Każdy, kto ma zostać rodzicem, nie zakłada, że dziecko może urodzić się chore. Inaczej, większość ludzi robi wszystko, żeby dziecko urodziło się zdrowe. A co, kiedy los płata figla? Nam spłatał. Wbrew pozorom ten wpis nie ma w swoim założeniu smutać Czytaczy. Matka dziś ma myśli ostro filozoficzne only.
Franklin urodził się zdrów, jak ryba. Plan działania był taki, że po macierzyńskim mama wraca do pracy, a Dziedzic albo żłobkuje, albo spędza ten czas u jednej z Babć. Kiedy nam się wszystko pokomplikowało i okazało się, że ani żłobkowanie ani babciowanie nie ma szans, na szybko musieliśmy obliczyć wszystkie za i przeciw i podjąć, może nie słuszną, ale najodpowiedniejszą decyzję. Splot pewnych wydarzeń, ekonomia i rozsądek podpowiedziały nam wówczas, że najlepszym rozwiązaniem jest mamowy powrót do pracy i powierzenie roli głównego opiekuna tacie. Ponieważ Frankowy tata należy do tych, którzy nie bali się wykąpać, przewinąć i wstawać w nocy do noworodka, wiedziałam, że choć będzie mu dużo trudniej, na pewno sobie poradzi. Franklin jest w domu, z rurką już prawie 6 miesięcy. Od pół roku zajmuje się nim tata. I radzi sobie doskonale, co naocznie sprawdzić mogą wszyscy nasi Goście, a potwierdzić najbliżsi. Franklin jest szczęśliwy i kocha swojego tatę najbardziej na świecie. I właśnie teraz, kiedy Dziedzic staje się już chłopcem, który coraz więcej rozumie, widać, jaka więź wytworzyła się między nimi.
Jednak co z tatą? W naszym społeczeństwie utarł się dziwny pogląd, że dziećmi powinny zajmować się kobiety. Mężczyzna „etatowo” zajmujący się dzieckiem traktowany jest jak ósmy cud świata, a zajmujący się dzieckiem chorym- jak coś nierealnego. A przecież, jeśli chcą, radzą sobie świetnie! W przypadku zajmowania się dzieckiem wymagającym więcej niż zdrowe opieki, rodzic musi niemal zupełnie zrezygnować z siebie. Zazwyczaj rezygnuje z pracy, wyjścia urzędowe ogranicza do absolutnego minimum, towarzyskie także. W ciągu dnia jego życie kręci się wokół odsysania, rehabilitacji, wizyt lekarza i pielęgniarki. Dni stają się przerażająco takie same. Taki rodzic niezwykle rzadko ma okazję wkurzyć się na kumpla, strąbić kierowcę w korku, wzdychać do sufitu w kolejce w markecie, pogadać z kimś z „poza” świata chorobowego o pierdołach. I taki tata odcięty od „normalnego” życia musi zacząć na nowo uczyć się funkcjonować.
A mama? Mama ma pracę, wyjazdy, „wielki świat”, przyjaciółkę biurko obok na plotki, markety, korki, urzędy. Wychodzi z domu rano, wraca późnym popołudniem, czasem ledwo na kąpiel. Po pracy w tempie ekspress załatwia co trzeba na mieście, co da się, załatwia przez internet. Ogarnia dom, gotuje obiady, pierze, sprząta. Ma podobno normalniej.
Rzadko kto zdaje sobie sprawę, że taki tata może mieć złe dni, czuć się zły, wariować w związku ze swoim dniem świstaka. Niewiele osób wie, że mama może mieć wyrzuty sumienia, że nie jest „prawdziwą” mamą. Rodzice muszą starać się siebie zrozumieć wzajemnie. Tato musi wiedzieć, że dom się sam nie sprząta, że w pracy mama pracuje, nie pije drinków z palemką, że może być zmęczona. Mama musi pamiętać, że tata jest z dzieckiem ciągle, że jest ono jego towarzyszem codziennie, że nie może z nim pogadać, że nie może się wkurzyć, że zazwyczaj jest sam. To wcale nie jest proste, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Pewne jest to, że Frankowy tata jest tatą idealnym. Zajmował się Frankiem zdrowym na medal, Franuś zarurkowany nie mógł mieć lepszego opiekuna. A Frankowa mama? Też się stara.
Ktoś bardzo bliski zarzucił mi, że w porównaniu z tatą mam lepiej, fajniej, łatwiej… Szkoda, że nie siedzi czasem w mojej głowie.
Dla tego dzioba oboje zrobilibyśmy wszystko:
Mężu kocham Cię.
Frankowa Mamo – wyjęłaś mi te obserwacje prosto z głowy i przelałaś na papier :)) Dziękuję!
Gosiu- coś mi się wydaje, że przegadać o tym, co w głowie siedzi, mogłybyśmy kilka nocy 🙂
Suzi- <3
Wujku Foto- dlatego tak niezwykle ważni jesteście Wy, przyjaciele, którzy odciągają tatą od codzienności.
