Mów mi Cesarzowo

Ponieważ nie ma jeszcze w sieci bloga o wdzięcznym tytule mojsynleon 😉 i nie sądzę, żeby udało mi się być twórcą takowego, uznałam więc, że od czasu do czasu Franciszek odstąpi łamów swojego podwórka i padnie coś leonowego. Z resztą już jakiś czas temu Wujek P. namawiał mnie, żeby uaktualnić nazwę bloga i tytułować go mójsynfranekplus. Tymczasem dziś będzie o tym, skąd się wziął Leon. No, może nie do końca aż tak dokładnie, bo liczę, że większość z Was jednak wie, jak to jest z tymi dziećmi, bocianami i kapustą, skupimy się więc na grande finale moich chłopaków, czyli wyjściu po cesarsku. To będzie takie preludium do działki Leona.

Obu moich synów pomógł urodzić Doktor Prowadzący. Jestem mamą po dwóch cięciach cesarskich. To nie będzie wpis o tym, co lepsze- siły natury, czy cięcie. Chłopcy tak się urodzili, bo to było dla nas najlepsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie i już. Nie ma co roztrząsać. Zatem jako doświadczona w temacie wieloródka (czy tam podwójna cesarzowa) opowiem Wam, jak to było… Macie chwilkę i mocne nerwy? No to zapraszam!

Dzień przed

Słyszałam, że normalnie to kobiety nie wiedzą, że mają rodzić. To znaczy przychodzi ten dzień, kiedy to latorośl brzuszna uznaje, że pora zobaczyć, jak to jest po drugiej stronie mamy, odchodzą wody- bywa, że w nocy i wtedy taka przyszła mama robi susa do łazienki, żeby nie pobrudzić nowego dywanu, co to go wybierała na powitanie dziecięcia, który wbrew wytycznym nie czerwony, a biały i takie wody mocno byłoby na nim widać, a wiadomo, że w czasie porodu ciężko prać dywan- więc kobiecina pędzi do szpitala i tam w towarzystwie męża lub nie, położnej  czy doktora wije dziecię w godzinę lub trzydzieści sześć. No to z cesarkami planowanymi tak nie jest. Moje obie były planowe ze wskazań medycznych. Nieco wcześniej znałam więc już datę przyjścia na świat słodkiego bobo i kiedy zbliżał się ten dzień miałam spodnie pełne strachu. Oczywiście, że w głowie to tysiąc razy umierałam w czasie tych cesarek i czyniłam męża mego przystojnego wdowcem młodym na pożarcie niezliczonej ilości kobiet. Zaparłam się więc i przeżyłam, na złość czającym się brunetkom, blondynkom tudzież rudym. Z mężem pod rękę i skierowaniem w ręku stawiałam się w szpitalu dzień przed. I w sumie nie wiem co lepsze. Taki siurprajs z wodami na dywanie, czy świadomość, że za 10, 9, 8, 7,… godzin zobaczysz swoje dziecko i już. No, ale nie ma człowiek wyjścia, bo ileż można chodzić w tej ciąży, skoro ma się wrażenie, że skóra na brzuchu zaraz puści na wysokości bioder i dziecię samo wyskoczy, bez doktorów. Dzień przed to szpitalny lajcik. Udzielasz wywiadów- o wadze, wieku, stanie cywilnym, miłości do męża i antybiotykach w ciąży. Panie mierzą, ważą, podadzą lekkostrawną kolację (to ważne, że lekkostrawną, o czym przekonasz się następnego dnia rano) i nakazują się zrelaksować. Ktg Ci podłączą kilka razy i nie staraj się go raczej interpretować w internecie, bo wyjdzie, że już rodzisz, a tego byśmy nie chcieli szczególnie, że właśnie sąsiadka z łóżka obok pojechała na cięcie na cito, bo córa nie mogła doczekać do rana. Leżysz więc, słuchasz relaksacyjnego pikania maszyny do ktg i nie możesz zasnąć. Kurczę, rano będziesz mamą. Taką od noszenia, tulenia, karmienia, dawania szlabanu na telewizor i bycia zazdrosną o pierwszą miłość. Tuż przed snem dostajesz espumisan lub inny cud na wzdęcia, bo niefajnie się będzie doktorom przebijać przez Twoje jelita i możesz iść spać. Spokojnie spać. Ha. Ha. Ha.

