Żyjemy żyjemy! Coś Frankowi odpuszcza. Żeby było śmieszniej, przeniósł się w wersji hard oczywiście na tatę. I tym sposobem obaj panowie powędrowali dzisiaj na wizytę do Pani Doktor. Franek- kontrolnie. Tato- badawczo. Żeby było jeszcze śmieszniej, jak prawdziwa wyrodna mama, spakowałam manatki i gonię właśnie pracować na wyjeździe. Do soboty. Tym samym na placu bitwy przeciwko cosiowi pozostał osłabiony tato i wzmocniony Franklin. Wezwane posiłki w postaci Babci Goshi przyjadą jutro. Dziś nadciągnie także Dziadek Greg. Dlatego choć z wyrzutami sumienia, to jadę z nieco spokojniejszą głową, a berło nad domem i blogiem uroczyście przekazałam chłopakom.
Jakby co to lodówka pełna, ubrania poprasowane i podłogi umyte. 🙂
Bez odbioru.
Mama Franka.
O masz, po linii męskiej coś zadziałało ?
Jak wrócisz to wszyscy zdrowi będą 🙂