:)**
Powiem tylko że Franko ma ogromne szczęście że ma WAS 🙂
Pozdrawiam
Franowa Mamo jestes Matka przez duze M… Pracujesz, ogarniasz, zalatwiasz, a w miedzyczasie dbasz o wszystko i robisz wszystko dla Franka zeby mial prawdziwe, normalne dziecinstwo 😀 Wiem co znaczy byc pracujaca Mama – to praca na dwa lub nawet trzy pelne etaty… ale Ty sobie radzisz doskonale 😀
Frankowy Tato: juz to pisalam i bede pisac jeszcze pewnie wiele razy – jestes Tata Idealnym 😀
Zgadzam sie z Wujkiem Foto Franus ma naprawde wielkie szczescie, ze to wlasnie WY jestescie Jego Rodzicami 😀
Buziaki Franklinowscy 🙂 trzymajcie sie cieplutko w te mrozne dni 😀
Rybkowa Mamo- dziękujemy, ale dla Olci pewnie zrobiłabyś tyle samo albo i więcej, jak to mama.
Aniu pięknie to przelałaś na papier, a trudne te emocje do ogarnięcia są niemiłosiernie.
Ale powiem Ci, że w „normalnej” konfiguracji tata w pracy mam w domu z dziećmi jest dokładnie tak samo.
Mama wyjęta z życia „normalnego”, bez czasu i myśli o sobie, tata zaabsorbowany podołaniem obowiązkom utrzymania rodziny bez mozliwości wyciągnięcia sie po pracy na kanapie, bo wszak syn wyczekuje wspólnego czasu jak zbawienia.
Oboje zaś potwornie zmęczeni, bo narzekanie nic nie da, a urlopu od opieki 24h nikt nie da, nikt nie zmieni w nocy, nie dane jest sie wyspać jak należy.
My po latach takiej gonitwy zbieramy plony. Organizm męża powiedział stop, nie dam rady, wymaga długotrwałego leczenia z zaleceniem unikania sytuacji stresujących bo nastepnym razem może się skończyć zawałem, bez ostrzeżenia jakie dostał obecnie (czyli mi przybyło jeszcze zadań to udźwignięcia…)
Ot takie nasze życie.
Ale i tak najważniejsze na świecie jest dziecko, jego uśmiech, jego radość.
Mamo Franka oczywiscie, ze dla Oli zrobilabym wszystko, mamy tak maja 🙂
ale nie pozwol sobie wmowic, ze skoro pracujesz masz fajniej, latwiej, lepiej, bo tylko Ty wiesz jaka cene za to placisz : czas spedzony z Frankiem… ale niestety tak to wszystko jest urzadzone, ze pracowac trzeba, bo przeciez wszystko kosztuje, a pieniadze z nieba nie leca… Najlepiej byloby tak, zeby i mama i tato przebywali z dzieckiem 24h na dobe, ale wszyscy wiemy, ze tak sie nie da i jeden rodzic musi byc pracujacy 🙂 u nas bylo dwoje rodzicow pracujacych na zmiany, stad wiem co czujesz, gdy wychodzisz codziennie rano do pracy i zostawiasz Franka z Tata.
Trzymajcie sie cieplo Franklinowscy 🙂
Oj Aniu uderzyłaś w samo sedno aż zadźwięczało! Ja jako mama wyjęta z „normalności” rozumiem męża Twego – nie jest łatwo! I czasem naprawdę brakuje sił. Ale jako matka rozumiem Ciebie – czasami dopadają Cię wątpliwości! Ale Wasz wspaniały synek ma ogromne szczęście w tej całej skomplikowanej sytuacji – ma Was najwspanialszych Rodziców pod słońcem jakich znam i wiem, że nigdy przenigdy nie zarzuci Wam, że mogliście się zamienić rolami – to nieistotne – istotne jest to, że przelewacie na Niego tak wielką miłość jak nikt inny, że się wspieracie a On to czuje i dzięki temu wyrośnie z niego najfajniejszy facet na świecie! Bo Wy się nie dacie mimo wszystkich przeciwności!
Szacun … tylko tyle można wypowiedzieć mając Was na myśli!
Buziaki :*
…nie ważne co mówią. to wszystko dla NIEGO!!! i nie dajcie sobie wmówić, że można lepiej!!! a wszystkich „bliskich życzliwych” NIE POZDRAWIAM! …
Frankowa Mamo!
Aż się wzruszyłam na to co napisałaś! Wczuć się w drugiego człowieka, to chyba jest to co każdy powinien raz na jakiś czas robić (a najlepiej codziennie). Podziwiam Was ogromnie i uczę się od Was pokory. A także co widać z Twojego postu ważna jest miłość między Tobą i Twoim mężem. A Franek ma chyba rodziców zaiste idealnych! Miłego dnia i dziękuję za tą wiadomość. Pozdrawiam
Joanno- do ideałów zdecydowanie nam daleko 🙂 i powiem Ci, że w teorii zrozumienie wychodzi nam świetnie, w praktyce jeszcze się docieramy 😉 Zdarza nam się i foch i tupanie nóżką 🙂
I potem jak ta sytuacja się ma do tragedii z Sopotu?? Jaki ten świat jest dziwny i niepoukładany. Wiara Franka oraz jego najbliższych w „zdrowie” spowoduje że stanie się cud i będzie on w pełni zdrowym dzieckiem!!
Od takich rodziców powinni brać przykład inni – mający zdrowe dzieci….
Pozdrawiam serdecznie
P
Piotr- to co wydarzyło się w Sopocie nie potrafi mi się zmieścić w głowie. Złapałam się już nawet na tym, że podświadomie omijam takie wiadomości, bo zwariowałabym patrząc na „niesprawiedliwości losu” i to, jak bardzo ludzie nie potrafią docenić tego, co mają. Mimo wszystko uważam, że w tym całym nieszczęściu to szczęście, że Franklin trafił do nas, bo my kochamy i walczymy, a w szpitalach widziałam dzieci mniej chore, pozostawione same sobie…