Z ręką na sercu muszę przyznać, że w moim synu drzemie 100% mężczyzny w mężczyźnie. Z resztą wiecie same! Aż boję się momentu, kiedy to on zacznie redagować ten blog (wtedy chyba trzeba będzie ukryć wstydliwe wpisy o płaczu-te z przeszłości), a komentarze zaczną pisać w głównej mierze jego rówieśniczki, a nie- z całym szacunkiem- jego matki. Francyś lubi dziewczyny. Owszem ma w swoim gronie kilku kolegów, których bardzo lubi, ale nie ma co zaklinać rzeczywistości- rośnie mi pies na baby. Te kilka najważniejszych (poza mamusią ofkors) znacie z wpisów. Okazało się, że pierwsza miłość w postaci Ani rehabilitantki, z którą Francis prawie wylądował na ślubnym kobiercu, trwała na równi z miłością do Ewy- także rehabilitantki. Tak, przyznaję, dziewczyny są super i w ogóle, no ale, żeby zaraz na synowe? W każdym razie Franek płonie rumieńcem za każdym razem, kiedy ma opowiedzieć o ćwiczeniach z którąś ze swoich dam i niemal frunął w powietrzu, kiedy w poniedziałek na terapii w ramach niespodzianki pojawiła się Ewa. Kocha je, że aż czasem jestem zazdrosna.
No, ale nie o rehabilitacji miał to być wpis. Tylko o nich- dziewczynach mojego syna. I tak moje drogie Czytaczki, poznajcie swoje największe rywalki. Łączy je jedno- wszystkie są blondynkami, wszystkie mają 5-10 lat (młodość kochane, młodość!) i wszystkie bez wyjątku po trochu odwzajemniają sympatię Francesca (kamień z serca, bo już wolę być o nie zazdrosna, niż martwić się jego zawodem miłosnym).
L.- jak do tej pory JEDYNA kobieta, przy której Franek zapomniał, że ma na talerzu frytki. Długo, oj bardzo długo zabiegał o jej wizytę w naszym domu. Znamy i cenimy Tatę L., więc to jego Franek musiał prosić o spotkanie, a wiecie jak to jest z tatusiami ładnych córeczek. Tak więc pewnego grudniowego wieczoru L. zaproszona przez Francesca na frytki pojawiła się w naszym domu. Ze swoim Tatą oczywiście. I w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przy L. Franek frytek nawet nie tknął! Zapatrzony w blondyneczkę w różowej sukience, tylko nieśmiało coś przebąkiwał o wierszykach z przedszkola, a frytki stygły. I tak L. na stałe zagościła w naszych sercach. Było już przedpołudnie z grami, Francyś marzy o kolejnych. Tylko ten Tata coś tak się opiera…
M.- właściwie, to osobiście widziałam M. może dwa razy, ale od kilku dobrych tygodni słyszę tylko: „Mamo, a M. mnie przytulała! Mamo, a dzisiaj M. się do mnie uśmiechała!”. A już szczyt szczytów matczynej rozpaczy przeżyłam, kiedy w czasie jednego ze śniadań usłyszałam takie pytanie: „Maaamooo… a czy ja mogę nauczyć dawać M. buziaki?”. Z godnością przełknęłam kęs chleba i próbując ugasić ból gorzką kawą, odpowiedziałam: „Ależ oczywiście (naprawdę to powiedziałam!) kochanie. Tylko zapytaj M. o zgodę.” Szczerze, to nie wiem, czy doszło do tego całowania, ale dla własnego dobra i kondycji psychicznej nie dopytuję. Niemniej jednak dziś rano znów w naszym domu gościła M.-koleżanka z przedszkola. W opowieściach rzecz jasna. „A M. zaprosiła mnie do swojego domku, wiesz mamo? I będziemy się bawić, bo ona mówi, że ma dużo zabawek. Mamo zgodzisz się?” Nie wspomniał o przytulaniu, to może się zgodzę…
O.- kiedy widzę, że te małe chudziutkie kolanka miękną na widok dziewczęcia, które ma w ogródku trampolinę i RAZ skakało specjalnie dla Franka, to zaczynam się bać o los syna i tych wszystkich dziewcząt. No, w każdym razie udało mi się usłyszeć, że O. jest fajna i że może zostać jego dziewczyną. O. jest naszą sąsiadką, więc często widujemy ją przez okno w kuchni, z którego gdyby była taka możliwość, pewno wyskoczyłby bez butów. No i „Ola mamo tak ładnie się uśmiecha” 🙂
Czas wariować?
Kochany Franio:-)
Mój 4 latek ma jedną koleżankę-Olę…generalnie z koleżankami jest ciężko, bo chętnych do kolegowania się jest podobno kilka, ale tylko jedna mu się podoba-a z tymi co są brzydkie-szczerość dziecka:)- nie będzie się bawił…. ech…facet.
Oj Mamo. To ja opowiem jak to u nas jest. Pewna M. zbieżność inicjałów raczej nie przypadkowa od jakiegoś czasu robi ogromne zamieszanie podczas szykowania odzieży na kolejny dzień do przedszkola. A to nie pasuje, a to nie modne. Ciągle pyta czy to na pewno spodoba się pewnemu F. Na moje spokojne tłumaczenia, że na pewno się spodoba, że bluzeczka ładna, czysta, wypracowana przecież, odpowiada, że się nie znam bo jestem (uwaga) STARA. no cóż wiek pełnoletni osiągnęłam jakiś czas temu ale żebym od razu stara była. Ech gdzie jest moje cudowne grzeczne zgadzające się z mamusią dziecko, no gdzie. Nie wiem tylko czemu mąż mój robi taką dziwna minę kiedy córka mówi, że F. przyjdzie z super tatą.
Pozdrawia mama pewnej M.
8-latkom już trochę przechodzi, dziewczyny są już nie na topie ;).
Czuję się trochę zazdrosna, mimo wszystko… 😉