Słyszy Matka Anka ostatnio nader często: „dbaj matko o kręgosłup, o plecy matko dbaj! ty nie dźwigaj, nie noś tyle! Bo i nie najmłodsza jesteś przecież i jednakowoż dobrze by było, gdybyś matko pozostała sprawną jeszcze trochę z kręgosłupem zdrowym.” No i stara się Matka słuchać tych rad i nawet trochę stosować, ale życie życiem i… wybrała się Matka do NFZ. Z synem. Niepełnosprawnym. Na wózku. I respiratorem. I tymi plecami, o które dbać ma. A potem było jak w scence-fiction…
Bo okazało się, że drzwi wejściowe, to dopiero początek. Przede wszystkim są za wąskie. Franek ma najmniejszy rozmiar wózka (kimba 1), na minimalnych rozstawieniach, a weszliśmy (prawie) i tak na styk. Nikt z dwójką nie przeszedłby nawet na drugą stronę mocy. A nawet jeśli jakimś cudem się to uda, to tuż za drzwiami pierwsza niespodzianka! Cztery schody. Zapytała więc Matka Anka w swojej naiwności Pana Portiera, czy jest tu jakaś winda (haha), podjazd (hahahaha), czarodziejska wróżka (ahahahahah). Ano nie ma. Trzeba zatem wziąć wózek pod pachy, skupić się na targaniu i nie słuchać kręgosłupa. Na szczęście są na tym świecie dobrzy ludzie. Dobrym Ludziem takim okazała się Pani 50+, która zaoferowała pomoc. Czy wspomniałam już, że NFZ ma biuro na piętrze? Nie… No to wspominam. Pan Portier w akcie empatii zaproponował Matce Ance popilnowanie wózka, a w akcie pomysłowości wzięcie syna na ręce, respiratora na ramię, torebki na drugie, teczki z dokumentami na trzecie. A ssak można zawsze wkopać na to piętro. Jednakowoż oddać trzeba Panu Portierowi to, że kiedy zobaczył biorącą się (znowu) do pomocy Panią 50+, zaproponował Matce pomoc z wnoszeniem. No i wszystko byłoby ekstra i miło, ale mało nie brakowało, a miałaby Matka Pana Portiera na sumieniu. Bo bardzo się Matka cieszy, że Pan sobie dorabia do emerytury i że jest praca dla niego (mówię to bez cienia sarkazmu), ale w połowie drogi na piętro Pan mógł dostać zawału, bo przecież kimba to chyba ze 20 kg, do tego Franek 10, do tego respirator 7, do tego ssak i stres. I jest Matka bardzo wdzięczna Panu Portierowi za pomoc i za to, że ducha nie wyzionął przy okazji.
Załatwianie jednego podpisu, dwóch pieczątek i czterech kliknięć zajęło Matce siedem minut. W drodze powrotnej z wózkiem pomógł Pan Pracownik NFZ. I to mógłby być koniec tej łzawej historii. Ale nie z Matką te numery, bo zadzwoniła Matka do dyrekcji najwyższej kaliskiego oddziału NFZ…
I teraz napiszę na poważnie.
Zapytałam Pana Dyrektora, jak to możliwe, że w instytucji, która ma tyle wymagań względem pieczątek, orzeczeń i oświadczeń, jeśli jest się petentem i chce się zdobyć dofinansowanie jakiegoś sprzętu, nie ma windy ani podjazdu? Już nie tylko dla niepełnosprawnych na wózkach, ale i dla mam z dziećmi, czy dla staruszek o kulach.Nie byłoby by tego wpisu, gdyby nie odpowiedź, którą usłyszałam:
(w nawiasach i kursywą moje dygresje)
1/ jeżeli w budynku nie ma windy, portier zazwyczaj dzwoni po pracownika, ten schodzi załatwia sprawy formalne na dole i niepełnosprawny nie musi próbować wchodzić po schodach. (tak, to prawda taki jest przepis. Teraz to wiem, ale przyznam, że w tym temacie byłam blondynką totalną. Nie ma też żadnej informacji pisemnej, wiszącej gdzieś przy okienku o takiej możliwości, ani pan portier nie zaproponował mi tego rodzaju rozwiązania. Wątpię szczerze także w to, żeby ludzie starsi mieli odwagę o taką pomoc poprosić.)