Przed godziną zero

Ranek przychodzi szybciej niż myśli cały świat. Z resztą świat coś wolno myśli, bo Ty od dwóch godzin masz już dzisiaj i tylko czekasz aż przyjdą i powiedzą, że Twoja kolej. Ale nie tak szybko. Najpierw to co tygryski lubią najbardziej, czyli lewatywa. No nie ma zmiłuj. Teraz już wiesz dlaczego ta kolacja była taka lekka. Może nie wchodźmy w szczegóły, jednak umówmy się, nie jest to ulubiona czynność w Twoim życiu. Potem, jak na gwiazdę poranka przystało bierzesz prysznic. Jednak zamiast ulubionego żelu o zapachu migdałów używasz środka do dezynfekcji, który sprezentowała Ci Pani Położna. Nie czujesz się z tym wyjątkowo, kiedy odkrywasz, że taki sam prezent dostały wszystkie planowane cesarzowe. Cóż począć. Kąpiesz się i zakładasz przepięknej urody koszulkę, co najmniej dwa rozmiary za małą, bo uroczo widać Ci spod niej pupę. Ach. Nie zakładaj bielizny. Nie będzie Ci już potrzebna. Z własnego doświadczenia nie polecam środkiem do dezynfekcji myć włosów. Przy pierwszej cesarce tak zaszalałam i potem przez pół roku nie mogłam ogarnąć ich matowości. Nauczona błędem niedoświadczonej cesarzowej w czasie przygotowań do drugiego cc, skonstruowałam na głowie gustowny koczek. Z reszta akurat głowa to nie będzie Ci do niczego potrzebna jeszcze jakąś chwilę. Wskakujesz na łóżko, przychodzi przemiła Położna, rzuca, że zaczynacie i tłumaczy, co będzie robiła. No nie są to przyjemności godne spa. Cesarskie cięcie to operacja, dlatego wszystko musi być przygotowane tak, żebyście Ty i Twój maluch byli bezpieczni. Najpierw cewnik. Chwilka, dwa ruchy sprawnej pielęgniarki i po krzyku. Od tej pory jesteście nierozłączni. Potem venflony. Dwa. W obie ręce. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś. Dostajesz tabletkę w porywach do dwóch od anestezjologa i pod rękę z kimś silnym idziesz urodzić swoje dziecko.

Już za chwileczkę, już za momencik

Kiedy doczłapiesz do sali operacyjnej, to emocje są takie, że ja nie mogę! I to słynne kłucie w kręgosłup. Za pierwszym razem oblał mnie zimny pot ze strachu, za drugim już nie, ale trzęsłam się jak galaretka. Nie bałam się bólu, bardziej to było coś na zasadzie tak wielkiego zdenerwowania i podniecenia, jak przed pierwszą randką razy miliard. Zanim anestezjolog poda Ci właściwe znieczulenie, znieczula miejsce wkłucia. Ja mam podobno piękny kręgosłup, a skoro obydwa wkłucia poszły raz dwa, to chyba naprawdę tak jest. Potem szybko lądujesz na stole i nagle widzisz swoje nogi w powietrzu. Widzisz, a ich nie czujesz. Mówię Wam, jakie to jest doświadczenie! Potem dzielą Cię kotarką na pół. Pół od góry należy do anestezjologa, pół dolne do doktorów operatorów i Twojego dziecka. Pół górne zostaje podłączone do ciśnieniomierza, pulsoksymetru, jakiś kroplówek i hipnotyzujących oczu Twoich aniołów. Leona i Franka na świecie witała Ciocia Bożenka- położna, która pamięta przyjście na świat Matki Anki- mówię Wam, znać kogoś komu można posłać mordercze wystraszone spojrzenie (podobno taką mieszankę zafundowałam wszystkim obecnym, ale ja to zrzucam na leki) w czasie cc  to bezcenne uczucie. Kiedy górna część Ciebie jest zabezpieczona, na salę wkraczają operatorzy. Dwaj.

Ciach ciach

Doktory zaczynają. Coś tam tną, coś szarpną i niby to czujesz. To znaczy, nie bój się, nie czujesz. Tylko tak jakby wiesz, że ktoś Ci gmera w brzuchu. W tak zwanym międzyczasie po przeciwnej stronie firanki, głowa zaczyna Ci szaleć. Oznajmiasz swoim aniołom, że o matko chyba zwymiotujesz, dostajesz 500 jednostek czegoś tam i robi Ci się lżej. Ni z tego, ni z owego Doktor ogłasza ciszę w eterze, puszcza Ci oko i nakazuje wyjęcie cesarza. Potem żartuje, że jest większy niż zakładaliście (w opcji frankowej mniejszy), a Ty z zawałem czekasz na pierwszy krzyk.

Jest i cesarz

No i płacze. Ciocia Bożenka przynosi Ci go do buzi i możecie się przywitać, wycałować. Wytulić niestety nie, bo nadal jesteś przymocowana do łóżka i maszyn, ale co tam. Kochasz tego małego skrzata i kiedy zabierają go na pomiar jakości z serca spada Ci tak wielki głaz, że słyszy i mąż i mama i teściowa. Jesteś mamą.

After party

Kiedy neonatolog oznajmia Ci, że właśnie zostałaś mamą chłopca na dziesięć w skali apgar, doktorzy operatorzy naprawiają to, co pocięli. Mają niezły ubaw, kiedy pod wpływem 500 jednostek czegoś tam zaczynasz opowiadać o swoim życiu, ale zaręczam Ci, że pewno niejedno słyszeli. Kiedy kosmetyka dobiega końca, nadal nie czujesz swoich nóg. Przychodzi sprawna ekipa, przenoszą Cię na łóżko i jak prawdziwą cesarzową, zawożą na salony. Tam możesz poczekać na swojego dzidziusia. Potem tylko siup pionizacja i być może za dwadzieścia cztery godziny będziesz mogła zjeść sucharka! Teraz tylko po troszku pij i bądź dzielna. To dopiero początek.

