętów do możliwości, przychylność we wdrażaniu nowego) dajemy sobie luksus spróbowania nowego. Franciszek lata do szkoły jak na skrzydłach, choć sam twierdzi, że na przerwach jest za głośno i czasem woli zostać w klasie. Widzi też w końcu, że jest częścią czegoś większego (to już praktykowaliśmy w czwartej klasie, bo w starej szkole Wychowawczyni zawsze mocno pamiętała o tym, żeby Franc znał swoją klasę – pisali do niego listy, kartki na urodziny, raz nawet odwiedzili). Na tym właśnie polega cały paradoks włączania niepełnosprawnych w struktury społeczne – ułatwiamy im na miarę ich możliwości (toalety, windy, podjazdy, w końcu pomoce naukowe czy te w pracy), a dzięki temu możemy traktować jak równych sobie. Franek doświadczył więc już pracy w grupie i podpowiadania na lekcji. I to jest wszystko takie… normalne właśnie.
Oczywiście boimy się, że to padnie tak spektakularnie, jak się zaczęło. Jedyne bowiem, czego Francyś może nie wytrzymać to tempo. I to nie chodzi, że on się podda. Bo on się nigdy nie poddaje. To chodzi o to, że nie da rady fizycznie. Zrobimy oczywiście wszystko, żeby odciążyć go jak najbardziej. Wynegocjowaliśmy gorset na lekcjach (Franek nie jest fanem, ale będziemy próbować), będzie miał te rehabilitacje poukładane jak najbardziej zasadnie i będzie jak najwięcej się da odpoczywał. Planujemy jesienną konsultację u naszej Dr Stępień od kręgosłupa, a potem jeszcze na wiosnę i będziemy mieli obrazek porównawczy. Poza tym my bogatsi o doświadczenie, też będziemy widzieć, jeśli zacznie słabnąć. Franc się nigdy nie poddaje i mam nadzieję, że ta wola walki pozwoli mu zostać w szkole na zawsze.
Jesteście ciekawi, jak odnalazł się w tym wszystkim Franek? Wraca ze szkoły mocno podbudowany. Klasa bardzo ładnie go przyjęła, dzieciaki doceniły jego wiedzę, bardzo chętnie z nim współpracują. Pani Karolina ze starej szkoły może tylko pękać z dumy, bo na angielskim Franciszek sięga gwiazd i brytyjskim akcentem powala i kolegów i Pana Anglistę i Tatę. Nad matmą, jak zwykle pracujemy trochę więcej, ale tragedii nie ma. Czy coś jeszcze? Tak, tak wiem na co jeszcze czekacie. Co z Tatą? Otóż Tacie w piątej klasie bardzo się podoba. Bardzo. Panie są dla niego miłe, nie dostał jeszcze żadnej jedynki i tylko Franek mrozi go wzrokiem, kiedy przepisując z tablicy popełnia jakiś błąd ortograficzny…
Trzymajcie proszę kciuki, żeby to wyszło.
Już sama nie wiem za kogo te kciuki mam trzymać. Chyba jednak za tatę, bo że Franek da radę, to nie wątpię. 🙂
Ściskam obu pięcioklasistów i życzę powodzenia i wielu sukcesów. 👍
Tak. Też myślę, że Tata potrzebuje większego wsparcia. 😉
Trzymamy 👍😊 Powodzenia
Powodzenia Franek w nowej szkole, brawa za angielski!!!
Trzymać kciui bedę… ale przepraszam za szczerość – Franek juz mial taka przygode pare lat temu przy mniejszym zaawanoswaniu choroby. Skonczylo sie pogorszeniem zdrowia fizycznego. Sama jestem niepelnosprawna i tez trace powoli coraz wiecej moziwości. Kazde przeforsowanie sie odbija mi sie czkawką. Teraz moge mniej niz 2 latatemu. Ie poddaje sie i ciagle pokonuje „niedasie” np. Wchodze na czworakach na wiezę byleby wejsc bo z kulami juz sie nie da. Nie podejmuję jednak dzialan kt mi trwae zaszkodzą byleby tylko dorównać zdrowym. Szkola nie jest jedynym miejscem zdobywania wiedzy!
I wchodzi Pani na tą wieżę, bo tak Pani chce, a nie żeby komuś dorównać:) I Franek też, nie żeby dorównać. ale z potrzeby życia:):):) Trzymam mocno za Was kciuki i życzę zdrowia!!!!
Franek nie chce dorównać zdrowym, my też nie mamy takich ambicji. Nigdy nie mieliśmy. Franek chce chodzić do szkoły, spotykać się z dziećmi i nauczycielami. I zrobiliśmy wszystko (nauczeni błędami przeszłości), żeby było to jak najbardziej dla niego bezpieczne. W szkole nie tylko chodzi o wiedzę.
Tata ma w gratisie odmładzanie i powrót do szkolnej przeszłości. Taka druga szansa (nie żebym twierdziła, że potrzebował, o nie!).
Nie wiem jak Ty, MatkoAnko, wytrzymujesz z tak cudownymi facetami w domu (żeby już nie gloryfikować tak najstarszego, to pochwalę grupowo). Mój mąż poszedł dziś tylko z psem na spacer, bo mnie napadł katar i już go wszystkie znajome sąsiadki podziwiały a jam zazdosna. Także ten, pilnuj go trochę, bo twój ci on jednak, no i pańskie oko itd… 🙂
Ja chyba jestem już gotowa, żeby dodać wpis pod wiele mówiącym tytułem: Wszystkie wady mojego męża. Wpis bez cenzury 😛
A ja uważam że bardzo dobrze zrobiliście z tą szkołą. Po prostu zachowujecie się jak każdy rodzic- chcecie żeby Wasz syn był szczęśliwy. I ja to doskole rozumiem i bardzo szanuje bo w Waszym przypadku wymaga to od Was rodziców bardzo dużo siły i determinacji. Dużo miłości życzę Wam wszystkim 😍
Jesteście Wielcy!! Wy Wspaniali Rodzice👍o Franciszku nie wspomnę