Niedoczas to zjawisko społeczne, które dotyczy głównie kobiet. Polega ono na tym, że objęta zjawiskiem niedoczasu niewiasta ciągle biegnie, ciągle organizuje, ciągle załatwia i zazwyczaj nie nadąża. Dla obciążonych niedoczasem doba powinna mieć przynajmniej 29 godzin, w czasie których organizm zdolny byłby do efektywnego funkcjonowania. Niedoczas może dopaść każdego zawsze i wszędzie. Pojawia się znikąd i nagle i zostaje na długo, bo kiedy raz się wdepnie w ów niedoczas, bardzo trudno jest się go pozbyć. Podobno pomaga planowanie. Nie wiem tylko komu. Co prawda znam kilka osób (pozdro Grusiu!), które planowanie opanowały do perfekcji, ale mimo tego niedoczas dopadł je także. Z niedoczasem jest jak z postanowieniami noworocznymi, niby już osiągnięte, niby łatwe do dotrzymania, a tu bach! Leżysz i że tak brzydko powiem/ napiszę kwiczysz. Miałeś nie palić- palisz, odchudzać się- jasne (powierzchni użytkowej do całowania nigdy zbyt wiele), chodzić wcześniej spać- marzenie. Zatem niedoczas jest, był i będzie. Kurczę.
Niedoczas dopadł i mnie. Grudzień przyszedł chyba zaraz po kwietniu, bo mam wrażenie, że zatrzymaliśmy się gdzieś na etapie witania wiosny,a tu już trzeba szukać choinki. Dom jakby niedosprzątany wiecznie, z lodówki to nie ma siły- ktoś nam musi wyjadać, opcję gonienia autobusu opanowałam do perfekcji, a czas leci, jakby ktoś go gonił niemiłosiernie. Tym samym pragnę się usprawiedliwić i przeprosić lojalnych Czytaczy (jeśli ktokolwiek tu jeszcze zagląda) za tak długi blogowy niebyt. Czasu jakby mniej, siły jakby nie te, ochoty próżno szukać. Bo najgorzej, kiedy niedoczas połączy się z milionem smutków siedzących w głowie. Powiem Wam- przechlapane. Mimo wszystko, mea culpa i bach bach (biję się w wątłą pierś)- nie powinnam Was zaniedbywać. Na maila przyszło siedem informacji o stanach o przedzawałowych Czytaczek zmartwionych („czy aby u Franciszka wszystko ok?”), Ciocie smsowo meldują o stanach gorączkowych i nawet telefoniczne upomnienia o wieści z Frankowic zaczęły się pojawiać. To już nie są ćwiczenia, dlatego po przydługim wstępie melduję, co następuje:
U Franciszka wszystko ok. Prawie wszystko, bo byłoby nudno, ale zacznijmy od plusów dodatnich:
*Młodzieniec w sobotę odbył pierwszą rehabilitację na basenie. Dwie godziny intensywnych ćwiczeń zaowocowały uśmiechem od ucha do ucha i umiejętnością klaskania stopami. Ponadto odbyła się kolejna próba nauki pływania (!!!) dziecięcia podłączonego na stałe do respiratora. Jak to wygląda? Ano: podłączonego do respiratora Dziedzica ubiera się w kapok rozmiar bardziej niż XXS, tonuje się podskoki z radości (to dotyczy głównie mamy), zabezpiecza się zapakowany w torbę respirator ręcznikiem, Respirator zostawia się na brzegu, pakuje się personalnie do basenu na zawrotną głębokość 1,2m, bierze się Francesca na ręce, łypie się okiem na wspomniany respirator i nakazuje się Franklinowi machać nogami. A Franek? Krzyczy jak szalony „Maaaaaaaaaaamo myj myj”, szczerzy zęby i… macha nogami. Z podziwu wyjść nie mogę, jak to się dzieje, że tak ograniczone ruchowo dziecię znajduje siły, by machać nogami i próbować pływać. Nie przeszkadza mu ani chlupiąca się obok młodzież, ani smycz w postaci rury od respiratora, ani mama ze stanem przedzawałowym. Franek chce pływać, to pływa. W czasie najbliższej wizyty basenowej nagramy film, bo sama jak to czytam, nie wierzę. Ale to się działo NAPRAWDĘ!
*Tato wespół z Panią Specjalistką postanowili, że odstawimy Dziedzicowi smoczek. Ha! Łatwo powiedzieć… Dlaczego? Dlatego, że Francesco zaczyna mieć pierwsze logopedyczne problemy z tytułu cmokania smoka. „Ucieka” mu język i ginie słynne E. Póki co postanowienie zapadło, wykonanie jest mocno średnie. Franklin odziedziczył kumulację mocnych charakterów mamusi i tatusia i powiem Wam, łatwo nie będzie. A może tak zrezygnować z E. w słowniku Franklina?
