Franek jest chyba najbardziej zagorzałym kibicem z całej naszej rodziny. Podejrzewam, że ani Tata, ani Dziadkowie nie przypuszczali, że zaszczepią w nim takiego bakcyla. Kiedy jest zima – nie odrywa oczu od skoków narciarskich, a teraz kiedy trwa Mundial wiadomo, że mecze. Z tym kibicowaniem to kiedyś było tak, że stał murem za zwycięzcami. Po prostu. Wiadomo każdy chce wygrywać, więc tym bardziej nie ma co się dziwić kilkulatkowi, że szafuje swoją łaską kibicowską na prawo i lewo. Odkąd jednak stał się na tyle duży, by zrozumieć reguły i zasady i kiedy na nowo odnalazł się w kibicowaniu – zawsze obstawia jedną drużynę (najczęściej Real Madryt, chyba że grają z Bayernem to jest totalnie rozdarty) i trwa z nią do ostatniej minuty. Możecie się więc domyślać, a ci z Was, którzy obserwują nas w social mediach, to nawet widzą, że Mundial pochłonął Francesca doszczętnie.
Ponieważ przeżywamy właśnie jakieś dejavu z października, kiedy to po wariactwie z Lewandowskim przez nasz dom przewinęło się sto milionów dziennikarzy, także i na dzisiejszym meczu z Senegalem była u nas telewizja. Franc doskonale odnajduje się w mediach, jednak z każdym razem jest to dla niego wielkie przeżycie. A dzisiaj połączone było dodatkowo z pierwszym meczem Polaków. Wszyscy moi chłopcy przygotowali się na medal – były więc koszulki, szaliki i wielka flaga w oknie. Francio na totalnej spinie. Pewnie nie będzie tego widać (lub słychać) w tv, ale musicie wiedzieć, że to wcale nie jest tak, że Franek jest bezkrytyczny wobec swojej drużyny. Potrafi sarkastycznie skomentować, a kiedy trzeba to nawet zaocznie ochrzanić reprezentację i pogonić do boju. No co tu dużo mówić. Dziś było źle. Było bardzo źle. Widziałam po Franku, że z każdą minutą stygnie i staje się coraz bardziej spięty. Doszło do tego, że nawet domagał się przełączenia na inny kanał. Znam swoje dziecko na wylot i wiem, że było to poświęcenie, ponieważ emocje były tak duże marzył, by się od nich na chwilę uwolnić. No, ale telewizja, więc też fason, na którym chyba mu zależało.
Kiedy kamery wyłączono, telewizja pojechała a sędzie odgwizdał koniec meczu Francyś rozpadł się na kawałki. Bardzo starał się trzymać w ryzach, ale wszystko to co w sobie kumulował, musiało znaleźć ujście. Pojawiły się wątpliwości: mamo, po co to wszystko? po co te flagi i moja szczęśliwa koszulka? po co my kibicujemy skoro oni i tak przegrali? Zanosiło się na długie szlochy i trudny wieczór. Uczymy Frania, że nie należy się poddawać, ale kiedy czuje się taką potrzebę, można płakać ile wlezie. Płacz pomaga. Skorzystaliśmy dzisiaj z tej opcji i kiedy szlochy umilkły, wspólnie zaczęliśmy szukać sensu.
Stanęło na tym, że każdemu zawodnikowi jest miło, kiedy ludzie mu kibicują. Kiedy Franek był na konkursie z angielskiego, też przecież cieszył się, że całą rodziną trzymamy kciuki i mocno o nim myślimy. To po pierwsze. Po drugie, to jeśli jest się z drużyną to zawsze na dobre i na złe. I dziś było to złe, a dobre jeszcze przyjdzie i trzeba tylko cierpliwie poczekać. Poza tym prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i dla jego kolegi ważne jest to, żeby mocno wierzyć, że wszystko się poukłada. Franc jest mądrym chłopcem, żal spowodowany przegraną, to wypadkowa całego dnia pełnego emocji. Postanowili więc z Tatą, że wezmą to na klaty i w niedzielę znów wspólnie będą wspierać naszych.
A potem Ciocia Suzi napisała, że gole bez bramkarza w bramce nie powinny się liczyć. I tej wersji będziemy się trzymać!
To co? Polska gola?
Oczywiscie ze Polska gola Franiu kibicujemy dalej na dobre i na zle 🙂
A ja miałam wczoraj o 17.00 rozmowę o pracę (bardzo ważną dla mnie) i chyba poszło mi tak, jak chłopakom…! 😀 A jak z niej wyszłam, to już było 2:0 i nawet późniejszy gol Krychowiaka nie poprawił mi nastroju, zakończyłam wieczór podobnie jak Franio- płacząc! I tak sobie myślę, że macie rację- nie wolno się poddawać, trzeba po porażce podnieść się i walczyć dalej. I zawsze, zawsze wierzyć, do samego końca…! Kochany Franiu, ja jestem pewna, że rozgromimy Kolumbię w niedzielę! 🙂 A por ellos!!! 😉
Nigdy nie należy się poddawać i Franiu nie załamuj się szkoda twojego zdrowia
Tak!!!!Chyba,że brak bramkarza w drużynie przeciwnej i gol jest nasz!!!!!No ale to „insza inszość”.
A tak serio Franuś ja też jestem wkurzona na maksa i mój syn powiedział wczoraj,że jak zna mnie 21 lat to nie wiedział,że znam tyle wulgaryzmów.Ale w niedzielę znów zasiądę pełna nadziei.A w czoraj w ramach rozładowania emocji w trakcie drugiej połowy złapałam się za prasowanie czego nie cierpię.Uprasowałam 12 mężowych koszul na blachę.Mój rekord!!!!Buziaki 102!!!I Polska Gola a najlepiej trzy!!!