Walka ze smokami, a właściwie jednym… smokiem.

Rzucający nałóg to mają jednak przechlapane. Zewsząd wszyscy ich kontrolują, sprawdzają, pytają. Do tego te pokusy- w reklamach, skojarzeniach, filmach. Skąd to wiem? Właśnie próbujemy wyrwać ze szponów nałogu jednego nałogowca. Nieee, nie mówię o tacie Franka. Mówię o Franku.

Jak wszyscy wiecie, postanowiliśmy wykluczyć z życia Franciszka smoczek. Powiem tak: łatwo nie jest. Co prawda w dzień Dziedzic w ogóle nie odczuwa jego braku, jednak w nocy dzieją się różne cuda. Noc z soboty na niedzielę była krytyczna. Francesco postanowił udowodnić nam, jak bardzo krzywdzi go nasza decyzja i nie dał pospać. Nie pomógł patent na Natalkę, nie pomagały wierszyki, nie pomagało tulenie, nawet nieczułe ignorowanie też nie pomogło. I tak sobie nie spaliśmy. Ponieważ jako rodzice, mamy przewagę ilościową- my nie spaliśmy na zmianę, Francesco nie spał prawie wcale. Odsypiał za to pół niedzieli i już mieliśmy widoki na powtórkę z rozrywki, a tu całkiem miłe zaskoczenie. Dziedzic dopiero o 4:18 przypomniał sobie, że brakuje mu czegoś do cmokania i już chciał pokazać na co go stać, kiedy… na arenę wkroczył Stefek Burczymucha! Czterominutowe przedstawienie w wykonaniu mamy sprawiło, że udobruchany Franciszek poszedł spać i tak się w tym spaniu rozsmakował, że prawie zaspaliśmy na poranne ćwiczenia z Ciocią Anią.

Zauważyłam jednak, że wraz z porzuceniem smoczka, wzrosło u Dziedzica nocne spożycie płynu. Spowodowane li to jest suchym powietrzem, czy próbą zastąpienia smoczka-uspokajacza smoczkiem- butelkowym? Nie wie jednak moje biedne Dziedziczątko, że następna w kolejności będzie butelka. Dwulatek jedzący z dorosłego talerza, dorosłym widelcem, oglądający filmy dozwolone powyżej 12 roku życia z butlą przy buzi? Przecież to nie jest kompatybilne…

Póki co jednak pełnego sukcesu odsmoczkowania nie trąbimy. Bitwa nocna numer 4 jednak zwyciężona!

Teraz idziemy na sanki…