Z karkonoskiego pamiętnika.

Zanim wakacyjne szaleństwo w Karpaczu pozostanie tylko mglistym wspomnieniem, należy mu się solidna recenzja. Dzięki Fundacji Promyk Słońca i kampanii „Na jednym wózku” spędziliśmy w Karkonoszach siedem fantastycznych dni. Pomijając już obecność Precli, dzięki którym wyjazdowi należy dodać ze sto punktów do atrakcyjności, należałoby wspomnieć o kilku istotnych szczegółach.

Mianowicie:

1. Franek w Karpaczu nie sypiał. To znaczy sypiał, ale pomijał południową drzemkę, która zdarzyła mu się bodaj raz albo dwa. Tym samym razem z nim padałam do łóżka o dwudziestej, kiedy to Tato wymykał się na karciane wieczorki u Precla. Precel to wprawiony w makao gracz, więc nasz biedny Tato zazwyczaj wracał szczęśliwy, ale jednak na tarczy.

2. SPA, SPA, SPA. Oprócz wyjazdu, mogliśmy skorzystać także z zabiegów SPA. W związku z tym wróciliśmy dziesięć kilogramów piękniejsi. Cera lśni, ciało wypoczęte, dla ducha kontemplowaliśmy przyrodę.

3. Przyroda. Wózkowicze to mają jednak w górach przekichane. No dobra, może wózkowicze nie, ale pchający to już troszkę tak. Szlaki górskie raczej nie służą kimbie, więc wycieczki ograniczaliśmy do dróg asfaltowych, ewentualnie brukowanych. Co nie zmienia faktu, że i tak było pod górkę. W deszczu, mgle i czarnym szlakiem na  Śnieżkę wspięli się zaś nasi dzielni Mężowie i Maks- brat Precla. Zaopatrzeni w batony, wodę i płaszcze przeciwdeszczowe co jakiś czas dawali znaki życia, a nasza czwórka (ja, Franio i Precel z Mamą) trzymaliśmy za nich kciuki w pokoju hotelowym. Tu dygresja: od Kopy do Śnieżki wiedzie szlak przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Jednakowoż Panowie Śnieżkowi mówili, że żaden niepełnosprawny jeszcze tam nie dotarł, gdyż na Kopę wiedzie wyciąg… krzesełkowy, pojedynczy, nierealny dla nas i naszych respiratorów. Jak już wiecie zdobyliśmy Śnieżkę w ramach Parku Miniatur w Kowarach.

4. Wyjazd do Sztolni w Kowarach to ulubiona wycieczka naszego Taty. I choć pod ziemią było jakieś osiem stopni na plusie, a ja się czułam nieco jak w horrorze, ciekawe było to doświadczenie. Pamiętajcie kochane dzieci: krótkie spodenki i sandałki w kopalni to zło! Zabierzcie trampki przynajmniej i ciepłą bluzę- na szczęście w naszym bagażniku znaleźliśmy całkiem ciepły zestaw ubrań.

5. Tak się rozhulaliśmy w zwiedzaniu, że zawiało nas aż do Czech! I to na safari. Franciszek zachwycony był zebrami i oczywiście nie omieszkał zajrzeć do żyraf. I choć cała wycieczka było fantastyczną wyprawą (oj, jak trudno się udaje, że zna się czeski 😉 ), to tutaj pora na dygresję numer dwa: niby zoo przystosowane do potrzeb niepełnosprawnych, niby nie. My w niektórych miejscach mogliśmy przenieść wózek razem z Frankiem przez schody, czy dziwnie położony na szlaku kamień, ale już większy wózkowicz, jak Precel miał z tym problem. Nie mniej jednak skosztowaliśmy czeskiego jedzenia z budki, przeliczyliśmy złotówki na korony i… wróciliśmy do hotelu na przecudowne SPA.

6. Poza tym odpoczęliśmy, wyleniuchowaliśmy się za wszystkie czasy, nagadaliśmy się na (niewielki) zapas i wraz z Mamą Precla przeszłyśmy trzy zawały na torze saneczkowym. Kochane Panie! Kiedy Wasz Mąż, któremu ufacie i wierzycie w każde jego słowo, powie, że te sanki wcale nie jadą szybko- kłamie. No, ale szybko zostaje mu to wybaczone. 🙂

Takie wakacje mogłabym wygrywać co chwilę…

Promyku Słońca- WIELKIE DZIĘKI!!!

12 myśli w temacie “Z karkonoskiego pamiętnika.

  1. Bardzo się cieszymy, że akumulatory podładowane, że pobyt w Karpaczu się udał i pozostawił po sobie takie miłe wspomnienia, o dziesięciu kilogramach urody nie mówiąc! O to nam chodziło. A niewiele osób na świecie tak bardzo zasłużyło na wypoczynek jak „nasi” blogowicze i ich rodziny. Pozdrawiamy serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *