Frankowóz.

Tak jak obiecałam, głównym tematem dzisiejszego wpisu będą sprzęty, które mieliśmy w planach nabyć dla Franklina: wózek i fotelik samochodowy. Głównym wymogiem Dziedzica, co do tych urządzeń jest niezbędna w ich budowie możliwość stabilizacji ciała i niedopuszczenie do skrzywienia kręgosłupa. Tym samym odbyliśmy z Frankowym tatą podróż po wirtualnych dostawcach takiego sprzętu, poczytaliśmy instrukcje obsługi, podglądaliśmy fora internetowe i doszliśmy do następującego wniosku: nie kupujemy wózka. Dlaczego? Z kilku powodów. Frankowy wózek wygląda tak:


Wózek, który miałby być ewentualnym następcą aktualnego Frankowozu, można obejrzeć tutaj: ————> klik

Tak, jest to wypasiona wersja wózka. Tak, ma podstawę jezdną i można z nim współgrać także w domu. Tak, ma mocowania stabilizujące głowę, kamizelkę stabilizującą tułów. Ma nawet pasy mocujące klatkę piersiową (3zdj. 3 rząd), o które nam najbardziej chodziło. Słowem- ten wózek ma prawie wszystko! Ale. Ma też sporo minusów, które jestem w stanie wymienić tylko na podstawie rekonesansu wirtualnego. Przede wszystkim jest za duży. Franek nawet by nie dosięgnął swoją głową do mocowań, które miałyby ją przytrzymywać. Wszystkie pasy i mocowania także byłyby dla Franklina zbyt duże. Także podnóżek zamontowany w tym sprzęcie byłby dla Dziedzica nieosiągalny- Franek nadal jest zbyt mały. Domowa podstawa jezdna u nas byłaby zbędna, ponieważ mamy dalmatyńczyka-pionizator. Cóż jeszcze? Kosz. Kosz pod wózkiem jest niemal identyczny, jak ten w naszym wózku- czyli zmiana na plus żadna. Wózek ten producent przeznacza dla dzieci wiotkich, ale większych i cięższych od naszego. W związku z tym doszliśmy do wniosku, że nie opłaca nam się go (jeszcze) kupować. Franek na szczęście nie jest jeszcze zupełnie wiotki. Wręcz przeciwnie jego siła mięśniowa poprawia się z każdym dniem, co potwierdzić mogą nasze Ciocie Rehabilitantki i Doktor Opiekun. Dlatego porównując obydwa wozy, uznaliśmy, że przerobimy Frankowóz i poczekamy aż Franek podrośnie do nowego sprzętu.

Plan przerobienia Frankowozu na SuperFrankowóz:

1.We Frankowym dalmatyńczyku na wyposażeniu są pasy, które trzymają go w pionie. A wyglądają one tak:

2. Uszyjemy (a raczej poszukamy kogoś, kto uszyje), bądź dokupimy drugie pasy i przymocujemy je do szelek zamontowanych już we wózku.

3. Frankowy tata na spółkę z Dziadkiem Ksero dorobią podstawy pod nóżki.

4. Kosz pod wózkiem wzmocnimy o solidniejsze dno, żeby respirator był tam bezpieczniejszy.

I tym sposobem szybko, tanio i skutecznie Frankowóz zostanie zamieniony w SuperFrankowóz, a my zaoszczędzimy kilka ładnych tysięcy.

Żeby Was nie zanudzać w sobotni wieczór wspomnę jeszcze tylko o jednej absolutnie ważnej ważności!

Franklin dzisiaj SAM absolutnie SAM bez pomocy przewrócił się z pleców na lewy bok! I oczekiwał oklasków. I dostał, a jakże!

Z cykl o rodzicach:

Dzięki przecudownym Ciociom Ani i Monice- Frankowym Rehabilitantkom idziemy w poniedziałek na randkę! Ciocie zmówiły się po kątach, przysłały zarządzenie, a że Franciszka zarurkowanego obsłużyć potrafią, pod dyskretnym nadzorem Cioci M. zostawimy całą tróję samą. I pójdziemy… hm, właściwie to nie wiem, ale gdzieś na pewno! 🙂

A poniżej: Mama uczy Franklina mówić MA-MA. Ze skutkiem opłakanym, jak zobaczycie…

P.S. Pozostałe punkty z wczorajszego wpisu będę na pewno realizować. Promise! 🙂