Miarą mojego kryzysu twórczego jest zawsze pranie. A właściwie, to nawet nie pranie, bo z racji mikro łazienki, w której stoi mikro pralka, a tuż obok mikro kosz na brudne ubrania, nie ma takiej możliwości, by tego prania było jakoś wybitnie dużo. W tajemnicy Wam powiem, że jak już muszę prosić męża o upychanie, jest źle. A jak już wkładam do pralki, bo w koszu nie da się upchnąć, to jest beznadziejnie. Ale to nie pranie będzie odnośnikiem. Pranie po praniu trzeba przecież od razu powiesić i ono (nawet zimą na suszarce obok łóżka) prędzej czy później- wyschnie. Wolałabym jednakowoż, żeby schło później, bo oto z tego wypranego robi się to do prasowania. I tu jest właśnie miara. I tak powinnam zacząć.
Miarą mojego kryzysu twórczego jest prasowanie.
Niestety psychicznie nie jestem jeszcze na to gotowa, żeby wyprane suche ubrania złożyć, rozdzielić po szafach i potem, tuż przed założeniem przeprasować, bądź nie. I tak za olbrzymi sukces osobisty uważam fakt, że przestałam prasować dresy Milusia do żłobka. Chłopak sam mnie zmusił do tego, że teraz tylko je naciągam i równo układam w komodzie, kiedy miał okres pod tytułem „brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko”. A ponieważ Milson jest właścicielem chyba wszystkich byłych dresów Franka i Bola, to jest w czym wybierać i co brudzić. Nie prasuję już także koszulek na co dzień mojego męża, o czym tenże dowie się, czytając ten wpis. Choć przypuszczam, że zorientował się już jakiś czas temu, ale wie, że prasowanie to temat drażliwy, więc nie komentuje. Z resztą wiecie, małżeństwo to sztuka kompromisu i kiedy ja mogę udawać, że nie widzę, że on ściemnia przy sprzątaniu piwnicy, on może udawać, że nie widzi zagnieceń na koszulkach. W każdym razie pokonałam już wiele barier prasowalniczych, co nie zmienia faktu, że i tak sporo tego jeszcze zostaje. Tak więc prasownie. Czynność, którą odkładam tak długo, aż naprawdę nie ma gdzie tego odkładać albo nie mogę znaleźć jakiejś bluzki na teraz, bo leży na samym spodzie tej ubraniowej Czomolungmy. Teraz pewnie pomyślicie, że nie prasowałam od ostatniego wpisu i… Macie chyba rację. Chyba, że wyprałam tfu! wyparłam ten fakt z pamięci, ale z tego co kojarzę, to raz się nawet zabrałam i nawet stałam przy desce ze dwie godziny, ale co to są dwie godziny, kiedy tam prasowania na pełen etat, więc poprasowałam tylko ubrań na trochę i znów dokładam. I dzisiaj właśnie nadszedł ten moment. Siedziałam przy biurku w pracy i Suzi mi mówi, że oto nadszedł ten dzień, że powinna poprasować, bo już jej się kosz z wypranym a nieuprasowanym nie zamyka, więc wraca do domu, bierze… łyżwy, Bola i idą jeździć. W związku z powyższym postanowiłam, że co ja będę gorsza, też mam sporo prasowania, więc wróciłam do domu, pograłam w 5 sekund z Frankiem (przegrałam, nawiasem mówiąc), zrobiłam pomidorową (no bo wczoraj był rosół), opowiedziałam Leosiowi bajkę o zielonym telefonie, czarnym psie i niebieskim samochodzie, zjadłam o 22:45 pół paczki czegoś, czego naprawdę nie powinnam jeść, jeśli chcę jeszcze odzyskać figurę sprzed porodu, który był dwa lata temu z hakiem, zescrollowałam fejsbuka siedemnaście razy, pogadałam z Gosią o wyższości rurki tracheo nad maską i dzieciach ze smard, z Kasią o balu i kiecce i już miałam brać się za prasowanie, kiedy to… Blog! No tak. Dawno nic nie było na blogu. Bez sensu. Zapuszczony, pajęczyny zaczęły się rozrastać, kartka z hasłem do logowania pożółkła. Ja coś koniecznie muszę napisać. Bo trzeba, bo tak nieładnie, bo się Czytelnicy moi martwią, bo nie każdy ma fb, cz insta, gdzie jesteśmy, bo… będę musiała się wziąć za prasowanie. A tak. Jest 23:31. Uprasuję rzeczy na jutro i idę spać. Znów mi się udało.
Tak więc miarą mojego kryzysu twórczego jest prasowanie. Im go więcej, tym natchnień na bloga przybywa.
Witajcie. Znowu.
Przepraszam. Raz jeszcze.
Matko Anko mój kosz na pranie dziś wymaga upychania 😊 Twój post zmotywował mnie do ćwiczenia bicepsów 😊 Pozdrawiam.
Mamo Aniu, jako przedstawiciel męskiego gatunku chciałem zabrać głos i zwrócić się ale nie do Ciebie, tylko do Twojego męża i innych mężów. Faceci żelazko nie gryzie i nie jest trudne w obsłudze. Może nie jest to najprzyjemniejsza czynność, ale czemu mają ją wykonywać tylko kobiety? Sterta ubrań nie należy wyłącznie do nich, ale również do nas i naszych dzieci. Sam prasuje ubrania, firanki i zasłonki i nie czuję się przez to mniej męski. Faceci zacznijcie wykonywać domowe obowiązki.
Pani Aniu! A jako kobieta, matka dwojki dzieci przedszkolnych, i matka na etacie i z mezem na wiecznych dodatkowych pracach polecam zakupic suszarke bebnowa. Genialna rzecz 😉 Robisz 2 prania, wkladasz je do szuszarki i po 2 godzinach wyciagasz suche, skladasz i do szafy 🙂 w czasie suszenia robisz kolejne dwa i w ciagu kilku godzin masz wszystko zalatwione.
Witaj nareszcie!
Najlepszego w Nowym Roku!
Co ty wiesz o kryzysie twórczym Babo? 😀
Nie przepraszaj. Fajnie, że jesteś. (to tak od serca)
Proszę nie przepraszać. Super, że Pani jest. (oficjalnie)
Prasowane po praniu – ja już dawno z tego zrezygnowałam. Po praniu i suszeniu wkładam do szafy ładnie złożone. Prasuję przed ubraniem. Oczywiście nie prasuję bielizny, ręczników, pościeli – i już. Czasem dużo czasu mi zejdzie nim zdecyduję się poskładać pranie po wysuszeniu, a co dopiero by się działo, gdybym prasowała – szafy byłyby puste, a krzesło z rzeczami do prasowania dach by przebiło.
Pozdrawiam i życzę korzystnych decyzji prasowniczych (odwagi)