Kiedy chce mi się jeść, to po prostu wstaję, zaglądam do lodówki, pytam czy ktoś też i ogarniam kanapeczkę. A kiedy chce mi się pić, podchodzę do blatu w kuchni, wybieram czy wodę, czy herbatę i piję. O. Albo kiedy chcę książkę poczytać, to po prostu wstaję, sięgam i czytam. Kiedy nudzi mi się w pokoju, szukam zajęcia w kuchni. Kiedy ktoś podjeżdża pod dom, wstaję, wyglądam przez okno i sprawdzam, kto to. Kiedy ciśnie mnie szew w skarpetce, po prostu go poprawiam. Wy też tak macie?
No właśnie. Ile wymieniłam czynności? Siedem. Siedem, które przy słabych wiatrach trzeba by było wykonywać przez piętnaście minut. Liczyliście kiedyś, ile czynności wykonujecie dziennie? Nie tylko tych nazwijmy to pożytecznych typu pranie, sprzątanie, gotowanie. Także tych przyjemnych- czytanie książek, rysowanie, układanie puzzli. I oczywiście tych niezbędnych- mycie zębów, prysznic, korzystanie z toalety. Tych codziennych czynności, od najdrobniejszych do takich naprawdę istotnych są zapewne tysiące dziennie. Przez tydzień są to setki tysięcy, przez miesiąc- pewno nikt nie zliczy.
A teraz pomyśl sobie, że samodzielnie nie możesz wykonać żadnej z tych czynności. Że absolutnie za każdym razem musisz prosić o pomoc. Kiedy chcesz jeść, ktoś musi to jedzenie dla Ciebie przygotować- wymienić propozycję, uszanować Twój wybór. Kiedy chcesz pić- patrz wyżej. Kiedy chcesz poczytać, pograć, pomalować- za każdym razem ktoś, od kogo jesteś w stu procentach zależny musi Ci coś podać, otworzyć, potrzymać, wyjąć. A kiedy chcesz się przemieścić, musi Ci w tym pomóc.
A teraz pomyśl, że masz sześć lat i każda z czynności, którą wykonujesz jest jak ratowanie świata przed wielkim dinozaurem. Najważniejsza i do zrobienia teraz. Masz sześć lat, więc przemieszczasz się z prędkością światła przez każdą możliwą przestrzeń otwartą. Z resztą zamkniętą też. Jakie są Wasze sześciolatki?
Pomyśl teraz, że każda czynność Twojego sześciolatka musi odbyć się z Twoją pomocą i za Twoją aprobatą. Po której prośbie o przełożenie na drugi bok w środku nocy stracisz cierpliwość? Na ile wystarczy Ci ogłady, żeby nie jęknąć przy siedemnastej zmianie zabawki w przeciągu kwadransa? Skąd weźmiesz energię, żeby pchać wózek domowy, ciągnąć spacerowy, nosić swojego sześciolatka, by wszedł tam, gdzie chce, zobaczył to, co go interesuje? No właśnie. Ale to jeszcze nic. Pomyśl, że mógłbyś być tym sześciolatkiem…
Franek jest fizycznie totalnie zależny od nas. Teraz, kiedy plecy coraz bardziej dają o sobie znać, jego zależność mocno wzrosła, dlatego poza standardowym: pić, jeść, zabawkę, książkę, przynieś, wynieś, zawieź, zanieś, przenieś, słyszymy jeszcze: popraw rączkę, popraw pupę, popraw plecki. Bardzo mocno staramy się, żeby to było już, od ręki, bo przecież sam nie zrobi, nie poprawi, ale z ręką na sercu przyznać Wam się musimy, że mawiamy: „za chwileczkę Franio”. Ile już takich „chwileczek” słyszał nasz synek? W czasie jego sześcioletniego życia pewno nieskończoną ilość razy. I nigdy, przenigdy nie zdarzyło się, żeby oponował, protestował, upominał się. Ciągle tylko prosi. I czeka. I zastanawiam się wiecznie na ile tej cierpliwości mu jeszcze wystarczy i co będzie, kiedy jej zabraknie. Kochamy Francynia nad życie, ale to on nam ciągle udowadnia, że miłość cierpliwa jest.
Popłakałam się. Nigdy o tym nie myślałam, nie zdawałam sobie sprawy, jak zresztą z wielu rzeczy, ja matka zdrowych, sprawnych dzieci…
Nasza Zosia ma 6 lat. Chodzi od kilku miesięcy. Nieporadnie ale jednak, a waży 26 kilogramów… Ciężko było nosić i Zosię i wózek 🙁 Nie wiem co napisać. Czytam bloga od początku. Podziwiam i życzę dużo siły.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
piękny wpis Mamo…i jakże ważny…
pozdrawiam i ukochuję Was serdecznie
Piękny i ważny wpis, który daje do myślenia. Który pozwala choć na chwilę się zatrzymać i zastanowić. Tak na prawdę, dopóki jesteśmy zdrowi, nie zdajemy sobie sprawy z takich drobnych codziennych czynności.
Mnie w łóżku kilka lat temu zatrzymała zagrożona ciąża. I dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo jestem zależna od pomocy z zewnątrz.
Pozdrawiam serdecznie:-)
no niestety zdrowy człowiek nie zawsze zdaje sobie sprawę jakie ma szczęście, że sam wszystko może, ze ze wszystkim sobie jakoś poradzi… 🙁 Dobrze, że Franek trafił na taką wspaniałą rodzinę jaką jesteście, a bez watpienia nią jestescie. Nasz syn ma niedosłuch i też nam z tym źle, ale co zrobić, a z drugiej strony myslimy, że mogło spotkać go coś gorszego… i takie to już to życie niesprawiedliwe… Pozdrawiamy serdecznie 😉
Pięknie napisane… Macie wspaniałe dziecko 🙂
Pani Aniu, Pani wpisy są tak…cenne, że chciałoby się puścić dalej, krzyknąć: czytajcie ludzie, czytajcie i pomyślcie!. Nie znam się na tym technicznie w ogóle, ale opcja „udostępniam” (np. na fb) z pewnością byłaby częsta w użyciu.