Znacie tę sytuację, kiedy z wielkim zapałem tłumaczycie komuś tak zwaną oczywistą oczywistość, a ten ktoś ni w ząb nie potrafi tego zrozumieć. I pyta i dopytuje i drąży, a Wy próbujecie i z tej strony i z tamtej i dookoła. Trzeba mieć wtedy niezwykle stalowe nerwy, prawda?
To wyobraźcie sobie, że Franek ma tak z nami niemal codziennie.
Ponieważ jesteśmy właśnie na etapie wielkich kroków rozwojowych, szczególnie w zakresie mowy prawie każdego dnia próbujemy rozszyfrować nowe słówko Dziedzica. Już pomijam te piękności, które wypływają z jego ust, typu: auto, dom, pan, mama, ania. Są też takie kwiatki jak „bakakan” (bakłażan), „kukulyla” (kukrydza) czy „kolala” (kolacja). Dzisiaj już był na granicy, no bo ileż można tłumaczyć rodzicom, czego się oczekuje. A było to tak…
Położony na kanapie Dziedzic zażądał „okoku”. Nasza przewaga powinna polegać na tym, że zdolności ruchowe Francesca są mocno ograniczone, więc zazwyczaj nazywa to, co leży w zasięgu jego wzroku. Zazwyczaj, bo nie dziś. Dziś poprosił o „okoku”. Ponieważ 174 próba odgadnięcia spełzła na niczym, mało wychowawczo chciałam wmówić Dziedzicowi, że to co mu właśnie podaję, to jest „okoku”. Powiem tak: dwulatek potrafi mrozić wzrokiem i patrzeć na swoją mamę wzrokiem pełnym dezaprobaty ze szczyptą litości w tle. Próbując odzyskać resztki godności, zapytałam z nadzieją w głosie: „a może kotek?” „Taaaaaaat!” rozległo się z ust Dziedzica, a my już zaczęliśmy świętować. Bo figurka kotka leżała tuż pod nosem. Reakcja Franklina była błyskawiczna:
„Kąka okoku!”
Wiecie o co chodziło? Miała być książka. O kotku. A nie kotek.
Książka o kotku.
Gra w skojarzenia: Dziedzic-Mama 1:0.
nikt i nic tak humoru mi nie poprawia 😀 😀 😀
Zuza, u mnie to samo :))
Mam to samo i gimnastykuje moje szare komorki a i tak czasem nie odgadne o co chodzi … niestety… Pozdrawiam cieplo
He he dobre. 🙂
🙂
Na razie tłumaczy Franek, potem tłumaczyć będziesz TY. Oto Matko Anko, wielkimi krokami zbliża się etap ” A siemu?”. W życiu każdego malca przychodzi taki czas, kiedy wszystkiego jest ciekawy i wszystko chce mieć dokładnie wytłumaczone. Sam natomiast ogranicza się tylko do jednego pytania „A siemu?” Gadasz i gadasz, tłumaczysz i tłumaczysz i za każdym razem słyszysz „A siemu?”. W gardle zasycha, struny głosowe odmawiają współpracy a w tle ciągle „A siemu?” I te wspomnienia są bezcenne. Pozdrawiam gorąco!
Dobre 🙂 Tak trzymaj Franio.
HA HA HA 🙂 dobre…. znam te wieczne pytania z p-la…
Kiedyś musiałam się zaopiekować dwuletnim siostrzencem mojego męża.
Ja: Gabrysiu, choć się pobawić.
Gabrys: Apajacic!
Ja: To weź pajacyka o choć szybko!
Pochwili widzę Gabrysia ciagnacego za sobą najdroższą lustrzanke mojego meza!
A Franek jak zwykle uroczy!!!
Uwielbiam czytać Wasze posty, bosko piszecie, macie rewelacyjnego Synka 🙂
Nasz Synuś na skarpetki mówi „siepki”, też zachodziliśmy w głowę o co on prosi 🙂
gfjv g mmgvgfgffffggggggggl;fffffffffffkjk m.
Dziedzic potrafi nie spać,inne dzieci też jak widać.
To to, na górze, potrafi chyba Tylko Franiu rozszyfrować.
Bo ja nie mam pojęcia co dziecię napisało do Franklina,tym bardziej co mówiło przy pisaniu.
Więc Słońce rozszyfruj,przetłumacz 🙂
Wdzięczna ci będę po wieki.
Mama Kulela.
u nas to samo, codziennie coś nowego. ledwo jedno rozszyfruje już nadchodzi kolejne słówko 🙂 Obecnie jest słowo: gogu – wczoraj wieczorem padło na jogurt! i dziecię zjadło jogurt:) dzisiaj do rana goguuu – i znów mam wątpliwości 🙂
Cudowny czas 🙂
Lingwołamki by synusie moje dwa 🙂
1)mamo idli idli daj 😀
2)mamo duda duda duzio duda 😀
….. ??
???
????
jakieś pomysły ?? 🙂
Ja już wiem, ale długo trwało…. „Kąka o koku” to w sumie bardziej zbliżona do oryginału niż to co moje syny wymyśliły 🙂 Tłumaczę :
1. kulki do mleka czyli po prostu płatki śniadaniowe
2. woda w wannie
Uwielbiałam ten okres. teraz gadają zrozumiale. i …. stanowczo za dużo 🙂
pozdrawiam wszystkich 🙂
„kąka o koku” – toż to jasne jak słońce jest 😛
poczekaj na „tableta z tesco” we frankowym języku. To się dopiero będzie działo
Ja tez uwielbiam ten okres kiedy się zaczynaja tak zwane kalambury:) Cudne, cudne, cudne te nasze dzieciaczki. Wielokrotnie już prowadziłam dochodzenie o co może mojej Hani chodzić, a później sie w głowe pukam „no tak, o to chodziło, no patrz nie pomyślałam”!!! Dialog:
– (Hania) Hania siusiu „jobi”
– (mama) tak, tak Hania „jobi”(celowo)
– (Hania) Nie „jobi”,-„joobbii”!!! (irytacja Hani)
– (mama) A siusiu robisz.
– (Hania) no tak „jobi”
Bezcenne! Franiu pozdrawiamy:)
he dobre:)
Witaj. Masz nominację na moim blogu 🙂