*Umówiliśmy się do poradni żywieniowej. Podobno najlepszej w mieście. Zobaczymy, co z tego będzie. Liczymy na gramy na plusie i qpę bez łez w tle. Póki co (bez porad żywieniowych) mocno odstajemy wagowo od rówieśników, a jak tak dalej pójdzie, to za kilka tygodni przegoni nas Bolo urodzony niecały miesiąc temu. Wejść na ambicję Młodzieńcowi trudno, choć przyznać trzeba, że coraz sprawniej podjada kawałki. Qpa raz jest, raz nie ma. Problem zaczyna tkwić w tym, że Franio zorientował się, że to nie jest jego ulubiona czynność życiowa i zaczyna wstrzymywać, a kiedy wstrzymuje jest jeszcze trudniej i wpadamy w brzydkie koło. Dlatego zobaczymy, co poradzą nam w poradni.
*Za tydzień kontrolna wizyta u kardiologa. Wizyta z tytułu posiadania Potworzastego za plecami, który w orężu posiada problemy sercowe zaatakowanych maluchów. Jak do tej pory Franciszek trzyma się dzielnie, ale Doktor Serce przyznał, że wypada mieć rękę na pulsie na tzw. „wszelki wypadek”. Kontrola wypadła w grudniu, zatem jeszcze przed świętami sprawdzimy, czy Francesco i jego serce grają w rytmie cha-cha.
Tak, tak będę pisać częściej…
Dziękuję za uspokojenie nerw mych 🙂 Dobrej nocy i wolniejszych wskazówek we wszystkich zegarkach! <3!!!
Dzielna Mamo Frania, dziękujemy za wpis.
Nie daj się niedoczasowi i ucałuj Franklina Pływaka.
…pragnę jeszcze dodać, iż niedoczas jest groźniejszy w połączeniu z nerwicą natręctw u osób z wrodzoną nienawiścią do papruszkóF i plam na podłodze oraz innych powierzchni:) tak więc, jak tu żyć? 🙂 KOCHAM FRANKA! podpisano: „urobiona po pachy” fifi mama 🙂 …
skąd ja to znam…
niedoczas idealnie opisany…:)
Ściskamy!
Nareszcie – codziennie zagladałam i nie mogłam sie doczekać. życzę wytrwałosci i siły w walce ze smokiem – ja od ok. 2 miesięczy walczę z równie trudnym przeciwnikiem – kciukiem. Pomaga plasterem i „gorzki paluszek” – po trzech bardzo trudnych wieczorach od 2 miesiecy Hania zasypia bez palca – ale trzeba zachowac maksymalną czujność bo paluszek potrafi powędrować do buzi sam z siebie w środku nocy.
Ps. Niedoczas to mój życiowy towarzysz, „druga połówka”. Przestałam walczyć, zaakceptowałam… tylko jakos tak przykro, że co drugi dzień mimo sprintu z językiem na brodzie autobus odjeżdza z przystanu , a mnie w środku nie ma.
Świetnie Pani pisze, cieszę się ,że z Franiem wszystko dobrze.
Dobrze, że wróciliście, bo bez Waszego Frania, Mamy-pisania i naszego czytania jakies dni niepełne i wybrakowane…pozdrawiamy Mama Dorota z Krzysiem
Hmmmm my smoczka nigdy nie używaliśmy (z premedytacją), ale ze słyszenia takie metody jak oddanie innemu dziecku, albo w zamian za jakąś np nową żyrafę??:>
To mnie paszczak – niedoczas również dopadł i nie puszcza 😉 Postuluję wydłużyć dobę do min. 30h, wtedy dam radę względnie ogarnąć rzeczywistość 😛
Buziaki dla Frania, dużo zdrówka, serca jak dzwon itp. itd.
Jeśli chodzi o qpe,to mój synek Dawidek też miał przez długi czas z tym problemik.Długo walczyliśmy o to żeby nie sprawiała ona jemu takiej przykrości.Muszę Ci powiedzieć,że po prostu to trzymanie qupki samo przeszło.Także życzę cierpliwości 🙂 Buźka dla Franuśka,
ten niedoczas jest powszechnie wszytskim znany choć przyznaję, że osobom zorganizowanym i zaplanowanym rzadziej doskwiera (choć ja nie mam dzieci to sie pewnie nie powinnam odzywac w ogole na ten temat)
co do basenu to jestescie super. nie mam słow zeby opisac ja bardzo was podziwiam ze wam sie chce tyle dla franka robic, by jego zycie mimo naznaczenia choroba bylo normalne 🙂
powodzenia w poradni, ze smoczkiem i u kardiologa