A u Was? Jak było?

 

64 myśli w temacie “Mów mi Cesarzowo

  1. U nas także cesarka x2 pierwsza bo po 48 godzinach wywoływania skurcze były jak cholercia a otworek nie do przejścia. I co? I piękna Córka, drugie krócej i już nauczona moją fizjonomia i anatomia puscilam oczko do doktora i wyjął. Tu widziałam więcej bo w listopadzie szybko ciemno się robi a ja ułożona równolegle do okna widziałam jak Chłopaka wyciagali. A te nogi w powietrzu – nie czujesz a widzisz – bezcenne.

    • Franek i Leon to najpiękniejsze niedasie w moim życiu. Też nie umiałam z tymi ciążami, żeby zajść. Ale jakoś udało mi się nauczyć. Niemal cudem. I tego właśnie Tobie Ulla życzę :*

    • Nie łam się Kobieto!!
      Z tym zachodzenie w ciążę to zazwyczaj ten kto chce to nie umie!
      Ja jestem mamą Aniołka i dwóch Skarbów powstałych przy pomocy metody in vitro.
      Napatrzyłam się w tych klinikach i nasłuchałam.
      Jednak uwierz mi, większość par pragnących dziecka w końcu będzie je miało tylko najgorzej przetrać czas kiedy się nie udaje.
      Powodzenia!

  2. To może i ja tak od serca, szczerze jako zupełnie niedoświadczona w temacie przyszła mama 😀
    Jako że stoję własnie przed decyzją życia… ciągle w głowie mam tylko strach jak to z tym porodem 😀 strasznie odganiam myśli o SN bo przecież tyyyyyyyyyyle się słyszy opowieści jak to te 36h…. 😉 że ciągle tylko cesarskie cięcie i już. Ale jak tak czytam to chyba mi się odechciało 😀 lewatywa, cewnik.. o mamuniu….
    to ja jeszcze przemyślę 😉

    • A ja polecam cc. U mnie było trochę inaczej niż u Ani. Przyjechałam do kliniki o 8 rano, synek był na świecie o13. Żadnej lewatywy, żadnych tabletek, cewnik dopiero po znieczuleniu. Tylko trochę spadło mi ciśnienie w trakcie operacji, od razu dostałam coś w żyłę i wróciło do normy. Potem też było OK. Pionizacja po 5 h. Wtedy trochę bolało, potem już prawie wcale. Doszłam do siebie szybciej niż moja współlokatorka po porodzie sn. Po 2 dniach byliśmy już w domu. Po tygodniu normalnie funkcjonowałam.

    • Eeeee, strach ma wielkie oczy. Wszystko jest do przeżycia, to tylko tak brzmi. 🙂 Nie sądzę, żeby jakikolwiek poród to było spa 😉

      • Jednak jeszcze istnieje ” moda” na straszenie że cc to zło , że trudno dojść do siebie , że to i że tamto.
        Niektórzy nie potrafią zrozumieć że cc to raczej nie jest wybór taki jak decyzja czy chcę mieć paznokcie żelowe czy tipsy.
        Cesarskie cięcie to przeważnie decyzja ratująca życie dziecka lub matki.
        Jednak ja również po obu cc dochodziłam do siebie szybciej niż niektóre koleżanki z sali po porodzie sn który trwał np. 30 godzin.
        Ja lewatywy też nie miałam, zakładanie cewnika za pierwszym razem bolało , za drugim wcale a poza tym to byłam tak zdenerwowana że prawie nie pamiętam.
        Najgorsza była pionizacja, rzeczywiście bardzo mnie bolało, momentami bałam się że padnę ale później było już tylko lepiej.
        Na piątą dobę po cc sama jeździłam samochodem bez większego problemu.
        JAk dla mnie dużym plusem planowanych cesarek jest to że wszystko jest raczej przewidywalne, trwa krótko i nie boli.

  3. U nas podobnie – podwójna cesarzowa 🙂
    Tylko po wyjęciu kilogramowego szkraba i ogłoszeniu, że stan krytyczny i jedzie do innego szpitala, nie dane nam było się przywitać. „Pani zadzwoni rano, czy przeżył” – tego się nie zapomina już nigdy.
    Za drugim razem postanowiłam zafundować rodzinie inną rozrywkę. Sepsa. Moja. Mąż stanął przed wizją zostania młodym wdowcem z 5 latkiem i 5 dniowym noworodkiem.
    Rodzina zapowiedziała, że jak jeszcze raz zajdę w ciąże to mnie zabiją 😉

    • Zabiją i zostanie ten mąż przystojnym wdowcem rzuconym na pożarcie tym blondynkom, brunetkom, tudzież rudym! Ty już lepiej losu nie kuś 😉

  4. A u nas? A u nas było dwa razy siuprajs w nocy i to raz przed planowaną cesarką !! 🙂 Takze ta sama gonitwa do szpitala, najpierw prysznic i – nie dywan, a nowe siedzenia w samochodzie aby się nie pomoczyły… ech, ale to już Ukochany wymyslił 😉 Mi tam było wszystko jedno, mnie już baaaardzo bolało i myśli się kłębiły 🙂 Trzeci raz dopiero był taki, że pojechałam przed bo już się bali po całej ciąży strachem podszytej i tam dopiero było nagle siuprajs i poszło w moment 🙂 także mów mi też Cesarzowa i dwukrotna Siłaczka 😉
    Gratuluję Ci pięknych przeżyć i kolejnego cudnego chłopczyka 🙂

  5. Zawsze się śmiałam z tych koleżanek matek co to tak o tych dzieciach mówią, wspominają pierwszy katar, ząb i słowo….. no i dopadło i mnie, ostatni bastion padł, urodziłam, i dołączyłam do tych matek wariatek. Normalnie jak idę ulicą i widzę matkę z dzieckiem to mam wrażenie że posyłamy sobie porozumiewawcze spojrzenia pt 'no witam! witam w klubie..’

    A u mnie było filmowo, wypchałam pierworodną w pół godziny, ja płakałam, mąż płakał, położyli mi takie sine nieszczęśliwe, pomarszczone cudo na piersi, i już wiedziałam, że nie oddam, że zmienił się świat. Że dopiero zaczęło to życie naprawdę mieć sens.

    Tyle pamiętam. Mąż pamięta, że krzyczałam że umieram, i dwa razy ugryzłam go w rękę 🙂

    • Ja nie wiem, że Ci mężczyźni to tak zawsze zakłamują piękne wspomnienia 😉 Z tym witam w klubie, to kurde też tak mam. I dobrze, że to w głowie, bo normalnie wstyd obcych na ulicy zaczepiać!

  6. a u mnie wszystko sie zgadza w milione procent, do momentu: „…Przychodzi „sprawna ekipa”, przenoszą Cię na łóżko i jak prawdziwą cesarzową…”. A nie do wiary. Moja ekipa, w trakcie przenosin, postanowiła mnie … upuścić na ziemię… Upsss. Huknęło, zawirowało, sufit z lampami chyba zwariował. Czucia brak, wiadomo. Co się, kurcze, dzieje??? Potem OIOM, obserwacja, obite biodro, USG, Rtg, wszystko na CITO. Pacjentka znieczulona, nie wiadomo czy są złamania czy nie. Dziwicie się, że w USA pod szpitalami rezydują prawnicy. Moja ekipa zakończyła sprawę skromnym „przepraszamy, niesamowite, że coś takiego mogło się wydarzyć…” A ja zadowolona, że nie mam złamanego biodra, nogi, wybitej miednicy… A mąż pyta: „kochanie, teraz te cesarki tak przez biodro … jakoś robią … Niewiarygodne masz siniaki!!!” No tak, bo do życia trzeba na wesoło i bez pretensji 🙂 Tak przynajmniej polecam 🙂

  7. To i ja jestem podwójną Cesarzową 😀
    Też cc były planowe ze względu na wskazania medyczne jednak planowane były tylko na zasadzie że inaczej nie ma szans ale nie znałam dokładnej daty gdyż walczyliśmy o każdy kolejny dzień dziecka w brzuchu.
    Długo walczyliśmy ale i tak mam dwa wcześniaczki.
    Przy synku nie było radosnego powitania – była szybka akcja ratowania życia malutkiego :/
    Jednak wszystko skończyło się się dobrze i teraz mam wielkiego, zdrowego i silnego ponad 2letniego chłopaka 😀
    Mam też półroczną córcię 🙂 Również wcześniaczek ale już nie tak mocno i witałyśmy się i buźkałyśmy już na stole operacyjnym 🙂

  8. A ja dwa razy WYCISKAŁAM 🙂 Przy pierwszym porodzie (36 h) chciałam sama sobie wyciąć dziecko, ale później cieszyłam się, że urodziłam SN. Rodziłam 21:10, a rano już śmigałam na nogach. I z przerażeniem patrzyłam na mamy CC. Wraz z innymi biegającymi pomagłyśmy przy dzieciach tym po CC. Przy drugim porodzie poszło sprawniej (tylko 4 h) i również cieszyłam się z SN.
    Raz miałam zabieg z usypianiem i swojemu ginekologowi naopowiadałam takich bzdur, ze do tej pory się z tego śmieje 🙂

    • Eh. To zależy, jak leży. Przy frankowym cc to oddział mogłam sprzątać sama, śmigałam jak ta lala. Przy Leonie było słabawo, ale człowiek starszy już, to i forsować się nie lubi, a przecież cc to też wysiłek!
      Z tym gadaniem to wstyd jak sto pięćdziesiąt, swojego czasu zapytała doktora, czy się wyspał, bo mi zależy, żeby się mną zajmował wyspany doktor 😉

      • Ja to gadałam bzdury, typu czy mnie zszył złotą nicią … yhhh…. przynajmniej teraz jak biegam na wizyty to nawet przedstawiać sie nie muszę 🙂

  9. Ja rodziłam pierwsze naturalnie a drugie CC i gdybym miała wybierać to tylko CC. Mimo że poród SN trwał 4 godziny i należał do tych lekkich. O wiele szybciej doszłam do siebie po CC.

  10. Cudnie piszesz. Ależ się uśmiałam!!
    U cesarzowa raz podwójnie, dlatego właśnie cesarzowa. Ale pod narkozą… także pamiętam zimno po wybudzeniu i zegar wielki przede mną. tykanie . dzieci nakarmił tata. a jak przyszedł to pierwsze moje pytanie: a ładne są??? także ten tego…..
    trzy miesiace po nie mogłam sie dobrze wyprostować i ten ból….

    • No mnie też było zimno i też spytałam przy Leonie, czy ładny 😉
      Trzy miesiące po już nie pamiętam o bliźnie, no ale ja podeszłam do sprawy detalicznie, nie hurtowo 🙂

  11. Świetnie piszesz!:)
    Ja też po cesarce:)Z tym, że ja po 8 dniach pobytu w szpitalu, po hektolitrach kroplówek które to miały mnie ruszyć…12 dni po terminie doprosiłam się cesarki…i przyszła na świat moja 4,5 kg Kruszyna:) I podobnie było jak u Ciebie, z tym że lewatywy już nie miałam (miałam przy próbach kroplówkowych;)) i cewnik po znieczuleniu. A no i jak już Ją wyciągnęli, to za jakąś chwilę mi Ją położyli na klacie i tak leżała ze mną:) Później dopiero było ważenie, mierzenie pod czujnym okiem Taty:)

    Pozdrawiamy Was:)
    Paula i 2,5letnia Amela

  12. Ja jestem potrójną Cesarzową:)
    Za każdym razem inaczej, medycyna szybko się zmienia. Pierwsza z narkozą zupełną, tydzień w szpitalu i głodówka przez dwa dni po porodzie….
    Dwie kolejne ze znieczuleniem lędźwiowym, inaczej, ale bezwład nóg mnie paraliżował całą, niezadowolenie położnych ,,bo przy takich to roboty od groma” i jakiś kleik pity długaśna rurką z kubka stojącego na stoliku obok leżąc płasko na łóżku, do tej pory zastanawiam się jak tego cudu dokonałam:(
    I to przystawianie głodomorków do piersi leżąc na wznak, kolejny wyczyn…
    I te spadki temperatury do 35stopni i dygotanie przez parę godzin i te łzy ciurkiem , a rece przywiazane….
    Wszystko do przeżycia i szybko się zapomona tuląc swoje S
    karby:)

    • Ja wspominam dobrze obie cesarki. Bolało, no ale w końcu miałam rozcięty brzuch! Jednak ze środkami przeciwbólwoymi nie było problemu. Pielęgniarki troskliwe, położne kompetentne i rzeczowe- pokazały jak dostawić chłopaków do piersi itd. Mobilizowały do wstawania, ale nie nalegały, kiedy po Leonie poprosiłam o jeszcze godzinkę 🙂
      Teraz. 3 miesiące po porodzie tylko jasna kreska na podbrzuszu przypomina mi o cc.

  13. Matko Anko i wszystkie inne matki 2+. Podziwiam Was. Jestem matką jedynaczki i chyba tak już zostanie, bo nie ważne, opis jakiego porodu czytam, chce mi się wymiotować. Nigdy więcej nie dam się w to wrąbać! Nigdy!
    A już planowane CC, kiedy wiadomo kiedy TO ma nastąpić i trzeba tak na zimno czekać… podziwiam wszystkie, które nie powiesiły się na tym kablu od KTG ze strachu.

    • Ale dlaczego planowane CC jest według Ciebie gorsze od nieplanowanego? Dla mnie jest odwrotnie. Jestem straszną panikarą, ale właśnie świadomość tego, że wiem kiedy i co się będzie działo, uspokoiła mnie. Że nikt nie będzie mnie zmuszał do porodu SN, którego bardzo się bałam i że nic się nie stanie mojemu dziecku z powodu jakichś komplikacji. Nie mam ani jednego złego wspomnienia z mojego CC. Gorzej wspominam wycięcie migdałków.

      • Dlatego ten opis jest taki mój. Bo ja taka jestem. Bolało, ale do przeżycia. Efekt w postaci dwóch fantastycznych synów- piorunujący.
        Podejrzewam, że każda z nas mogłaby napisać baaaardzo ciekawą historię i każda z tych porodowych opowieści byłaby totalnie inna.

  14. O tak, ja też mam takie odczucie, że już drugi raz nie chcę… Poszłam do szpitala na planowane wywoływanie porodu , od rana do południa czekałam na łóżko, które dostałam na patologi i tak się złożyło, że na tej samej sali leżały 2 kobiety które czekały na poród martwego dziecka i choć strasznie im współczułam deliktatnym jest określenie,że czułam się dość niekomfortowo… na drugi dzień od rana lewatywa,która bądź co bądź była najmniejszym złem w całej tej sytuacji. Potem kroplówka ze środkiem przyspieszającym poród i czekanie na akcję, jak już się konkretnie zaczęło, to ktg wykazało zanikający puls i jak na sali była tylko położna, tak nagle pojawiło się chyba z 10 osób i dostałam w żyłe odleciałam w 5 sekund, poród kleszczowy, bo na cesarkę za późno, córka była owinięta pępowiną , odjęty 1 punkt za zasinienie skóry, ja porozcinana na wszystkie strony , nie dość że majaczyłam to jeszcze przez prawie dobę po traciłam kontakt z rzeczywistością jak tylko podniosłam głowę od poduszki, nie wiem co to było ale jak po głupim jasiu w końskiej dawce, gdyby nie to że kobitka na sali podawala mi małą do karmienia to pewnie ta by się zaryczała, bo ja się bałam jej wziąć bo sama się przewracałam. Tak że ten, dziękuję postoję…

