The best of Franek 2011

To był dla nas trudny rok. Równo 31 grudnia 2010 roku Franklin trafił do szpitala. Dokładnie o północy, kiedy strzelały fajerwerki przewożono nas ze szpitala dziecięcego do szpitala dla dorosłych na dodatkowe badania. W karetce śmiałam się z sanitariuszem, że jak opowiem to synowi za 15 lato, to nie uwierzy. Po północy padło pierwsze podejrzenie: przepuklina jelitowo-przeponowa, nie do operowania w Kaliszu, szukają miejsca w Poznaniu, który odmawia i koniec końców (i za to dziękuję losowi) mamy umówioną Łódź na Nowy Rok.

Od tamtej nocy minął równo rok. Pełen radości, uśmiechów, szaleństw i wdzięczności losowi za to, że się udało, ludziom za to, że byli. Bywało strasznie, rozpaczliwie, nieszczęśliwie. Bywało smutno, bywało źle. Jednak na szczęście częściej bywało dobrze. Bo Franklin jest z nami. Bo my możemy go mieć obok.

A poniżej nasz subiektywny przegląd roku, czli the best of Franciszek Franklinowski 2011:

Miejsce piąte:

Powrót do domu. Nasze dziecię jak wyszło w zeszłym roku na Sylwestra, wróciło 23 maja. Od tamtej pory ma szlaban na tego typu imprezy na co najmniej 15 lat.

Miejsce czwarte:

Franciszkowe cuda rehabilitacyjne. Franco z dziecka zupełnie nie ruszającego się, stał się rozrabiaką, który utrudnia jak tylko może, zrzuca zabawki z łóżka i ma na koncie swój pierwszy zbity kubek. Strącił ze stołu. Kocham go za to!

Miejsce trzecie:

Kupający Franco to ukochany Franco. Było ciężko. Był płacz. Były słabe mięśnie brzucha. A jest? Jest samodzielna, wielka qpa na tronie!

Miejsce drugie:

Franklin-podróżnik. Jeździ na rowerze, samochodem, przymierzał się już do konia na biegunach, do sanek także. Bywa na koncertach, w pubach, odwiedza ciotki. I dobrze. Bo starych też ma z natury imprezowych.

I nasze miejsce pierwsze:

Da-da. ku-ra, geeeee, aaaaa, oooo- czyli Franciszek gadający! Miało się nie dać, no przynajmniej nie tak szybko. Miała być rura specjalna, okazało się, że nie potrzeba. A on gada. Ba! On się nawet kłóci!

Bo niedasie nie istnieje!

 

Człowiek pracy.

-Mamo! Wstawaj! Już siódma! Idziemy do pracy!- tak w wolnym tłumaczeniu zagadał dziś rano Franklin.

-Synku, pięć minut. Proszszsz…

-Mama, ale wstawaj, bo się spóźnimy. Wiesz, że musimy się jeszcze spakować.

-No chwilkę tak? Tylko dośnię…

-Mama, bo powiem szefowi!

Tak, tak kochani Czytacze Franciszek Franklinowski był dzisiaj z mamą w pracy. Od rana cały w uśmiechach zjadł śniadanie i nawet nie protestował przy ubieraniu, więc dzień zapowiadał się dobrze. A w firmie? W firmie Franklin podrywał Agę z drugiego działu, zagadał do Hrabiego i majstrował przy pracowej choince. Oczywiście nie omieszkał rozgadać się na cały głos, kiedy mama dogadywała zamówienia i żeby dopełnić swej obecności , samodzielnie zrobił qpę. Dzięki Dyrektorowi mama miała dziś lekcje skrócone, więc kiedy o 15ej w ramach niespodzianki usłyszeliśmy: „do domu Franklinowscy”, życzyliśmy do siego i pogoniliśmy do domu.

Wielkie serce Babci Domowej sprawiło, że Franklin mógł zjeść porządny obiad po pracy, a i mama nie musiała spożywać chińszczyzny budkowej 🙂 Dziedzic z taką ochotą pałaszował Babciny rosół, że oczu oderwać nie mogłam, bo porcja też była niczego sobie- jak to u Babci.

Wieczór przerósł nasze najśmielsze oczekiwania towarzyskie. Nie dość, że z wizytą wpadli Babcia Gosha i Dziadek Ksero, którzy przy okazji przywieźli nam Wujka Logistyka. To zupełnie przez przypadek pojawiły się Kasia i Paula. Odwiedzili nas tak dawno zapowiadająca się Ciocia Nowa z Rodzinką. Mały Sambor okazał się ideałem małego mężczyzny: bystry, wygadany i błyskotliwy, a Zojka podbiła serca wszystkich swoją przeuroczą nieśmiałością.Zoja po kilku minutach w towarzystwie Wujka Logistyka zamieniła się w małą podrywaczkę i najbardziej podobało mi się, kiedy ostro oprotestowała wyjazd do domu. Naszego Młodzieńca chyba jednak przytłoczyła ilość gości w jego pokoju i kilka razy dał wyraz swojego niezadowolenia, kiedy ktoś zapuszczał się na jego teren. Mały Celebryta najbardziej niezadowolony był wówczas, gdy zebrani przestawali zwracać na niego uwagę. Spryciarz jest przyzwyczajony, że wszystko kręci się wokół niego…

Zmęczone dniem Franklinowskie dziecię zasnęło tuż po kąpieli i zupełnie nie  reaguje na mamowe sprzątanie. Praca i bujne życie towarzyskie wykończyły już niejednego twardziela…

***

Mamowa prywata:

Mama kobietą pracującą jest. Żeby było śmieszniej, to mama nawet swoją pracę lubi! Wszystko dzięki ludziom, z którymi mama tam pracuje. Suzi to już w ogóle Ciotka na medal, pocieszyciel, pomagacz, słuchacz, opowiadacz, rozśmieszacz i wyżeracz śniadania w jednym. Ale i Hrabia, Młody i Aga i Dżoana- wszyscy nam pomagają. Dobrym słowem, zrozumieniem i normalnym podejściem. No i jest on- Director General. Director, który daje urlop na żądanie, pozwala zabierać dziecię do pracy, pogada, kiedy mama potrzebuje i sprowadzi do pionu, gdy się ociąga. Wielu naszych znajomych wie, że zorganizowaliśmy się z Franklinem także dzięki niemu. Pod ten Nowy Rok publicznie ogłaszam, że istnieją Fantastyczni Szefowie, a swoją pracę można lubić. A co tam!

Tak wiem wazelina, laurka i te rzeczy. Niniejszym pozwalam Suzi złośliwie skomentować 🙂

A Director i tak bloga nie czytuje…

Trzynaście.

Koniec roku to czas wszelkich podsumowań, rankingów, wydarzeń. Ustaliliśmy z Franiem, że w tych ogólnokrajowych urządzanych głównie na serwisach plotkarskich nie będzie brał udziału i powoli powoli będziemy tworzyć swoją listę naj… Z resztą, co to by były za rankingi,  których najlepiej ubranym mężczyzną, najprzystojniejszym celebrytą i w ogóle naj byłby Franciszek Franklinowski. Dajmy szanse Karolakom i innym takim 🙂 Ponieważ nasz domowy ranking naj dopiero się kształtuje, dziś tylko zapowiedź. Post będzie o porządkach.

Bowiem koniec roku zbiegł się także z uporządkowywaniem Frankowego sprzętu. Tym samym Doktor Opiekun wymienił dziś Dziedzicowi rurkę tracheo, filtry, rurę do respiratora, a Tata wymienił rurkę od ssaka. Czyli dzień pod znakiem wymian. Franklinowski cały zabieg zniósł strzelając tylko niewielkiego focha i przez całe popołudnie pozwalał już łaskawie zabawiać się tacie. A tata dziś masował, trenował i pionizował, łudząc się, że po takiej serii dziecię mu zgłodnieje. Bowiem dziecię oprotestowuje posiłki i tylko sposobem lub po męsku na siłę, pozwala przemycić sobie coś do jedzenia. Oczywiście Franklin szybko wyprowadził tatę z błędu i przez godzinę męczył mały kawałek ryby. Jednak jak każdy spryciarz i nasz ma na to usprawiedliwienie. Ząb. Kolejny. Ten z rodzaju tylnych. Jak tak w pamięci liczę, sumuję i wymyślam to wychodzi na to, że Francesco jest posiadaczem 12 wyklutych zębów, a trzynasty właśnie nadchodzi. Nie dość, że piękny i mądry to jeszcze zębaty. 🙂

A poniżej: debiut poznańskich. Ciocia Ew. i Wujke Logistyk po raz pierwszy na Frankowej. Bo w kupie weselej 🙂

I ostatnie, czyli my piękni 🙂

Budzikom śmierć.

