Reprezentant

Szkoła weszła u nas mocno. Bardzo mocno. Wszyscy jesteśmy zaskoczeni przeskokiem, jaki jest między trzecią a czwartą klasą. Poza tym, że nowe przedmioty i nauczyciele, to jeszcze dużo ilość materiału i sposób jego dostosowania do możliwości Franka zajmuje naprawdę sporo czasu. Wszystkie Panie dzielnie walczą o każdą minutkę lekcji, bo okrojony plan zajęć i ta sama podstawa programowa, co u zdrowych dzieciaków sprawia, że ta pigułka wiedzy musi być bardzo mocno skondensowana. Kosztuje to jednak bardzo dużo pracy Taty i Franka przed, po i między lekcjami, co sprawia, że czas leci jak szalony. To wszystko oczywiście nie zmienia faktu, że trafiło nam się ambitne dziecię i nie ma opcji, by zrezygnował ze swoich planów. Dziś pierwszy w tym roku szkolnym dodatkowy hiszpański.

Jednak do tego wpisu zbierałam się już przed wakacjami. Zawsze coś innego ostatecznie wskakiwało mi do głowy, ale pomysł kiełkował i inspiracją albo bodźcem do tematu był wniosek, który musiałam złożyć w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, żeby starać się o dofinansowanie do wózka elektrycznego dla Franka. Otóż w jednym z podpunktów była adnotacja, by zaznaczyć, czy beneficjent bierze udział w międyszkolnych olimpiadach i konkursach. Niby takie nic, a w sumie skłoniło mnie do głębszej refleksji. Jak wiecie, Franek już kilkukrotnie reprezentował swoją podstawówkę i zawsze przynosiło mu to ogromną frajdę, a nam powód do dumy. Nigdy nie zdarzyło się tak, że Panie nauczycielki wystawiały Franka do takiej reprezentacji na zasadzie „takie biedny, taki chory, niech idzie”. Zawsze wiedziały, że Franciszek zna się na temacie i może stanowić mocny filar w takich rozgrywkach.

I w sumie to nic takiego – chłopiec z głową na medal, ale na wózku jedzie z Tatą na miejsce konkursu i wraz ze swoją drużyną stara się godnie reprezentować szkołę. Jak wiecie, Franek jest mocno niepełnosprawny fizycznie – sam nie chodzi, sam nie oddycha, nie podnosi wysoko rąk, nie utrzyma długopisu lub kredy, nie wyrwie się do odpowiedzi, nie przekrzyczy konkurencji, jeździ na wózku, na którym osiąga wzrost dwulatka. Franek mówi i sprawnie (ale nie szybko, tylko umiejętnie) posługuje się tabletem lub ekranem dotykowym. Poza tym mówiąc kolokwialnie ma łeb jak sklep. Do każdego konkursu przygotowuje się starannie. Szuka, ćwiczy, powtarza. Nikt go do tego nie zmusza, on lubi wiedzieć. Ze strony merytorycznej zawsze przygotowany jest na maksa.

Co sprawia, że rzadko sięga po laur zwycięzcy? Fizyczność. Rzadko zdarza się, by ławka przygotowana była wysokością do jego potrzeb. Zwykle bywa tak, że przez gabaryt wózka, Franek siedzi na skraju drużyny. W związku z tym nawet jeśli wie, nie jest w stanie przekrzyczeć, wyrwać kartki koledze z drużyny, czy dopisać swojej odpowiedzi. Najczęściej zdany jest na uwagę kogoś z drużyny. Wtedy choćby nie wiem, jak bardzo był pomocny, nikt nie zwraca na niego uwagi. Ja to rozumiem – to są dzieci, są emocje konkursowe, nie ma czasu zastanawiać się i czekać, aż Franek zgra się z respi i dopowie swoje zdanie. Dzieciaki pędzą na żywioł, a Franc jest kwiatkiem przy kożuchu. Niby reprezentant, niby nie. Indywidualne konkurencje idą mu świetnie (został mistrzem pięknego czytania, zdobył drugie miejsce w międzyszkolnym konkursie angielskiego), ale kiedy w grę wchodzi team, duet albo Franek jako składowa to zwykle nie ma szans się wykazać.

Wiecie i ta sprawa ma jak zwykle dwie strony medalu: z jednej Franek, jego oręż czyli wiedza i duże upośledzenie fizyczne, z drugiej drużyny pełne zdrowych dzieciaków. Spójrzcie. Nawet w konkurach wiedzy fizyczność ma tak ogromny wpływ na wynik. Najgorzej, że Franek jest tego totalnie świadom. Tego, że jest świetnie przygotowany, tego, że znał odpowiedź na wszystkie pytania. W tym roku szkolnym poprosiliśmy więc Panią Karolinę (szczególnie, bo języki obce to przecież jego konik), żeby jeśli będzie brała pod uwagę Franka, przyjrzała się konkursom, gdzie Franek będzie mógł pracować na swój i szkoły rachunek. Problem jest tylko taki, że wtedy forma tego konkursu będzie musiała być dostosowana do niego, ale tutaj liczę (jak niemal zawsze, kiedy chodzi o Fr) na dobrą wolę organizatorów. Bywało już tak, że Franek dyktował odpowiedzi nauczycielowi, który był wytypowany jako jego ręce. To już coś, choć kto widzi i słyszy Franciszka pierwszy raz musi się trochę przyzwyczaić.

Szkoła to dopiero początek. Spójrzcie na wszystkie telewizyjne hity wiedzowe. „Jaka to melodia?” – przycisk. Ukochani frankowi „Milionerzy” – konkurs kwalifikacyjny wygrywa najsprawniej wciskająca przyciski osoba. Finał „Jednego z dziesięciu” – potrzebujesz przycisku. „Wielka gra” – kręcisz kołem. I choć teoretycznie bazą jest Twoja wiedza, to bez siły nie ujedziesz.

Samodzielność konkursowa jest dla Franka niemal nieosiągalna. Jednak robimy wszystko, by było jak najmniej powodów, które mogłyby zatrzymać jego marzenia i ambicje.