    • Przykro mi, że masz takie wspomnienia. Jesteś chyba żywym dowodem na to, że zależą one od okoliczności jakie nas spotkały w czasie porodu, od ludzi którzy się nami opiekują i w dużej mierze od wielkiego szczęścia, a także od nas samych, naszego nastawienia, progu odporności na ból i całej porodowej otoczki.
      Tak czy inaczej jesteś super dzielną babką i wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
      Ściskam :*

  15. Matko Anko, jak zwykle piszesz cudnie i z humorem, ale faktycznie troche sie do cc można zniechęcić. Ja jestem po 3 cesarkach i obce mi sa zabiegi w stylu lewatywa czy prysznic w chemikaliach. Nie piszesz tez czy małżonek był z Tobą w trakcie zabiegu wiec wnioskuje ze chyba nie. U mnie było super. Z wyjątkiem pierwszej cesarki która była nagła, niespodziewana w 31tc. Na szczęście wyszliśmy na prosta i młody ma dzis juz 12 lat. Potem wyjechaliśmy do Irlandii o tam miałam 2 cesarki na życzenie. Tak przyznaje sie, sama chciałam. Po prostu bałam sie bólu, niepewności, nieprzewidywalności porodu. Wspomnienia z obydwóch zabiegów super. Przyjazd do szpitala dopiero rano w wyznaczonym dniu ok. Tydzień przed data porodu po zwykłym prysznicu i ogoleniu sie w domu. Żadnych lewatyw i innych atrakcji. Maz wszedł na sale operacyjna zaraz po tym jak mnie znieczulili. Po zabiegu zero bólu. Gdy wieczorem tego dnia kazali mi wstać myślałam ze powariowali- ciagle pamiętałam dramat pionizacji z Polski. Byli nieugięci wiec wstałam i… Nic nie bolało- morfina. Przy łożku była pompa morfinowa której mogłam używać wg. Potrzeb. Oczywiście jest jakieś zabezpieczenie żeby nie przesadzić ale ma sie swój ból pod kontrola, nie trzeba nikogo wołać i prosić o leki. Gojenie sie rany- szybkie i bez problemów. Dzis po trzech cięciach mała biała kreseczka. Pewnie ze jest dużo opinii o cc. Myśle ze dużo zależy od szpitala a nawet od osób które sie nami opiekują, Jak dla mnie cc to genialna rzecz. A cesarka w Irlandii szczególnie. Aha, wyszłam ze szpitala w trzeciej dobie 🙂

    • Naprawdę mój opis zniechęca? 🙂
      „Kąpiel w chemikaliach” to lekka nadinterpretacja. To był środek jakim przeciera się skórę przed iniekcją i w sumie to oceniam to na mega pozytyw. Nie chciałabym bardzo sama sobie podarować jakiejś bakterii w czasie, kiedy mam rozcięty brzuch.
      Co do obecności męża w czasie cc, to nawet nie orientowałam się co do takiej możliwości, z prostego powodu- nie potrzebowałam tam jego obecności. Kiedy rodził się Leon, Franek był pierwszy dzień w nowej szkole. Była dużo spokojniejsza wiedząc, że na wypadek awarii i wobec emocji jego ukochany tata jest z nim. A z nami był wtedy, kiedy mógł, czyli tuż po.
      To tak jak ze środkami przeciwbólowymi. Morfina była i owszem, ale nie z pompy, tylko od Pań Pielęgniarek. Na zawołanie, miłych i kompetentnych. Pionizacja- bajka! Mimo, że bolało (i to mniej niż myśli każda czytająca). Za każdym razem pielęgniarka, która pomagała mi wstawać, najpierw pokazała, gdzie ręką gdzie nogą, a potem niemal weszła ze mną pod prysznic, pomagając w pierwszej toalecie. Pościel zmieniana niepostrzeżenie i dyskretnie dla nas. Mąż angażowany do opieki nade mną wtedy, kiedy mógł. Kobiety, które tam pracują, mają ogrom obowiązków i ja je podziwiam, że mają tyle sił i cierpliwości. Bo przecież rodzące też są różne- czasem niemiłe, trudne i roszczeniowe.
      My wyszliśmy do domu z Franiem w piątej dobie, z Leonem w siódmej. Nigdy nie rozumiałam tego pośpiechu z ucieczką do domu. Lepiej wyjść dzień później, a pewnym, że Ty i dziecko macie się ok, niż potem wracać na złamanie karku.
      Historii irlandzkich cesarek znam kilka i to skrajnie różnych. Mnie trochę przeraża ten lekki sposób bycia i minimalizm zaplecza medycznego, ale jak już pisałam, tyle ile porodów, tyle opinii.

