Mały Dziedzic miał dzisiaj bardzo intensywny dzień. Ponieważ Frankowy tata wyjeżdżał dziś popracować, Franklin nie mógł odpuścić i wstał razem z tatą o 5:15. W związku z powyższym o szóstej byliśmy już po śniadaniu i pierwszych buziaczkach. Kiedy tato pojechał, Franuś jakoś zupełnie niezauważenie znalazł się u matki w łóżku i tak bujaliśmy do 9:30.
Przed południem przyjechała Ciocia Blondynka i tak rozćwiczyła Młodego, że pampers nie dawał rady tłumić zapachów:-). Do osiągnięć rehabilitacyjnych możemy dorzucić piękne trzymanie głowy. Franuś nigdy nie będzie samodzielnie siadał, dlatego sam fakt, że sadzany trzyma sztywno głowę zasługuję na nagrodę. Dodatkowo dziś po raz pierwszy w czasie rehabilitacji lewa noga zareagowała na to, że aktualnie ćwiczona jest prawa. Pękam z dumy!
A już od drugiego śniadania nasz dom przeżył intensywny najazd gości. Ze Wschodu powrócili stęsknieni Dziadek Greg oraz Ciocie M. i A. Wszyscy zgodnie orzekli, że Dziedzic jest nadal piękny i że urósł. Po południu zaś odwiedzili nas Suzana i Wujek P. Suzana została zbuziakowana przez synusia, Franklin pokazał jej także swoje przecudnej urody jedynki i doprowadził do zawału, kiedy niespodziewanie dwa razy kichnął. Wujek P. z kolei zaskoczył Franka zarostem, któremu Dziedzic poświęcił swoją cenną uwagę. Jednak największe zainteresowanie Franklina wzbudziła możliwość dotknięcia tego „czegoś” i sprawdzenia czy ten Wujek, to prawdziwy jest czy nie? Wujek z resztą próbował dziś sfotografować uśmiechającego się Młodego, ale zapomniał, że ma do czynienia z największym spryciarzem świata i za każdym razem, kiedy wyjął aparat, Dziedzic z miną „co to to to jest i dlaczego się na mnie patrzy?” utrudniał mu robienie fotek. (Wujek! Prześlij na maila, co masz, to pokażemy światu, jaki z Franka dziś był fajny facet:-)
Suzi, Wujku- dobrze jest Was mieć.
Im dłużej kombinuję, co jeszcze napisać w tym poście, wpadam coraz bardziej w jakąś… melancholię (?)…
Dobrej niedzieli zatem, nie ma co się rozczulać.