Franuś odbył dziś kolejną małą podróż. Ze względu na to, że Frankowy tata musiał jechać do Bardzo Ważnej Pani, która wystawiała opinię o naszej rodzinie, a mama musiała iść do pracy Dziedzic musiał towarzyszyć jednemu z nas. A, że urzędy nie są zbyt przyjazne dla tak małych petentów Franklin poszedł z mamą do pracy!
Sprawiliśmy tym sposobem wielką przyjemność Suzanie , która na widok Dziedzica lekko się zarumieniwszy, przyznała, że o lepszym rozpoczęciu dnia marzyć nie mogła. Synuś z miejsca odnalazł się w nowym otoczeniu i gdyby widział to mamowy Dyrektor od razu wymieniłby mnie na Dziedzica. W tym czasie Frankowy tata próbował nie zamordować pani w urzędzie, która przez 10 dni nie zdążyła złożyć swojego szacownego podpisu na naszej opinii i dzwonił do mamy, czy NA PEWNO Dziedzic ma się w porządku i czy NA PEWNO niczego nie potrzebujemy.
W domu Franuś postanowił dać upust swoim zdolnościom aktorskim i pokazał jak bardzo potrafi być nieszczęśliwy tak zupełnie bez powodu. Jednak po południu wybrał się z mamą na spacer i nastrój tak bardzo mu się poprawił, że nawet zadzwoniliśmy do Wujka P., żeby Franek mógł z nim pogadać o różnych męskich sprawach. Wujek wyjaśniał Młodemu co, jak i dlaczego, a po drugiej stronie kabla Dziedzic zjadał telefon i rozglądał się w poszukiwaniu właściciela słyszanego głosu. Tym samym do grona uszczęśliwionych dołączył dziś także Wujek P.
Kąpiel tradycyjnie na wesoło. W związku z tym mama postanowiła zważyć Franka, żeby móc jutro szybko odpowiedzieć Cioci Beacie ile jej niebieskooki podrywacz przybył na wadze. I albo mi się waga zepsuła albo te 23 cm qpy jednak miały znaczenie. Znów 6,1. Ale wbrew temu Franklin wygląda jakby trochę przytył. I co o tym myśleć?
Poniżej: Franek u mamy w pracy. Na podłodze, a jakże! I na kocu Cioci Suzany, z fotela: