Jeśli chorować, to tak jak Franek

Franek obudził mnie o 1:20 i powiedział: Mamo, chyba coś się dzieje.

Coś się dzieje oznaczało temperaturę 38,9, brak siły do podniesienia rąk oraz wydzielinę, która wychodziła nawet bokiem rurki. Długo walczyliśmy o każdą kreskę w dół i musiało być bardzo słabo, bo Francyś zgodził się nawet na okład na czoło i łydki, czego w czasie „zwykłej” gorączki absolutnie nie toleruje. Noc była długa i bezsenna, bo chłopakowi naprawdę źle się oddychało. Odwołaliśmy więc wszystkie zajęcia, stawiając na odpoczynek i nabieranie sił.

Tego samego dnia w przedszkolu Leosia odbywało się przedstawienie na dzień babci i dziadka. Dziadkowie oczywiście dumnie ocierali łzy, kiedy Młodszak recytował wierszyk, zjedli moje ciacho i zabrali Milsona do domu. Naszego domu, żeby przy okazji odwiedzić Franka.

Po południu Franek znów dostał bardzo wysokiej gorączki i nie miał siły siedzieć. I znów mogłabym napisać, jak to było, ale mam w tej notce zupełnie inny cel.

Tuż przed odjazdem Dziadek zapytał:

– Jak się czujesz Franku?

– Wspaniale! – odpowiedział chłopiec z rurą w szyi, leżący bez siły na kanapie, temperaturą 38,6 oraz problemem z oddychaniem większym niż zwykle.

I tak sobie myślę, że chciałabym Wam życzyć, byście wszystkie swoje dolegliwości i choroby mogli przeżywać tak jak mój syn. Z wiecznym uśmiechem na twarzy, pomysłem na sto żartów na poniedziałek, kiedy ma przyjechać rehabilitant, planem na kino kiedy się złapie trochę siły i odłożeniem basenu na za tydzień. Bo wiecie, lepiej raz opuścić basen i trochę odpocząć, niż się bardziej pochorować i potem nie chodzić przez miesiąc.

Franek nadal niezbyt dobrze, a poza tym to „wspaniale!”.