Dylematy matki piszącej

-Brak mi codzienności u Was na blogu, wiesz?

-Ale przecież u nas nic się nie dzieje. Wszystko jest takie… codzienne.

-To to napisz. Napisz, że jest jak co dzień. Chyba nie myślałaś, że zawsze będzie hiper, ekstra, super. Podobno ciągle pracujecie, żeby był normalnie…

Chyba jesteśmy na ostatniej prostej. Co to znaczy? To, że za nami już etap niedowierzania, szukania winnych, szukania rozwiązań, targów z losem, Bogiem, koniec bezsensownego buntu przeciwko chorobie naszego dziecka. I tak jest trudno. I tak jest ciężko. Bywa nieznośnie. To nie jest tak, że odpuściliśmy, że już się nie boimy. Nie jest tak, że nie pytam, co byłoby gdyby…  Znamy już jednak naszego przeciwnika na tyle dobrze, że wszystko, co wiąże się chorobą Frania, przyjmujemy na klatę. To i tak on, a nie my musimy z tym walczyć. Jednak to my musimy by na tyle silni, by on miał w nas jak największą podporę. Tym samym wraz z jakimś wewnętrznym przekonaniem, że ciągle musimy coś udowodnić, pokonać, zdobyć przemknęło mi przez myśl, że skoro nasza codzienność jest taka… codzienna, to nie ma o czym pisać. Kurczę, czyżby było tak normalnie, że aż powieje nudą z bloga? Tak bardzo znamy już każdy szmer respiratora, dźwięk ssaka, odgłos ambu, codzienną krzątaninę wokół rurki, że stało się to dla nas tak oczywiste, jak dla Was mycie zębów. Franio zdobywa szczyt za szczytem, mówi, że aż mu się buzia nie zamyka, liczy, dodaje (!!!), usztywnia nadgarstki, wzmacnia plecy. On to ciągle robi. Codziennie. Jednak, czy jest sens o tym pisać ciągle? Czy monotematyczność osiągnięć nie nudzi?

Z drugiej zaś strony wszyscy znajomi wiedzą, że wystarczy rzucić „Franek” i mogę opowiadać bez końca. O tym, jak wymaga, by kurkuma była w każdym daniu, jak negocjuje korzystanie z komputera, jak zjada placki pod każdą postacią. Mogę mówić, wzruszać się, żartować, opowiadać, streszczać. Przy kawie i ciachu z Suzi i Caramel.  A blog? Czy Czytacz nie uzna, że przesadzam komentując każde zdanie Franciszka? Czy zachwyci się, jak ja, podniesioną ręką wysoko ponad głowę? Czy uwierzy, jeśli napiszę, że wyrecytował Kaczkę Dziwaczkę CAŁĄ na wdechu i wydechu także? Czy nie przynudzam zanadto słodyczą i lukrem przy każdym wpisie?

A w sumie tematów lista wielka. Bo Franio na łóżku nowym śpi, jak dorosły. Bo z Dziadkiem Gregiem „Wiadomości rolnicze” codziennie ogląda. Bo do Dziadka Ksero inaczej, niż po imieniu nie powie. Bo na basenie ostatnio ze zjeżdżalni maleńkiej pierwszy raz zjechał. Bo podróż wielka przed nami jest w planach. Bo kręgosłup przebadany i obejrzany na konsultacje musi pojechać. Bo pora za przedszkolem dla Dziedzica się rozejrzeć. Bo poznał tysiąc sposobów na manewrowanie rodzicami. Bo elektryka (już) trzeba przerabiać. Bo smak kłamstwa Dziedzic poznał i wykorzystywać mu się zdarza…

Piękna ta lista.

Czy pisać?