Siedzi matka i myśli. Siedzi i duma i sapie nawet troszkę. Można by przypuszczać, że się zastanawia także. I zerka matka na syna i podgląda i obserwuje. I nic. Zupełnie nic. Pustka. Null. Zero. Nie wie matka, o czym miałby być dzisiejszy post. Szukając pomysłu zagląda matka pod kołdrę i pod poduszkę i nawet do szafy, a później do lodówki matka także zagląda. Nie ma. Pomysł wziął i się schował. No, bo o czym ma niby matka pisać? Że Dziedzic cały dzień miał nastrój wyśmienity? Że zjadł zupy tyle, że prawie dla taty brakło? Że poprawił DESEREM? Że na widok wanny to się cały trzęsie z zachwytu? A może, że kolację zjadł w 3 minuty? Albo, że potrafi pokazać „taaaaaaaaki jestem duży” rączkami, które przecież miały się nie ruszać? A może o zębie? Czwórka górna się wykluła tuż przed piątką przecież. Albo qpa! Była samodzielna taka ładna i śmierdząca… I jeszcze przecież gada! No gada na całego.
Zatem siedzi matka i myśli. I to wszystko wydaje jej się takie… zwyczajne. Normalne takie. Ba! Nawet takie niezbyt spektakularne wydaje się także! Dlatego szuka matka dalej… A może podejść do posta filozoficznie bardziej? I wznieść się na wyżyny? I pokusić się o wzruszenia dla Czytaczy? No, ale kiedy dziś było tak, jak wszędzie. Tak codziennie.
I tak sobie wydumała matka, że ten Potworzasty to głupi jednak jest. Głupi i pusty. Bo myślał, że się wystraszymy. Że nie podejmiemy wyzwania. Nawet pewnie sobie myślał, że nie damy rady. A tu?
A u Franklinowskich jest tak zwyczajnie, że nawet nie ma o czym pisać…
Foto by Wujek Foto 🙂
Dzisiejszy wpis dedykujemy pomysłowej Cioci Ew. Za inspirację 🙂