To był dla nas trudny rok. Równo 31 grudnia 2010 roku Franklin trafił do szpitala. Dokładnie o północy, kiedy strzelały fajerwerki przewożono nas ze szpitala dziecięcego do szpitala dla dorosłych na dodatkowe badania. W karetce śmiałam się z sanitariuszem, że jak opowiem to synowi za 15 lato, to nie uwierzy. Po północy padło pierwsze podejrzenie: przepuklina jelitowo-przeponowa, nie do operowania w Kaliszu, szukają miejsca w Poznaniu, który odmawia i koniec końców (i za to dziękuję losowi) mamy umówioną Łódź na Nowy Rok.
Od tamtej nocy minął równo rok. Pełen radości, uśmiechów, szaleństw i wdzięczności losowi za to, że się udało, ludziom za to, że byli. Bywało strasznie, rozpaczliwie, nieszczęśliwie. Bywało smutno, bywało źle. Jednak na szczęście częściej bywało dobrze. Bo Franklin jest z nami. Bo my możemy go mieć obok.
A poniżej nasz subiektywny przegląd roku, czli the best of Franciszek Franklinowski 2011:
Miejsce piąte:
Powrót do domu. Nasze dziecię jak wyszło w zeszłym roku na Sylwestra, wróciło 23 maja. Od tamtej pory ma szlaban na tego typu imprezy na co najmniej 15 lat.
Miejsce czwarte:
Franciszkowe cuda rehabilitacyjne. Franco z dziecka zupełnie nie ruszającego się, stał się rozrabiaką, który utrudnia jak tylko może, zrzuca zabawki z łóżka i ma na koncie swój pierwszy zbity kubek. Strącił ze stołu. Kocham go za to!
Miejsce trzecie:
Kupający Franco to ukochany Franco. Było ciężko. Był płacz. Były słabe mięśnie brzucha. A jest? Jest samodzielna, wielka qpa na tronie!
Miejsce drugie:
Franklin-podróżnik. Jeździ na rowerze, samochodem, przymierzał się już do konia na biegunach, do sanek także. Bywa na koncertach, w pubach, odwiedza ciotki. I dobrze. Bo starych też ma z natury imprezowych.
I nasze miejsce pierwsze:
Da-da. ku-ra, geeeee, aaaaa, oooo- czyli Franciszek gadający! Miało się nie dać, no przynajmniej nie tak szybko. Miała być rura specjalna, okazało się, że nie potrzeba. A on gada. Ba! On się nawet kłóci!
Bo niedasie nie istnieje!