Pewnie jest nas niewiele. Tych, które o Niej dzisiaj nie myślą. Przecież była (och! była.) przede wszystkim Mamą. Nie na bankiecie, nie na okładce, nie na pokaz była Mamą. I rozmawiamy o tym z dziewczynami i dobrze wiemy, dlaczego akurat Jej odejście, Jej śmierć tak nas dotyka.
I chyba wszystkie tak bardzo egoistycznie, tak bardzo egoistycznie myślimy o sobie. Przecież mamy tyle jeszcze do zrobienia. F. pójdzie za rok do szkoły, mały B. do przedszkola, Fi zna wszystkie kraje świata, chce jechać z tydzień do lasu.Trzeba im otrzeć jeszcze tyle łez po upadkach, trzeba karę dać za papierosy w krzakach, trzeba dziewczyny ich polubić albo i nie. Przecież Sz. nie wie, gdzie są moje papiery z banku, P. nie prasuje, bo nie lubi, nie umie, R. jadłby pewnie hamburgery na obiad codziennie. Przecież tworzymy rodziny. Mama, Tata i Syn.
I co z tego, że inni mają dom z basenem, wakacje na wyspie, na kolację kawior? I co z tego…
Nie umiem sobie wyobrazić ani jednego dnia, który miałabym odliczyć od puli naszego wspólnego czasu. Nie potrafię nazwać uczucia, które rozsadza mnie od środka, kiedy myślę, że mogłabym nie zobaczyć już nigdy jego śmiechów, jego płaczu, sukcesu i porażki. Nie chcę nawet myśleć, coby czuła, gdybym już nigdy miała nie kłaść się z nim w dużym łóżku i szukać pająków w kątach poddasza, jak wyglądałoby ich życie beze mnie.
Tak po prostu egoistycznie chcę być mamą i żoną jak najdłużej. Doceniać czas z nimi jeszcze mocniej.