Jak pomóc niepełnosprawnemu, ram pam pam pam

Wczoraj była sobota, a jak sobota to wiadomo, że do lidla do lidla, bo promocje i parking ram pam pam pam (kto zanucił?). I to właśnie jedna z wizyt w lidlu zainspirowała mnie do stworzenia tego wpisu. Na zakupy jeździmy zwykle we trójkę – ja i chłopaki. Nie są to wtedy wyjścia mojego życia, ale chłopcy są już na tyle duzi, że jest to całkiem ekscytujące doznanie. Mam nawet kilka osobistych patentów na takie wyjścia, głównie ze względu na Leosia, bo okazało się, że myśmy wcześniej nie wiedzieli, że dzieci potrafią znienacka wybiec, uciec czy przeskoczyć. Dlatego staram się parkować w miarę jak najbliżej wyjścia i zawsze Leoś wsiada jako pierwszy do samochodu, wysiada jako ostatni (taka odwrócona zasada LIFO). Przypięty pasami Leoś pozwala mi na spokojne zapakowanie do samochodu Franka, wózka i zakupów. I za to też lubię lidla, bo te malutkie wózeczki marketowe dla dzieciaków są stworzone idealnie dla nas. Leoś bierze swój wózek, ja  biorę duży koszyk, Franek ma jeszcze koszyk pod wózkiem i tym sposobem jesteśmy w stanie zrobić zakupy na cały tydzień. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że po porzuceniu koszyka i wózka mamy kilka toreb zakupów, których ani Leoś ani Franek nie poniesie. Wyglądam wtedy jak wielbłąd dwunastogarbny, ale nikt nie obiecywał, że to będzie łatwy wpis. Pcham Franka i niosę zakupy. Leoś wie, że wtedy musi trzymać się wózka i wierzcie mi lub nie, nigdy tego wózka nie puścił. Kolejne zdanie powinny opuścić mamy kwoki i mamy o słabych nerwach. Kiedy jest już naprawdę ciężko, zostawiam jedną torbę, Leosia przy wózku i Frania, proszę ich by pilnowali zakupów a sama zanoszę resztę. Zanim rzucisz ostrym spojrzeniem w czytany tekst, przypomnij sobie, że parkuję przy wejściu, widzę cały czas chłopców i im ufam. Kiedy parkuję dalej, nie pozwalam sobie na takie ekscesy. 

Ale ostatnio, pierwszy raz w moim życiu zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Kiedy zebrałam się do podnoszenia swoich tobołków, podeszła do mnie inna klientka marketu i powiedziała, że mi pomoże. Oczywiście nie zgodziłam się, bo a/ było mi głupio strasznie, że muszę kogoś absorbować, b/ no bo jak to – ja nie dam rady? Ale ta Pani zupełnie nie zwracała uwagi na moje zakłopotane spojrzenia. Chwyciła dwie torby, trzecią przekazała córce, pochwaliła rezolutność Leosia, zachwyciła się uprzejmością Francynia i nakazała prowadzić do auta. Potem szybko się pożegnała i zniknęła. Kurczę jaką ja poczułam wtedy wdzięczność. Tym bardziej, że przy podnoszeniu moich zakupów Pani głośno skomentowała, że „tylu mężczyzn w sklepie, a dżentelmeni wymarli”. I właśnie dlatego napisałam ten wpis.

Wcale nie musisz wpłacać na konto niepełnosprawnego dużych sum pieniędzy, nie musisz wrzucać do puszek, brać udziału w zbiórkach. Dzielisz się wtedy, kiedy Cię na to stać i kiedy masz ochotę. Ale pomoc niepełnosprawnym i ich rodzinom, to zwykle coś więcej, niż tylko pieniądze. Możesz właśnie pomóc przenieść zakupy, przepuścić w drzwiach (serio zdarza nam się to nagminnie, że ktoś zwinniejszy, szybszy i sprytniejszy wbija się swoim tyłkiem przed oczy Franka), możesz zapytać czy pomóc spakować wózek do samochodu (one są pieruńsko ciężkie i kiedyś jakiś pan pogratulował mi krzepy, że taki wózek a jak sobie tak ładnie radzę i… poszedł dalej). Możesz też wpuścić przodem do windy, możesz zaparkować kawałek dalej, a nie na miejscu dla niepełnosprawnych. Możesz być życzliwy. To naprawdę wiele znaczy.


wpis nie jest reklamą lidla, ani współpracą z lidlem. Jeździmy bo ram pam pam pam i te małe wózki.