Jak to dobrze mieć fajnego syna! Fajny syn to i zagada, kiedy mama ma smutka i uśmiechnie się na widok taty i obudzi, kiedy budzik zapomni. Ciocia Suzana urlopuje się na całego. Odrabia zaległe całoroczne odpoczynki i jak znam życie szaleje po mieście swoją srebrną strzałą. W związku z powyższym mama pozostała sama na placu bitwy w firmowym pokoju i wręcz wypadałoby, żeby przynajmniej nie spóźniała się do pracy. Ponieważ wczoraj Frankowi rodzice, my czyli urządziliśmy sobie filmowy wieczór, dziś rano mama z wdziękiem zignorowała budzik i przytuliwszy się do taty odsypiała nocne oglądanie. W okolicach 7:50 obudziło mnie donośne DA-DA i cmokanie ze strony Franklina. Synu był już baaardzo głodny i głośno dopominał się o swoje. Tym samym został nakarmiony w tempie ekspres,a mama była w pracy dwie minuty przed czasem! Można? A pewnie! Trzeba mieć tylko takie fajne dziecko jak Franklin. 🙂

Żeby zrównoważyć tacie poranne dosypianie Dziedzic postanowił dzisiaj nie ucinać sobie południowej drzemki i padł zmęczony zabawami grubo po obiedzie. A na obiad kucharz serwował dziś tatowy rosół z makaronem i marchewką. Do tego Franco już tradycyjnie zjada owoce i desery, a na śniadanie mleczną kaszę mannę, którą staramy się wypierać powoli i próbować czymś zastąpić, tylko nie bardzo mamy pomysł, co po zblenderowaniu będzie na tyle płynne, żeby Franklin nie wpadał w histerię przy pierwszym wyczutym kawałku. Żeby było śmieszniej, chipsy pożera i kawałki nic a nic mu nie przeszkadzają…

Wieczorem natomiast odwiedziła nas poznańska Ciocia Ew. Przywiozła uśmiechy, zabawy, wino i plotki. Franklin dał Cioci popis wszystkich swoich umiejętności, a po kąpieli dał popis jedzeniowy i przytulony do pszczółki zasnął. Chyba jednak wizyta przypadła mu do gustu, bo budził się co i rusz, sprawdzając, czy Ciocia ciągle jest w pobliżu i uśmiechając się przez sen. Teraz Franco macha łapkami i przeżywa całodzienne wojaże, a Ciocia śpi w pokoju na dole przytulona do Frankowych misiów.

Z wieści rehabilitacyjnych:

Ciocie Rehabilitantki urządziły Młodzieńcowi przerwę świąteczną i chłopak miał nadzieję na luz do końca roku. Jednak posłusznie meldujemy, że Dziedzicowe ręce, nogi, plecy i stopy są codziennie ćwiczone przez tatę i łuskowane przez…łuski 🙂 Także kochane Ciotki odpoczywajcie spokojnie, czekamy, tęsknimy i trzymamy rękę na pulsie.

Frankowski poświątecznie.

Przepis na udane Święta według Franciszka Celebryty.

Po pierwsze rodzina:

Rodzina jest najważniejsza. Dlatego Święta, jak co roku spędzaliśmy rodzinnie. W wigilię objadaliśmy Babcię Domową, pierwszego dnia Świąt gościła nas Babcia Gosha, a drugiego odwiedziliśmy Prababcię Polę. Frankowy humor dopisywał na całego, więc korzystaliśmy na całego. Franek wszędzie był gwiazdą i choć zaczyna mnie to przerażać, w roli atrakcji wieczoru radzi sobie wyśmienicie!

Po drugie menu:

W menu świątecznym koniecznie musi znaleźć się bigos. Bigos na śniadanie, bigos na obiad i bigos na kolację. Do tego karp. I jeszcze sernik. O tak. Lubimy sernik. W związku z powyższym mama wagę omija szerokim łukiem, a Francesco jak na rasowego mężczyznę przystało qpa jak sto pięćdziesiąt. 🙂

Po trzecie słodkie lenistwo:

Przytulaki do południa, wspólne obiady, oglądanie tv, bycie. Całe Święta razem. Jedliśmy, odwiedzaliśmy, bawiliśmy się…  i wszystko we trójkę mama, tata i syn.

