Opowieść wigilijna

W domu wiało chłodem. Wszystko przez to, że poprzedniego wieczoru, zamiast pilnować domowego ogniska Mama i Franek wybrali się na naprawdę ostatnie przedświąteczne zakupy. Franciszkowe niebieskie oczy otworzył dzwonek telefonu. Dzwonił Tato, który w wigilijny poranek wracał do domu z przedświątecznej długiej wizyty u Wujka. Pokonywał właśnie pięćsetny kilometr i telefonem postanowił przywołać Dziedzica do okna w kuchni. Z zimnymi stopami i rumianymi policzkami uczepieni szyby, wypatrywaliśmy powrotu Taty. Na podwórko wtoczyła się zielona ciężarówka, a za kierownicą siedział On- Tata. Pierwszy prezent tej wigilii. Franek aż piszczał z zachwytu, kiedy tuż za Tatą na podwórko zajechał Wujek Farmer- pięknym zielonym traktorem. Drugi prezent tej wigilii. Tato i Wujek zabrali Dziedzica na przejażdżkę i kiedy myśleliśmy, że już fajniej być nie może, tuż po obiedzie przyjechali Dziadkowie- Babcia Gosha i Dziadek Ksero. Z pysznościami, prezentami i uśmiechami. Trzeci prezent tej wigilii.

choinkaKiedy już Święta na dobre zapachniały choinką karpiem, kapustą z grochem i podzieliliśmy się opłatkiem- śmiechom, pałaszowaniu makiełek i rozmowom przy wigilijnym stole Babci Domowej nie było końca. Byli prawie wszyscy dla Franka najważniejsi. Babcia stworzyła dla nas prawdziwą wigilijną atmosferę, którą wszyscy raczyliśmy się do długich godzin wieczornych. Chyba o czymś jeszcze nie wspomniałam… Tak! Mikołaj! Spisał się w tym roku na medal i tym sposobem Franio zaraz po tym jak skończy być rajdowym kierowcą, zostaje PERKUSISTĄ, czyta, maluje, gra i tworzy. Musiał być wyjątkowo grzecznym chłopcem w mijającym roku.

prezenty prekusjap.s. Drogie Czytaczki! Chciałabym Wam podać przepis na najszybszy sernik ever:

Należy kupić składniki z dowolnie wybranego przepisu na sernik. Wszystkim dookoła trąbić, jaki on będzie pyszny! Z lekką nutą pomarańczy, na spodzie piernikowym, z chrupiącym wierzchem. Składniki trzeba włożyć do lodówki. I iść na sernik do Teściowej, a potem do Mamy. Nikt nie robi serników, jak one. Tymczasem nasze składniki radośnie niepołączone tkwią w lodówce i czekają na zmiłuj się. 😉

Gul gul

Zanim była wigilia, był jeszcze dzień przed. I tego dnia przed, w taką wigilię wigilii wybrała się Matka Anka na już naprawdę ostatnie zakupy. Razem z Dziedzicem oczywiście. Wędrowaliśmy sobie zatem między wieszakami z bluzkami w promocji oraz przy ladzie z serami (nawiasem mówiąc składniki na sernik nadal cieszą się niczym nienaruszone w lodówce- to już dygresja na wpis świąteczny). No i tak kiedy Matka Anka wędrowała z Francesciem po jego ulubionej galerii handlowej, poruszyła przypadkiem Matka Anka temat życiowy. Temat ów uruchomił gul. W gardle taki.

-Franek, a może jak wrócimy do domu, to pogramy w piłkę?

-Dobra, ty będziesz faulowała, a ja się będę przewracał na kanapie. Maaamoo? A wiesz, ja nie mogę grać w piłkę, bo nie umiem chodzić.

gul

-Wiem, synku. Ale na przykład ja nie umiem pływać, pamiętasz?

-Ale ja ćwiczę z Ewą, a moje nóżki i tak nie chcą chodzić. Zobacz, nie ruszają się.

gul, gul

-Fraaanio… zrobimy wszystko, żeby te nóżki trochę rozruszać dobrze? Ale w piłkę to i tak możemy zagrać, prawda?

-Pewnie mamo! Będę sędzią albo bramkarzem. A ty będziesz robić faul.

gul, gul, gul, gul, gul

Pani Czytaczce i Panu Czytaczowi

Kochani nasi!

Chcielibyśmy Wam życzyć, żebyście zawsze byli najbardziej zakręconymi, najszaleniej szalonymi, najmocniej kochanymi Czytaczami na świecie. Bardzo Wam dziękujemy za kolejny rok z naszym Frankiem i życzymy Wam, żeby Wasi Dziedzice i Dziedziczki przynosiły Wam tyle samo radości, ile Francesco nam. Paniom Czytaczkom życzymy urody na licu, rzęs do samego nieba, spokojnego serca i zdrowia w ciałach szczupłych, zgrabnych i gibkich. I miłości! Zaś Panom Czytaczom życzymy siły i wytrwałości, sprytu Jamesa Bonda i urody Supermana. No i zdrowia w ciałach gibkich, pięknych i zgrabnych. I miłości! Dajcie się na całego ponieść świątecznej gorączce, no bo kiedy, jak nie teraz?

Ściskamy Was mocno, całujemy i pozdrawiamy.

Wesołych Świąt!

Franek, Matka Anka i Frankowy Tata

wesolych

 

 

Coś spierniczyliśmy ostatnio

20141216_204034Grudzień pochłonął Matkę Ankę bez reszty. I to wcale nie w sposób, o którym myślicie. Okna są nadal nie umyte (i raczej do Świąt już nie będą), lista zakupów radośnie leży zapomniana u Dziadka Ksero jakieś 30 km od Matki Anki, a prezenty złośliwie same się nie zapakowały. Że już nie wspomni Matka Anka o tym, że koty z kurzu odstąpi chętnie i nie wie skąd w kątach pająk- wszak zdaje się Matce Ance, że nie robi nic innego poza gonieniem kotów i pająków. A grudzień nie czeka, grudzień pędzi. Na szczęście resztki rozumu miała Matka Anka jakieś pięć tygodni temu, kiedy to za namową Cioci Caramel popełniła ciasto piernikowe. Leżało ono sobie w chłodzie i ciemności i dojrzewało do momentu, kiedy spragnieni wałkowania, wykrawania, pieczenia i lukrowania, przystąpimy do dzieła. Żeby sobie na wszelki wypadek nie ułatwić życia, pięć tygodni temu Matka Anka do spóły z Francesciem popełniła owego ciasta z półtorej kilograma mąki. Wałkowania, wykrawania, pieczenia i lukrowania było więc co najmniej na sześć godzin! Nie, nie litujcie się. Bowiem prócz niewątpliwych zdolności kulinarnych, podarował los Matce Ance także spryt. Ściągnęła zatem poznańską Ciocię Ew, Dziadka Ksero i Babcię Goshę, a także Dziedzica i Frankowego Tatę i sobie radośnie pierniczyli. Pierniczenie poszło szybko, sprawnie i radośnie. Kuchnia wyglądała jak po przejściu huraganu, ale za to mamy milion pięćset sto dziewięćset pierników, które wiszą na choince i które bez wyrzutów sumienia podjadamy. A Wy? Okna, kurz i koty, czy piernik i Michael Buble w tle? 😉

20141216_181854 20141216_181915 20141216_181946 20141216_182154 20141216_182211 20141216_195900 20141216_195915 20141216_195926 20141216_201937 20141216_202052

List do Czytacza

Drogi Czytaczu!

Ty z Torunia, albo Ty z Katowic. Ty w okularach, czy też Ty rudzielcu. Ty chudzino nasza, albo Ty pulpeciku milutki! Jak to dobrze, że jesteś! Jaka szkoda, że najczęściej nie znamy Cię osobiście! Przesyłamy Ci dziś drogi Czytaczu naszą bezmierną wdzięczność. I skoro już tak słodzimy od samego początku, to chcemy, żebyś wiedział: jednym ruchem długopisu, dwoma kliknięciami, swoją pamięcią i wielkim sercem zrobiłeś, drogi Czytaczu, najlepsze zakupy na świecie. Oto ich lista:

360 godzin fizjoterapii

18 godzin pracy z Panią Logopedą

okulary z filtrami przeciwsłonecznymi i szkłami, że ho ho

siedzisko i pionizator w jednym- Baffin

wizyta u kardiologa

gorset

łuski

dwie wizyty u Profesora Kotwickiego

poduszka stabilo

Wszystkie pozycje z tej listy zostały sfinansowane dzięki Tobie! Dzięki temu, że w rozliczeniu podatkowym za rok 2013 pamiętałeś o niebieskookim Dziedzicu z Kalisza. Dzięki temu, że przekazałeś 1% podatku na rehabilitację i sprzęt małego Franka. Dzięki Tobie, drogi Czytaczu, Franio gada jak najęty, ma mocniejsze plecy, ręce, ma kontrolowane serce, nie musi mieć operacji na kręgosłup (!!!). Dzięki Tobie zbija talerze, rzuca sztućcami. Dzięki Tobie w wieku czterech lat pierwszy raz w życiu stanął! Jesteśmy Ci ogromnie wdzięczni za to, że tym jednym ruchem pomagasz nam walczyć z potworem, jakim los i geny obdarzyły naszego syna. Chcemy, żebyś wiedział, że bez Ciebie nie poradzilibyśmy sobie tak dobrze. Chcemy, żebyś miał poczucie, że dzięki Tobie nasz syn ma naprawdę dobre życie. Że dzięki Tobie łatwiej pokonywać wszystkie niedasie. Jeśli oprócz skreślenia na formularzu pit napisałeś także list do Mikołaja- wiedz, że do kogoś takiego jak Ty, na pewno przyjdzie.

Wszystkim, którzy w ubiegłym roku przekazali swój 1% podatku dochodowego i uwierzyli, że niedasie nie istnieje z całego serducha dziękujemy.

Mama i Tata Franka

i FrankoMikołaj 😉

FrankoMikołaj

Korespondencja ze Świętym

Jak na prawdziwego Dzielniaka przystało nasz Francesco powoli żegna wszystkie paskudności z oskrzeli. Co prawda nadal zawyżamy średnią odsysania, a noce nie należą do tych najbardziej przespanych w naszym życiu, jednak humor wrócił już na właściwe tory. Tym samym wczoraj Franciszek pierwszy raz w życiu napisał list! I to nie do byle kogo, bo do samego Mikołaja! Wszak Mikołajki tuż tuż, więc zaszła obawa, że się Święty nie domyśli, o czym marzy błękitnooki bardzo grzeczny Franio i jeszcze nie przyjdzie. Francyś w całości podyktował list i przy pomocy Mamy uzupełnił najistotniejsze szczegóły. Całość ozdobił gwiazdkami, żeby cyt.: „Mikołajowi było miło” i zaadresowaną kopertę położyliśmy na parapecie w kuchni, żeby dziś rano odkryć jej brak. Oznacza to tylko to, że ktoś w nocy był, list zabrał, więc Mikołaj go przeczyta i być może Frankowe marzenia spełnią się już w sobotę.

20141203_192143 20141203_191436 20141203_191506 20141203_191546 20141203_191615

Się porobiło

Do Frankowic zawitał grudzień.

Przyniósł ze sobą: 38,3 gorączki, gluta do pasa, nacieki na oskrzelach, nebulizację, pulneo, jeszcze więcej nebulizacji, ibufen, odsysanie, wentylowanie, nebulizację, pulneo, odsysanie, miliony odsysań, wlewki z soli fizjologicznej, czerwone oczy, spieczone usta, humor ratowany przez Dziadków na zmiany, wolne od przedszkola, odsysanie. Eh.

A wczoraj był tylko katar.

Ślubu za to nie było.