2/budynek, w którym znajduje się nfz jest budynkiem objętym kuratelą konserwatora zabytków i zamontowanie w nim windy nie jest możliwe. (Winda nie, ale schodołaz? Podnośnik?)
3/w budynku jest podnośnik mechaniczny (chyba schodołaz), ale jeszcze nikt nie odważył się z niego korzystać. (Serio? Serio? Naprawdę to usłyszałam???)
4/tak naprawdę bardzo rzadko zdarza się, żeby niepełnosprawny sam przychodził załatwiać sprawę w nfz, zazwyczaj wysyła kogoś sprawnego. (Jak w takim razie mam nauczyć mojego syna samodzielności, skoro do jednej z ważniejszych w jego życiu instytucji zawsze będzie musiał wysyłać „kogoś sprawnego”?)
No i w sumie głupio mi się zrobiło. Że się upomniałam i takie tam. I choć założenie miałam mocno waleczne, co do tego wpisu, to po tej rozmowie jakoś skrzydła mi opadły. No, bo co odpowiedzieć na takie argumenty? Jako wisienkę na torcie pokażę Wam jeszcze dwa inne zdjęcia.
To wejście do biurowca, gdzie znajduje się kancelaria adwokacka, biuro komornika, punkt ksero oraz bardzo modne spa. I schody przed wejściem 🙂
Ale kiedy już pokona się te schody, to w środku jest piękna,ociekająca nowoczesnością winda. Takie kuriozum społecznościowe. 😉
Oj się Matką czepia. A czy to niepełnosprawni rehabilitacji nie potrzebują? Toż takie schody to są po to aby usprawnić się, poćwiczyć ot tak dla zdrowia. Napatrzą się tacy seriali i windy im się zachciało. Oj a nfz się stara aby ludzie kreatywnie myśleli, pokombinowali. Oj a tu taka niewdzięczność.
Dobrze, że odpisali 😉
Dobrze, że o tym piszesz…
I w sumie tyle dobrego… bo ręce opadły..
A jak twój kręgosłup!!!!!!!!!!????????????
:*
Przykre to wszystko… NFZ powinien świecić przykładem…
Trzeba dzwonić, upominać się i gadać gadać gadać. Zawsze.
To są nasze Polskie absurdy… My przynajmniej raz na dwa m-ce musimy wybrać się do PCPR-u. Mieści się on w Krakowie na al Słowackiego. Do zewnętrznych drzwi mamy podjazd a za nim bodajże 5 schodów na pięterko. Są składane szyny nakładane na tę przeszkodę ale przy takim stopniu nachylenia strach korzystać z wózkiem dziecięcym, a co dopiero inwalidzkim. Oczywiście mowy nie ma aby wyjechać tam samodzielnie – potrzeba minimum 2 osób. A na dole portiernia w której rzadko ktoś siedzi, więc taki niepełnosprawny musi przyjść i siedzieć cierpliwie dopóki ktoś go nie zauważy. Dodajmy że tam załatwiamy dofinansowania do sprzętu różnorakiego, turnusu rehabilitacyjnego a obok w pokoju orzeczenia o niepełnosprawności….
Ale ten urzednik, trzymajcie mnie, schodzi po schodach z tymi wszystkimi pieczeciami i stempluje na chodniku?! Na schodach przed wejsciem?! A jak pada deszcz to z parasolka!? O zesz ty…
powiem szczerze, że jako pełnosprawna zdrowa i młoda osoba nigdy nie zwracałam uwagi na niedostosowanie wszelkich budynków w mieście do osób na wózkach póki… nie zostałam mamą. Załatwianie nadania numeru domu, podpisanie umowy o wywóz śmieci, zakończenia budowy i oddania budynku z racji tego że „siedziałam w domu” na macierzyńskim z córką a mąż pracował po 10 godz leżało w moim obowiązku. Dopiero wtedy dowiedziałam się jak trudno jest ludziom na wózkach załatwić w naszym mieście (jarocin) cokolwiek. wąskie drzwi, schody, zero wind. Jeżdząc wszędzie z małą Mają i segregatorami pełnymi dokumentów naprawdę nieźle się nadźwigałam. To jest straszne, ale niestety prawdziwe. Świat nie myśli o ludziach niepełnosprawnych, o starszych, o matkach z dziećmi w wózkach
Nie ma Was i nie ma, ani na FB ani tu…
Wszystko w porządku? Jak Franek przetrwał falę upałów?
Buziaczki 🙂