Moja historia

Miałam 22 lata, kiedy mój nie-mąż zapytał mnie, czy chciałabym mieć z nim dziecko. Dzieciakiem byłam, kiedy teraz o tym myślę. Szaleńczo zakochanym dzieciakiem, wiedzącym, że właśnie z tym Szymonem chce mieć kilkoro dzieci, dom, rodzinę. Jak każda młoda para ochoczo zabraliśmy się do roboty, ale… nie udawało się. Jeden doktor, drugi, trzeci. Aż w końcu trafiłam na mojego doktora C. Przez rok prowadził mnie farmakologicznie, wykonał setki badań moich i mojego nie-męża, a potem odbył TĘ rozmowę. Że już nie ma tabletek, zastrzyków, leków, które pomogą. Że położy mnie na stół, że wyczyści moje jajniki, obejrzy endometrium, sprawdzi. Potem mamy kilka cykli prób i on wierzy, że się uda, ale gdyby nie, to co myślimy o in vitro. Wiedziała o tym tylko moja najbliższa przyjaciółka i nie-mąż. W szpitalu wszyscy byli mili, niewiele pamiętam. Potem pierwsza próba, druga, kolejna. Doktor mówi, że jeśli tym razem się nie uda, to może ktoś mądrzejszy od niego. Nie wie, że w międzyczasie konsultujemy się z profesorem Dębskim, który mówi, że nasz Dr C. robi wszystko, jak należy, żeby ufać. Ostatni cykl prób, potem mamy wybór. Dano nam wybór.

W ostatnim cyklu się udaje. Jestem w ukochanej, upragnionej ciąży. Ja dwudziestoczteroletni dzieciak. Wszyscy myślą, że wpadliśmy, bo wiadomo, jak to tak wcześnie. Doktor mówi, że to wielkie szczęście, żeśmy pomyśleli tak wcześnie, bo z moimi wynikami, to mogło być po ptakach. I żeby zaraz myśleć o kolejnym dziecku, od razu. Ciąża jest świetnym czasem. Rodzi się Franek. Franek- chłopiec z historią zapisaną w naszych uszkodzonych genach. Chłopiec, który ostatni własny oddech bierze 10 stycznia 2011 roku. Potem oddycha za niego respirator. I już tak będzie zawsze. Myśl od drugim dziecku odkładamy więc na nigdy.

Mijają trzy lata. Mam 28 lat. Franio w ramach swojej niepełnosprawności jest znakomicie funkcjonującym czterolatkiem. Dostajemy wiele wsparcia od rodziny, przyjaciół i obcych ludzi. Krzepniemy, nabieramy siły. Pojawiają się myśli. O rodzeństwie. Zdrowym rodzeństwie. Znów nie wie o tym nikt. Ale my wiemy, że w naszych genach zapisana jest historia i że daje ona 25% ryzyka, że nie skończy się happy endem. Szukamy więc pomocy u Doktora C. Mamy wybór. In vitro. Diagnostyka preimplantacjyna. Taka, która pozwoli urodzić mi zdrowe dziecko. W Polsce nikt nie wykonuje tego rodzaju diagnostyki w kierunku SMARD1, szukamy w Niemczech i Hiszpanii. Ze względu na procedury i nasze wyniki obie kliniki nam odmawiają. Wracamy do Doktora C.- ten widząc moje badania łapie się za głowę. Ale wierzy. Znów dostaje leki i zastrzyki.

Mam 30 lat. Na dworcu mąż całuje mnie czule, mówi, że kocha mnie najbardziej na świecie i że wszystko będzie na pewno dobrze. Jestem w ciąży. Tyma razem wystarczyło leczenie farmakologiczne. Jadę sama do Warszawy zrobić badania prenatalne. Sama, bo to 350 km i mąż musi zostać w domu z naszym starszym niepełnosprawnym dzieckiem. Jadę zrobić badania prenatalne, bo dziecko, które noszę w łonie może mieć SMARD1. Jadę, bo jeśli okaże się, że jest ono chore, musimy się przygotować, musimy wiedzieć. Mamy wybór. Wybór o którym długo dyskutujemy i którego konsekwencje ponosić będzie nasza rodzina. Jakie by one nie były. Decydujemy- aborcja nie wchodzi w grę.

20 tydzień ciąży. W czasie usg inny Doktor stwierdza torbiele w głowie. Cztery, bardzo duże. Nasze drugie dziecko nie ma smard. Ma torbiele. W drodze do domu milczymy. Znów wiemy o tym tylko my.

Mam serię badań, które mają stwierdzić, co siedzi w głowie małego. Nie chcemy martwić Babć, Cioć, które i tak z trwogą patrzą na każdy mój ciężarny ruch.

2 września 2015 roku rodzi się Leon. Zdrowy. Kilka tygodni później okazuje się, że nie ma smard1, że nie ma torbieli- wchłonęły się.

Mam 31 lat. Od niemal sześciu nie przespałam ciągiem ani jednej nocy. Mam cudnego męża, dwóch synów- starszy jest niepełnosprawny, nieuleczalnie chory. Młodszy cudem urodził się zdrów. Nie jestem za aborcją. Jestem za wyborem. Mnie go dano.

Dziś #czarnyprotest. Dziś pierwszy raz moją historię poznają Mama, Babcia, sąsiadki i znajome, Wy- moje Czytaczki.

Ja już nie będę miała dzieci. Mam jednak dwie bratowe, mój mąż ma dwie siostry. Mamy przyjaciółki. Mam synów, którzy być może będą mieli żony. Chcę, żeby one też miały wybór.

A to, co dzieje się z nami teraz i potem u Preclowej. Mądrze i prawdziwie. Dajcie kobietom wybór. KLIK