  16. A ja poczworna! 1 w Polsce, 3 w UK. Opieka tam i tutaj super, no moze poza ostatnia cesarka, gdzie polozna na ostatniej zmianie wyraznie dala mi do zrozumienia, ze z takimi z innych krajow to ona sie zajmowac nie bedzie. Na cc w Polsce nie moge narzekac ale roznica w podjesciu maksymalna. W Polsce lezenie plackiem 24 godziny, brak picia i jedzenia i naprawde ciezkie wstawanie i cala reszta (ale to 13 lat temu wiec moze sie zmienilo). Tutaj po cc przewoza na sale gdzie spedza sie czas tak do 6 godzin po, pic i jest mozna od razu i jak tylko sie poczuje nogi i ma sie sily to nawet wstac mozna. Nie wiem czy podejscie do ciecia jakies inne ale w Polsce nie umialam sie nawet podniesc sama tutaj zero problemu i nawet bol nie byl taki okropny. Wypis 48 godzin po…przy drugiej ze starszym pamietam ze siedzialam na podlodze i klocki lego ukladalam po paru dniach. Po ostatniej nakazali nosic skarpety uciskowe i przepisali zastrzyki przeciwzakrzepowe….igla mikroskopijna ale bolesne tak ze lzy mi ciekly za kazdym razem.
    Ja do pierwszej mialam zalecenie przez posladkowe ulozenie mlodego, przy drugiej mloda nie chciala wyjsc mimo prob wywolania – i moze ze dobrze, ze cesarka bo miala prawie 4.5 kg…a potem to juz nie bylo mowy o innym rozwiazaniu. Przed 4ta ciaza konsultowalam sie jezeli chodzi o ryzyko etc i w sumie mialam wielkie szczescie bo wszystko poszlo ok choc chirurg podczas cc stwierdzil ze macice mialam cienka jak przescieradlo.

    • No faktycznie trochę się zmieniło przez 13 lat. Np. wstaje się kilka godzin po. Moje sąsiadki z pokoju po cc wyszły dwa dni później- my z racji doświadczeń rodzinnych i medycznych wskazań musieliśmy zostać trochę dłużej.
      Mój Doktor mówi, że on robi cc maks 3 razy. Właśnie ze względów bezpieczeństwa.

      • Ja to bym chetnie w szpitalu zostala dluzej bo to jednak jest czas kiedy mozna odpoczac. Jak sie wraca do domu to nawet jak sie nie planuje zawsze cos jest do zrobienia, dzieciaki dopominaja sie uwagi etc. A tak to mozna sie nacieszyc tylko tym nowym przybyszem i nikt nie jest zazdrosny haha. Mam tutaj znajoma (ginekolog), ktora miala 5 cesarek…

        • To prawda, że człowiek tak ciśnie do domu i do domu, a potem marzy o łóżku tylko dla siebie i obiedzie pod nos… 🙂
          5 cesarek. Wow!

  17. Jakbym o sobie czytala:) ja w sierpniu mialam druga cc i wspomnienia prawie identyczne. Po pierwszej na 3 dzien biegalam po oddziale, po drugiej dopiero po tygodniu i to podobno normalne. Po pierwszej 3 lata ubolewalam, ze nie moglam SN z powodu zagrozenia zamartwica, wiec drugi mial byc naturalny. Tez nie dalo rady. Ale teraz absolutnie nie zaluje, tak musialo po prostu byc. Wazne, ze szczesliwie. I wazne, zeby nie miec traumatycznych przezyc. A tak poza tym: to moj pierwszy komentarz mimo iz podczytuje od dawna. I uwielbiam:) i pozdrawiam serdecznie!

    • Kurczę. Ja zgoniłam swoje samopoczucie po drugim cc na starość i brak kondycji 🙂
      i witamy w dziale komentarze i prosimy o częściej!

  18. No to i ja się wypowiem…. Pierwszy poród – miałam 32 lata – siłami natury, dwie godziny Wituś był z nami… Dla mnie jak wizyta u dentysty, gdzie chodzę bez strachu 🙂 Drugi poród po czterech latach, CC. Ania ułożona pośladkowo, stąd decyzja o cc. Zaplanowana operacja, której nie doczekałam. 4 dni wcześniej odeszły mi wody… CC wykonano, ale ile mnie przed tym przebadano…, jak gdyby chcieli to dziecko ze mnie wyciągnąć siłą… Ryczałam na sali jak mops… ze strachu…. Wszystko dobrze, ale dochodziłam do siebie dwa tygodnie… Szczerze nie polecam…

  19. No to czad, że wszystko poszło super i masz dwa skarby w domu 🙂 Ja po 13-tu godzinach SN zostałam przewieziona na cesarke. Synek był ustawiony pod kątem i nie mógł się przycisnąć. Rodziłam w UK – zero lewatywy I takich tam innych 🙂 Ja dumnie zwymiotowałam na aparaturę a potem prawie straciłam przytomność 🙂 mąż był ze mną podczas operacji. Tulił Frania kiedy mnie zszywali. Potem od razu dostałam synka, karmiłam go jeszcze na salioperacyjnej. Jechał ze mną na oddział. Na nogi kazali wstać po 5-ciu godzinach. Po dwóch dniach byliśmy w domu. Moim zdaniem (i będę to powtarzać jak mantrę) nie trzeba się bać porodu. Bo to pierwsze tygodnie po nim są traumatyczne 🙂 Wszystko boli, mleko się leje, macica się obkurcza, spać się chce a dziecko cały czas przy piersi. No i głód straszny! A nic jeść nie można bo karmienie… Z porodu najgorzej wspominam cewnik. Pozdrawiam 🙂

    • Ja to chyba cisnęłam na jakiś hormonach, bo w sumie od wyjścia ze szpitala z dnia na dzień było coraz łatwiej. Od początku z Leonem jem wszystko (tak, tak kapuśniak i pieczarki też) i jest super. Głód też mi doskwiera, ale głodna to ja akurat byłam zawsze 😉

  20. Dopisze się i ja….
    Również podwójna cesarzowa. Lekarz prowadzący i tnący ten sam w obu przypadkach;-) Pierwszy raz równe 6 lat temu, cc 4 tyg. przed terminem bo wyszło zagrożenie życia córci….o zdrowiu już nie wspomnę. Potem mała szybko przewieziona do innego szpitala w innym mieście. Ja zostałam….całe szczęście trafiłam na kompetentną ekipę lekarską i mnie również przewieźli 2 dni później do szpitala na oddział ginekologiczny, w którym była mała Ola. I całe szczęście, niestety mój organizm nie ogarnął szybkiego rozwiązania ciąży i dochodziłam do siebie przez 2 tygodnie. A Ola w szpitalach spędziła równe 2 miesiące. Drugie dziecko z lekką nutką stresu po przygodach z Olą zostało zaplanowane od A do Z. Lekarz prowadzący ten sam, został zagnębiony pytaniami przed i w trakcie ciąży (cierpliwa kobieta) Poród również, aby wyeliminować przygody okołoporodowe oczywiście w grę wchodziła tylko i wyłącznie cesarka. Ciąża przebiegła super, stawiłam się grzecznie dzień przed w szpitalu. Stresu nie odczuwałam czując się przyopiekowana przez lekarzy i położne. Lewatywa mnie tym razem nie ominęła ….uff dobrze, że to było pierwszy i mam nadzieję ostatni raz;-) Na sale operacyjną zostałam zawieziona i tam już mnie stres dopadł na całego, jak w kalejdoskopie widziałam obrazki z przed sześciu lat i płacząc cały zabieg czekałam w jakim stanie będzie nasze drugie dziecko po urodzeniu. Urodziło się całe zdrowe i płaczące. Ja doszłam do siebie w mgnieniu oka, w trzeciej dobie po porodzie spokojnie wyszłyśmy z drugą córcią do domu. I tym sposobem zostałam podwójną Mamą sześcioletniej już Oli i 19 miesięcznej Hani.

  21. A ja troszkę z innej strony. Mam za sobą poród naturalny i cc. Oba zniosłam całkiem dzielnie. Nie będę ich porównywać bo każdy jest zupełnie z innej bajki. To co najbardziej zapadło mi w pamięć i czego brakowało mi przy cc, to bliski kontakt z dzieckiem. Córeczkę dostałam na piersi od razu po porodzie i mogłam tak z nią leżeć, przytulać przez 2 godziny, czas bezcenny i niezapomniany. Synka po cc pokazali i od razu zabrali 🙁

  22. ja polecam, choć troche reklama naciąga rzeczywistość. Kardynał • 9 miesięcy temu. zastanawiałem się nad zakupem tego żelu, ale zdecydowałem się na inny środek – member XXL. stosuje go drugi mc i jest wyraźna poprawa. Yepp • 9 miesięcy temu. marcinf1000 • 9 miesięcy temu. Nasz penis Panowie to mięsień który jak kazdy inny trzeba trenować, jest kilka naturalnych metod na powiekszenie 2 moze 3 cm jak u mnie ale nie w 2-3 miesiące to są lata treningu i umiejętnego wykonywania ćwiczeń! Nie mam opinii na ten temat tego żelu, ale zapewne to lipa! Panowie nadzieja umiera ostatnia ;] Krzychu 5550 • 9 miesięcy temu. http://vozbujdenie.com/titan-gel-w-polsce-prawdziwe-recenzje-oraz-wyniki-jak-uzywac-i-jak-zamowic.html Zobaczmy dlaczego na środek ten panowie mogą stawiać w ciemno. Przyjrzyjmy się bliżej jego działaniu. Zobaczmy, jakie substancje kryją się w jego składzie. Wreszcie dowiedzmy się czy naprawdę jest środkiem tak skutecznym, jak obiecuje producent. Panów, którzy zdecydowanie się na stosowanie środka Titan Gel nie brakuje. Co ważne, chętnie dzielą się oni swoimi opiniami na temat preparatu, co stanowi ogromne wsparcie dla tych mężczyzn, którzy dopiero zastanawiają się nad tym, czy warto zacząć to robić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *