Torba numer jeden: zapasowa rura do respiratora, opakowanie gazików, tasiemki na zmianę, filtry, rurka tracheo (na wszelki wypadek), rękawiczki jałowe, cewniki, ubrania F., pieluszki, chusteczki- wszystko w ilościach hurtowych.
Torba numer dwa: kaszka, mleko, blender, zupki, deserki, ulubiona miska, ulubiona łyżka.
Torba numer trzy: ssak, kabel do ssaka, cewniki.
Torba numer cztery: rodzicielskie fatałaszki
do tego:
ambu, klinik pod pupę (żeby się kręgosłup nie krzywił), ulubiona żyrafa, albo pięć, kocyk z żyrafą, bajki na drogę, buty na zmianę.
Dlaczego?
Od jutra do poniedziałku Dziedzic zdobywa świat. Dokładniej- Warszawę.
Z tej okazji (wiem, nie powinnam)- pierwszy raz od około ośmiu (!!!) miesięcy bez wyciskania, masowania, ułatwiania, naciskania i namawiania Franciszek samodzielnie napełnił pieluchę. Konkretem. Znaczy to, że i dieta sprzyja i mięśnie brzucha mają się całkiem nieźle…
Warszawa pokornie oczekuje Panicza wraz z Dworem. 🙂 Pogoda zaklepana (nooo, może się jakiś prysznic mały wymsknie). ;))
Miłego pobytu w Warszawie,
ależ on ma niebieskie oczy , śliczne 🙂
nooo, my też czekamy 🙂
Ach, jaka szkoda, że my ciągle wyfioletkowani przez ospę!
Chętnie bym poznała Franka 😉
…jest to jedyna kupa o której lubię czytać 🙂 …