Wielki powrót do formy.

Wiecie, jak wygląda chłopiec, który jeszcze wczoraj wieczorem wymagał natychmiastowej hospitalizacji? Po śniadaniu, spaniu dużo ponad normę i telefonie do mamy ten chłopiec wygląda tak:

Ponieważ chłopiec ów cały dzień był najgrzeczniejszym chłopcem na świecie- zasłużył na nagrodę. Już pomijam, że w lodówce jest pomidorowa mamy…

Byle do soboty.

Tata Franka.

 

Szpital.

Byliśmy w szpitalu. Dzień mijał w miarę spokojnie. Franek jadł i ćwiczył, jednak wieczorem zalał się wydzieliną tak bardzo, że nasza Doktor Pediatra stwierdziła, że lepiej będzie jeśli zabiorę go do szpitala. Tam zrobili mu podstawowe wyniki krwi, Pan Doktor go osłuchał i stwierdził, że zalecone leki są ok i Franklin może kurować się w domu. Wyniki krwi też w porządku.

Zafundowaliśmy więc sobie i wyjazdowej mamie zawał i kilkadziesiąt minut niepewności.Pozostaje tylko odsysać. Baaaardzo często.

Teraz Dziedzic odsypia. Bez kąpieli. O szpitalu mamie powiedzieliśmy, ale braku kąpieli to już nam nie wybaczy.

Byle do soboty.

Tata Franka.

Mamy nie ma- dzień pierwszy.

Halo?!

Tu tata. Tu tata. Czy ktoś nas czyta? Zostaliśmy sami. Mama wyjechała, więc na znak tęsknoty postanowiliśmy rozchorować się jeszcze bardziej. Franek spędził wieczór na płaczu. Rurka cała zalana wydzieliną. Odsysany był- jak nie on- kilkanaście razy. Miał problem, żeby pogodzić się z respiratorem, zasnął dopiero wentylowany ambu. Kolacji oczywiście nie zjadł.

Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy. Byle do soboty.

Z pola bitwy

tata Franka

Coś- kontratak.

Żyjemy żyjemy! Coś Frankowi odpuszcza. Żeby było śmieszniej, przeniósł się w wersji hard oczywiście na tatę. I tym sposobem obaj panowie powędrowali dzisiaj na wizytę do Pani Doktor. Franek- kontrolnie. Tato- badawczo. Żeby było jeszcze śmieszniej, jak prawdziwa wyrodna mama, spakowałam manatki i gonię właśnie pracować na wyjeździe. Do soboty. Tym samym na placu bitwy przeciwko cosiowi pozostał osłabiony tato i wzmocniony Franklin. Wezwane posiłki w postaci Babci Goshi przyjadą jutro. Dziś nadciągnie także Dziadek Greg. Dlatego choć z wyrzutami sumienia, to jadę z nieco spokojniejszą głową, a berło nad domem i blogiem uroczyście przekazałam chłopakom.

Jakby co to lodówka pełna, ubrania poprasowane i podłogi umyte. 🙂

Bez odbioru.

Mama Franka.

Wypędzanie cosia- dzień następny.

U Franciszka nadal mieszka coś. W związku z tym Młodzieniec ogłosił strajk i protestuje na widok każdego posiłku. Nie przechodzi nawet jajo, które gotowi jesteśmy przyrządzić o każdej porze dnia i nocy. Jakakolwiek próba nakarmienia Dziedzica kończy się karczemną awanturą, po której rurka tracheo jest cała zalana, a Franek wpada w panikę i duszność. Weekend nie należy zatem do najspokojniejszych. Z plusów? Śpimy we trójkę. W ustawieniu: Dziedzic-rodzic-rodzic. Ponieważ ze strony Dziedzica ostatnia noc należała do tych z gatunku przepłakane, co jakiś czas zamienialiśmy się na pozycji środkowego, tak by każde z nas dostąpiło zaszczytu nocnego tulenia Franciszka.

Poza porami posiłków i podawaniem leków, humor dopisuje. Na widok Cioci Ani Rehabilitantki Franklin uśmiecha się tak szeroko, że chyba widać mu ósemki, a z Ciocią A. namiętnie podczytuje rymowanki.

Z cyklu: obserwacje cosia:

Franek wymaga teraz dużo częstszego odsysania. I choć przyzwyczajony jest do odłączania od respiratora, bo przecież trenujemy oddychanie, to na widok rozpakowywanego cewnika wpada w płacz. Niezorientowanych orientuję, że w okresie, kiedy Franek zmaga się tylko z Potworzastym odsysania wymaga góra raz na dobę. Teraz, kiedy zmaga się z cosiem odsysamy go około 3-4 razy na godzinę. Dziedzicowi przeszkadza nawet najmniejsza ilość wydzieliny w rurce, a jej próby pozbycia się powodują u niego niepokój i ogólną nieszczęśliwość. Chyba nie umiem nazwać tego odpowiednio, ale wydaje mi się, że Franek boi się odsysania. Tłumaczymy zatem co do czego i po co. Efekt póki co mizerny. Poza tym, że Junior ma kilka sekund więcej na rozpacz.

Uciekaj już od nas cosiu!

Coś.

Franciszka dopadło coś. Coś objawia się podwyższoną temperaturą, zwiększoną ilością wydzieliny, niechęcią do jedzenia, kilkoma drzemkami w ciągu dnia, poranną chrypką, rozwolnieniem. Żeby cosia zdusić w zarodku, tato zadzwonił po Doktor Pediatrę. Pani Doktor orzekła, że nie ma jeszcze powodu do niepokoju, bo i gardło ładne i w płucach czysto. Przepisała kilka zapobiegaczy i nakazała obserwować Młodzieńca.

Obserwujemy go zatem uważnie i z obserwacji tych wynika, że:

*nawet niewielki stan przedprzeziębieniowy powoduje u Franka problemy z mówieniem. Wydzielina blokuje powietrze i mimo, że Franek rusza ustami i próbuje coś powiedzieć, głosu nie słychać. Na szczęście Dziedzic nie zniechęca się, przełyka ślinę i jest przeszczęśliwy, kiedy uda mu się w końcu wydobyć z siebie głos.

*zwiększona ilość wydzieliny (normalnie Franek prawie w ogóle nie wymaga odsysania) powoduje, że respirator ma problem, żeby dostosować się do Franka samodzielnych oddechów. Nawet  czasie snu Franek oddycha szybko i płytko.

*poza tym Dziedzic, jak każde przeziębione dziecię jest apatyczny, nie chce jeść, patrzy smutnymi oczętami i prosi o uwagę w każdej sekundzie.

Cosia sprzedałam Frankowi ja. Coś nie jest jeszcze niczym poważnym. Jest cosiem. Trzymajcie zatem kciuki, żeby się to nie rozwinęło w jakieś jesienne paskudztwo.

I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa: pomyślcie ciepło, pomódlcie się, jeśli potraficie, poślijcie energię Chustce i Bartkowi– oboje bardzo mocno walczą, by być.

Głupi to był dzień.

Flesz, czyli wieści skrócone z Frankowego podwórka.

Jedna trzecia naszej rodziny nieco niedomaga. Chodzi akurat o jedną trzecią blogującą. Dlatego wpis będzie króciutki.

*U Franciszka wszystko ok. Do słownika Dziedzica wpisać możemy: halo, lato, misia, monia i ogień. Premiera filmu z Franklinem mówiącym wkrótce.

*Dziś odbyła się przymiarka wózka spacerowego typu kimba i pojawienie się tegoż pojazdu w naszych progach wygląda już całkiem realnie.

*Wśród osiągnięć jedzeniowych odnotowaliśmy kawałki (!!!) parówki, czyli koszmar wszystkich dietetyków świata, w tym zapewne naszej nadwornej Cioci Dietetyk.

*Od poniedziałku rusza dogoterapia oraz przerwane wakacjami spotkania z Panią Specjalistką od wczesnego wspomagania rozwoju. (Swoją drogą muszę Wam kiedyś pokazać plan zajęć Dziedzica- jak na dwulatka wygląda on zaiste imponująco!)

W załączeniu: pocztówka z Warszawy, czyli jak odsypiać intensywny dzień. (Żyrafa towarzyszka przysłana przez Ciocię z KateMade)

Tymczasem wzmocniona czymś, co ma postawić na nogi i pozbyć się objawów przeziębienia i grypy idę spać. Albo prasować. Na schodach zdecyduję. Dobranoc!

Francesco radzi: jak fajnie bawić się z tatą.

Jest kilka sposobów na fajną zabawę. Można na przykład tryliard razy zrzucać kasztany ze stołu, żeby tato podnosił. Można zarządzić wyjście do łazienki i wymuszać na mamie odkręcanie i zakręcanie kranu. Można zrzucać smoczek z łóżka, robić wielkie oczy i udawać, że sam spadł. Można też wymyślać zabawy samemu.

Przepis na fajną zabawę a’la Francesco:

potrzebny jest tata, który pozwala na wszystko. Do tego dwie całkiem sprawne rączki, uśmiech od ucha do ucha mający na celu przekupić rodzica i… gotowe. Zobaczcie sami. Wbrew pozorom, nie pozwalamy temu młodemu człowiekowi na wszystko. 🙂

 

Śniadaniowe zwyczaje.

Scena nr 1. „Niedzielne śniadanie”

-Franuś co chcesz zjeść na śniadanie?

-Jajo.

-Nie możesz jeść codziennie jajek! Może owsianka z konfiturą i cynamonem? Mniam, mniam…

-Jaaaajo!

-Ok. Dziś owsianka, jutro jajo.

-To nie.

Przygotowana owsianka została wypluta, Franciszek obrażony, zapłakany- dostał jajo.

Scena nr 2. „Śniadanie poniedziałkowe”

-Franuś co chciałbyś na śniadanko?

-Mniam, mniam.

-Może… owsianka? (ryzyk-fizyk)

-Tat. (Franciszkowe „tak”)

Owsianka została pożarta do ostatniej łyżeczki, z uśmiechem od ucha do ucha, poklepywaniem się po brzuszku i donośnym mniam mniam.

 

Sezon na: „posiadam własne zdanie i nie zawaham się go użyć” w pełni!

 

Na jednym wózku.

Blog o Frankowych przygodach z Potworzastym za kołnierzem jest jednym z wielu blogów, których zazwyczaj mali bohaterowie walczą z przeciwnością losu, jaką jest choroba. Z myślą o takich właśnie blogach Fundacja „Promyk Słońca” zorganizowała kampanię społeczną o nazwie „Na jednym wózku”. Kampania owa ma w swoim założeniu zwrócić uwagę społeczeństwa na problemy rodziców, rodzeństwo i bliskich osób niepełnosprawnych. Przy okazji kampanii, której patronuje Małżonka Prezydenta RP Pani Anna Komorowska, fundacja zorganizowała konkurs dla blogerów. W prawym panelu naszego bloga, na samej górze znajdziecie baner, w który można klikać RAZ DZIENNIE z jednego numeru IP. Klikanio-głosowanie na blogi trwa do 15 grudnia, a zwycięzcy dostaną wakacje! Także, jeśli naklikamy odpowiednią ilość razy, być może uda się zostawić Potworzastego w domu i pogonić z Franciszkiem nad morze. Albo w góry. Przy okazji w rankingu blogów możecie poznać naprawdę wyjątkowe historie wyjątkowych ludzi.

A tymczasem zobaczcie, co sam zainteresowany ma na ten temat do powiedzenia. Film z dedykacją dla ulubionej warszawskiej Mai. 🙂