Egzamin ósmoklasisty z respiratorem pod pachą

Wczoraj 16 maja 2024 roku Franek napisał ostatni egzamin ósmoklasisty. Czytam, że w Kaliszu zdających było około pięciuset. Część z nich, tak jak Franek podchodziła do tych testów z uwzględnieniem szczególnych potrzeb.  Tym, co nasz dorosły syn miał wspólnego ze zdrowymi kolegami w tych trzech dniach, jest zdawanie egzaminu w szkole oraz biała koszula na grzbiecie. Reszta to gruba operacja logistyczna i myślę, że warta jest skrobnięcia kilku słów.

Po pierwsze zanim Franek przystąpił do egzaminu, o możliwość jego przeprowadzenia w warunkach szkolnych długo walczyła Pani Dyrektor. Opór w tej materii był straszny. My jako rodzice udzielaliśmy szczegółowych informacji, czego potrzebuje Franek. Zapewne wiecie, a jak nie to po to tu jestem, żebyście się dowiedzieli, że uczeń Franciszek jest mocno niepełnosprawny fizycznie. Oznacza to, że nie utrzyma długopisu, nie napisze nic ołówkiem i kiepsko z mierzeniem linijką. Do egzaminu zdawałoby się, że potrzeba sprawnych rąk. Otóż – niekoniecznie. Precel Szymon z Warszawy test pisał oczami. Nasz syn nie korzysta z tego rodzaju rozwiązania, dlatego jego ręką była na nasz wniosek Pani Pedagog – Marta, z którą Franek pracuje od wielu miesięcy. Ponieważ Franc miał dyktować wszystkie trzy testy, a w zasadzie rozwiązania do nich – potrzebowaliśmy oddzielnej sali. Miało to zapewnić komfort wszystkim stronom – naszej i zdrowym kolegom, którzy potrzebowali skupić się w ciszy. Oprócz Pani Marty, która odpowiedzialna miała być za stronę techniczną, potrzebowaliśmy zaplecza medycznego, czyli naszej Julki – Pani Wspomagającej Franka. Julia miała być odpowiedzialna z komfort oddychania, pompę żywieniową i szeroko pojęte bezpieczeństwo ucznia. Tylko tyle i aż tyle, bo jak się domyślacie szanowna (celowo z małej) OKE odpisała, że z całym szacunkiem, ale spadajcie na drzewo a my Wam podpowiemy jak. Otóż ucznia z taką niepełnosprawnością można zwolnić z egzaminu lub w ostatecznej ostateczności niech pisze w domu i nie wydziwia. Tutaj cała na biało i na złotym rumaku znowu wjechała Pani Dyrektor, która zapewniła szanowne państwo, że Franciszek jest uczniem gotowym do podjęcia się napisania egzaminu w warunkach szkolnych, wystarczy tylko nieco szerzej otworzyć się na świat. Dlaczego nie chcieliśmy zwolnić Franka z egzaminu? Odpowiedziałabym: bo tak, ale nie Wam tylko urzędnikom. Nie zwolniliśmy, bo Franek nie chciał, gdyż nie czuje się w żaden sposób słabszy, bo przeliczanie punktów ze świadectwa w rekrutacji to tak naprawdę można między bajki włożyć i jak ktoś chce iść do liceum, to musi podejść do egzaminu i finał. Poza tym wiecie – honor i ambicja. Skoro chce, skoro można spróbować, to dlaczego mam mu ułatwiając tak naprawdę utrudniać? No właśnie.

Po wielu słowach, które przyjął papier, pismach i pieczątkach we wtorek Franciszek przystąpił do pierwszego w życiu egzaminu. Jak to wyglądało? Franek miał przydzieloną oddzielną salę oraz oddzielną komisję. Moje matczyne serce buntowało się na ten przepis, który stanowił, że tak jak klasy zdrowych dzieciaków pilnuje zwyczajowa komisja tak i u Franka (jednego chłopca, który ni ręką ni nogą nie ruszy!) był Przewodniczący, Pani Marta i nauczyciel oddelegowany z innej szkoły. Do tego Julia jako doraźne wsparcie medyczne na posterunku i tym sposobem nad prawidłowym przebiegiem egzaminów (czyt. upewnieniem się, że delikwent uczciwie podchodzi do tematu i nie ściąga czuwały cztery dorosłe osoby). Ale! To nie wszystko. No bo przecież wiadomo, że Julia by podpowiadała, Pani Marcie zadrżałaby ręka przy niepoprawnej odpowiedzi i jeszcze przez przypadek napisałby wszystko na sto procent. Dlatego cały egzamin był nagrywany. Pomyślicie pewnie: ale jak to? Przecież to nie ma sensu. Dla nas też. Bo moim skromnym zdaniem wszystkie te obostrzenia były nie po to, by wesprzeć Franka wpisaniu, tylko by przyłapać na oszustwie! Dlaczego tak myślę? Już Wam wyjaśniam.

Żeby wszystko w oczach egzaminatorów, kuratorium czy kogo tam powinno wyglądał UCZCIWIE Franek musiał wszystko czytać. Absolutnie kurde wszystko. Z jednej strony ma to sens, z drugiej najmniejszego. Jak wyglądała jego praca? Otóż czytał całe pytanie i odpowiedzi na głos. Kiedy chciał, żeby Pani Marta coś zaznaczyła mówił: odpowiedź C: I’m  going to. Czyli musiał powiedzieć całą odpowiedź – literkę i treść. Tak wyglądało to we wszystkich testach w przypadku pytań zamkniętych.  Na polskim zaś jego pisanie wyglądało tak, że przykładowo zdanie „Chłopiec, który miał żółtą czapkę był moim ulubionym bohaterem.” dyktował tak: Chłopiec z dużej litery przez „ch” przecinek który przez o z kreską miał żółtą przez ż z kropką i o z kreską miał czapkę przecinek był moim ulubionym dwa razy u otwarte bohaterem samo h. Ja nawet nie wiem, czy to poprawnie teraz napisałam! Na matmie Franek mówił tak: Pani Marto rysujemy ostrosłup, proszę w podstawie narysować kwadrat, który u góry łączy się czubkiem (czy jakoś tak, bo to parafraza tego co słyszałam). Angielski! Angielski to dopiero było wyzwanie. De łeter is bjutiful – mówił Franek i dyktował… po literce. Ty, hy, e… Wyobrażacie sobie, jaki to jest wysiłek? Po pierwsze dla Franka – musiał myśleć nie dość, że o rozwiązaniu to jeszcze o tym, by dyktować i by to miało finalnie sens. Po drugie – dla Pani Marty, która musiała czekać aż wybrzmi każda wskazówka Franka. To praca na pełnej parze. Spróbujcie z resztą sami zrobić taki eksperyment w dwie strony – być dyktującym w sposób jak powyżej i być piszącym. To jest dramat Wam powiem i chociażby dlatego, jakby nie poszły te egzaminy, jesteśmy przepotwornie dumni z Francia, że podjął wyzwanie.

Oczywiście Franek nie byłby Frankiem, gdyby nie komentował. I słusznie. Na nagraniu będzie więc słychać też jego autorskie: „o! na to mam pomysł” i „a to jest ciężkie”. Czy ktokolwiek kiedykolwiek odsłucha te nagrania? Mam taką teorię, że tak, jeśli przy sprawdzaniu okaże się, że uczeń napisał bardzo dobrze. W innym wypadku utkną w archiwum. Po to przecież to było.

W czasie egzaminu Franc nie potrzebował odsysania. Wyłącznie poprawienia pozycji i podania wody, bo od gadania zasychało w wentylowanym mechanicznie gardle. Za to w domu, kiedy był luz Franek się rozpływał oddechowo – konieczne było inhalowanie, koflator i duuuużo odsysania. Franciszek był kosmicznie zmęczony fizycznie i psychicznie. A od wczoraj dumny. Bo się udało.

I my jesteśmy z niego dumni. Dał radę. Mimo wszystkich trudności i przeciwności – dał radę. Jesteśmy też bardzo wdzięczni Pani Dyrektor szkoły Franka za to, że była jego murem obronnym i że pewnie o połowie trudności nam nie powiedziała, tylko wzięła na siebie. Pani Marcie Pedagog za to, że podjęła rękawice i Franek mówi, że dała radę na medal. Naszej Julii, która była przedłużeniem naszych serc i ręki – uspokajała Franka, wspierała go mentalnie i dzięki temu wiedział, że jest z bezpieczny. Jesteśmy wdzięczni też Wam za wszystkie życzenia wsparcia, smsy, wiadomości i telefony. Nawet Frank był miło zaskoczony ilością.

Kiedyś ktoś mi powiedział, że jeśli tyle osób dobrze mu życzy, to wszystko mu się uda. Miał rację.

3 myśli w temacie “Egzamin ósmoklasisty z respiratorem pod pachą

  1. Piękne. Franek zawsze będzie moim wzorem. Wspieramy go od lat i obserwujemy. Mój syn, co prawda, bez niepełnosprawności, ale z głęboką dysgrafią i dysleksją, pisał sam w sami pilnowany przy 2 osoby. Jedna siedziała przed nim, druga za nim.. Pisał sam by stukanie w klawiaturę nie rozpraszało innych. Wspaniała Pani dyrektor, ale największe gratulacje dla Franka, który zawsze będzie moim wzorem. Zuch nad zuchy!

  2. Gratulacje dla Franka i całego zespołu. Jesteście MEGA! Wzruszyłam się jak wtedy gdy moje dzieci pisały egzaminy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *