Z potworzastym to już tak jest, że lubi o sobie czasem przypomnieć. Ciągle ma nas na oku. Dlatego nauczeni kilkoma poprzednimi razami, nie tracimy czujności ani na chwilę. Zawsze, kiedy tylko dzieje się coś niepokojącego, zasięgamy rady specjalistów. Tak jest i tym razem. Tak, dobrze czytacie. Tym razem. Mamy właśnie ten raz, a nawet dwa.
Ostatnio nasza Ania rehabilitantka zauważyła, że Franiowe łokcie dopadły lekkie przykurcze. Mimo, że zaprawieni w boju, staramy się nie wyolbrzymiać dolegliwości Dziedzica, te łokcie mocno nas zmartwiły. Myślimy, że to być może od tego, że Franek w głównej mierze siedzi i opiera łokcie o blat stolika, blatu na którym się bawi. W ten sposób zastały się i przykurczyły. Ciocia Ania pokazała Frankowemu Tacie, jak pracować z rączkami Franka, a Ciocia Monika wprowadziła dodatkowe zajęcia łokciowe na rehabilitacji i zapewniła nas, że to nic groźnego i że postarają się szybciutko owym przykurczom zaradzić. Jak wiecie, nasi rehabilitanci jeszcze nigdy nie zawiedli pokładanych w nich nadziei, mam więc nadzieję, że tak będzie i tym razem. Co nie zmienia faktu, że mając w domu Franeczka z potworem w kapturze, musimy pilnować wszystkiego i każda taka wiadomość kosztuje nas wiele nerwów i emocji.
Ledwo złapaliśmy w ryzy strach o Dziedzicową sprawność rąk, przyszła niedziela. Ta wczorajsza. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że wylądowaliśmy na izbie przyjęć w szpitalu. Wiem, macie zawał. Już tłumaczę: Franio w nocy był dość niespokojny, nie miał problemów z oddychaniem, ale popłakiwał aż wylądował w naszym łóżku. Od rana pojechaliśmy na zakupy i w markecie dwa razy sytuacja powtórzyła się. Franek wpadł w niepokój i poprosił o ambu. Zaczęliśmy więc oglądać Juniora, co i jak. Już rano zaniepokoił nas fakt, że pielucha po nocy jest totalnie sucha. Zdarzało się to już wcześniej, wszak Młodzieniec jest już prawie czterolatkiem, ale nigdy w tym natężeniu. Do południa Franio nie załatwił się, pęcherz spuchł, a Dziedzic był już niespokojny. Po szybkiej konsultacji z naszym nieocenionym Doktorem Opiekunem pojechaliśmy do szpitala na cewnikowanie. Z tysiącem myśli z tyłu głowy. Na 10 sekund przed zabiegiem Franciszek totalnie wyluzował się, pieluchę napełnił, a Doktor Chirurg odstąpił od działania, sugerując obserwację. Wiemy, że dzieci z mięśniówkami cierpią na pęcherz neurogenny, ale nigdy wcześniej nie zaobserwowaliśmy u Franka czegoś, co mogło wzbudzić nasze zmartwienie. Teraz się wzbudziło. Doktor Chirurg (przemiły i przesympatyczny i w ogóle taki prze na plus) obiecał, że w razie czego służy radą, a nasz Doktor Opiekun wyraził nadzieję, że był to jednorazowy wypadek przy pracy i że już się to nie powtórzy. Zatem obserwujemy i realizujemy skierowania na badania.
Nudy nie ma.
Kalendarz wypełniony na kilka tygodni do przodu.
Na szczęście nie tylko zmartwieniami.