A teraz na poważnie: to były nasze drugie wspólne Święta. Jakże zupełnie inne od poprzednich. Franco rozumie już coraz więcej, więc nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla niego ten czas był pełen zabawy i uśmiechu. Mikołaj oczywiście zadziałał na całego i do wcześniej wspomnianych prezentów Franklinowskiemu doliczyć należy najprawdziwszego w świecie konia na biegunach! Koń oczywiście został opłakany przez zainteresowanego i aktualnie jesteśmy na etapie witania się z nim i robienia cacy-cacy. Próby ujeżdżania póki co kończą się płaczem. Późnym popołudniem drugiego dnia Świąt Frankowy nastrój nieco opadł i Dziedzic szlochał pół wieczoru. Jednak po kąpieli wszystko wróciło do normy i Młodzieniec cały roześmiany poszedł spać.

Z cyklu: mama się chwali:

Franklinowski coraz częściej świadomie mówi. Jedyną zbitką słowną jest aktualnie da-da, ale Młodzieniec dzielnie ćwiczy aaaaaa, ooooooo i eeeeeee. Najpiękniej jednak wychodzi mu ku-ra trenowane z Dziadkiem Gregiem i kiedy tylko Dziadko pojawi się w drziwach Franek rozpoczyna zaczepianie mówiąc „ku” i czeka na reakcję Dziadzi. Cieszę się, że rośnie nam tak fajny mądry facet. Po prostu.

Poniżej Franklin i Dziadek Greg, czyli jak rozmontować okulary. Lekcja pierwsza.:

***

Jest godz. 00.37 po mojej prawej stronie śpi Frankowy tata, po lewej Franek. Zgadnijcie, kto głośniej chrapie? 🙂 Dobranoc!

 

 

Franklinowski życzy.

Kochani!

Z okazji Świąt życzymy Wam dużo ciepła rodzinnego, spokoju i pomyślności.

Życzymy Wam, żebyście w czasie szaleństwa przygotowań, biegania za prezentami i nocy z mopami w ręku

znaleźli chwilę, żeby się zatrzymać, przytulić, pocałować.

Bardzo Wam dziękujemy za to, że jesteście z nami.

Gorąco pozdrawiamy wszystkich Pomagaczy, Czytaczy i wszystkie zakochane we Franklinie niewiasty!

Zaglądajcie do nas czasem! 🙂

 

Buziakujemy

Franek, Mama i Tata Franklinowscy 🙂

 

Mamowa prywata.

Konkurs znalazł Frankowy tata. Chodził i namawiał. Namawiał i chodził. I pękłam. Poradziłam się Wujka P., który ze znaną wszystkim radością w głosie rzekł :”no jasne!”, Suzi potwierdziła: „pewnie Jerzynko” i się mama zgłosiła.

Otóż kochani Czytacze Frankowa mama pozazdrościła synowi celebryckiego stylu życia i zarejestrowała się w konkursie na Blog Roku 2011. A co tam! Otrzymałam już potwierdzenie, że mnie przyjęto. Numerki i inne oznaczenia także, więc jak przyjdzie moment startu, będę się zapewne zwracała o pomoc w głosowaniu i kibicowaniu mamowym talentom 😉

A jak już wygram, to wtedy sława, bankiety, spotkania… Drżyjcie Dody i inne takie. Frankowa Matka nadchodzi. 🙂

No. To się przed Świętami ogłosiłam jeszcze.

Wesołych.

Prezentowo.

Śnieg wziął i się wyniósł. Dokąd? Nie wiadomo, ale na pewno nie ma go na Franklinowskim podwórku. W związku z tym sanki ciągle czekają na swój dzień, a jak nie przestanie padać, to koniec końców będziemy musieli nabyć łódkę. Śmiechy śmiechami, a Franciszka odwiedzili dziś Mikołajowi Posłańcy. Oddelegowani przez szaloną grupę Cudownych Pomagaczy o Wielkich Sercach do naszych drzwi zapukali Wujek Foto i jego Dziewczyny oraz Ciocia-Babcia Dorotka z mężem. Przywieźli dla Franklina przepiękny prezent, dzięki któremu wszystkie najciekawsze wydarzenia w życiu Dziedzica będą teraz uwiecznione w wersji HD. Wujek Foto, jak na profesjonalistę przystało przyznał, że już dłużej nie mógł ścierpieć jakości Frankowych filmów w reżyserii mamy i tym samym Franco od dziś stał się posiadaczem własnej osobistej kamery! Jak tylko mama przeczyta instrukcję będziemy nagrywać, montować i upubliczniać. W jakości HD 🙂 Niniejszym z całej siły i z całego serducha dziękujemy: Fifkowi i starym Gruszkom, Rybkowej Mamie z Rodziną, Cioci-Babci Dorocie z Rodziną, Cioci Eli i Wujkowi Romanowi, Cioci Nowej z Samborem, Zojką i Mateuszem, Wujkowi Andrzejowi i Cioci Sabinie, Wujkowi Patrykowi i Cioci Dagmarze oraz szalonemu i nieprzewidywalnemu Wujkowi Foto z Ciocią Małgosią i małą Zuzi:-) Wszystkim Wam kochani bardzo serdecznie dziękujemy. Jesteście wspaniali. Oto relacja z wielkiego odpakowywania:

Baaaardzo Wam dziękujemy!!!

Żeby już do końca post był prezentowy, to wspomnę tylko, że od dziś w naszym domu mieszka Wincenty Miś, który poprosił Suzanę i Wujka P., by pozwolili mu zamieszkać z Frankiem, a poza tym Franco dostał lusterko-grające „coś”, co przykuwa jego uwagę bardziej niż blondynki na vivie i pozwala mu trenować i spostrzegawczość i siłę mięśni. „Cosia” Franklinowski otrzymał od mamowej dyrekcji. Dziękujemy. Także Ciocia Ania zabawiła się w Mikołaja i w dowód rehabilitacyjnej siły miłości przyniosła prezent Młodzieńcowi. I jeszcze wczoraj Ciocia Monika! Wszystkim ślemy wielkiego cmokasa i jeszcze większe przytulasy!

A co na to mama? Mama w związku z powyższym eksmitowała tatę z kolejnej półki i powierzyła ją Dziedzicowym zabawkom. Tym samym tatowe koszulki pomieszkują tymczasowo w szafie z pościelą aż do pomysłu na inne lokum:-)

Ze świątecznego placu boju, dla najfajniejszych Czytaczy na świecie,

Frankowa mama.

P.S. Gdyby ktoś spotkał śnieg, to my tak z 5 cm na podwórko poprosimy:-)


 

Kolędowanie- rozdział pierwszy.

Drugie Święta w formacie 2+1 już za rogiem. Franklin jest już prawie całkiem dorosłym mężczyzną, więc pomaga w przygotowaniach na całego. W związku z tym postanowił dotknąć KAŻDEJ bombki na choince, grzebał w mące tortowej, a dzisiaj wraz z tatą stali się bohaterami w naszym domu i szorowali podłogę w kuchni. Tak dokładnie to tata szorował, a Franek tylko pokrzykiwał. No, ale ktoś w tym całym bałaganie musi dowodzić!

Żeby już zupełnie wprowadzić się w świąteczny nastrój, udaliśmy się na jasełkowe przedstawienie do szkoły kochanej Cioci A. Dziedzic z zaciekawieniem oglądał cały występ i z całą siłą bił brawo małym aktorom. Żeby móc w pełni uczestniczyć w kolędowaniu, jak na prawdziwego ucznia przystało, pod czujnym okiem Pani Dyrektor uciął sobie drzemkę w bibliotece, odśpiewał kilka kolęd i zmęczony zasypiał na siedząco. Po powrocie do domu padł na kanapę jak długi i z wrażenia postanowił nie jeść cały dzień.

Poniżej kilka zdjęć z Frankowego szkolnego kolędowania, za które chcieliśmy podziękować Pani Dyrektor, Nauczycielom, Pracownikom i Uczniom Szkoły Podstawowej nr 23 w Kaliszu. Szczególnie Pani Magdzie, Pani Justynie i Pani Kasi za organizowanie pomocy dla Franklinowskiego. Poza tym dziękujemy Uczniom za ciepłe przyjęcie, za życzenia, za uśmiechy i za to, że byli.:-)

Z wieści rehabilitacyjnych:

Ciocia Ania Rehabilitantka powróciła do Dziedzicowej łaski i Młodzieniec od kilku dni ćwiczy, jak na typ sportowca przystało. Ciocia i kolędy zaśpiewa i po francusku zagada, więc spodziewam się, że efektem jej wizyt będzie pomieszanie sportowca ze śpiewakiem i lingwistą. Poza tym, tak jak się spodziewaliśmy do naszych drzwi zastukał Pan Listonosz. I przyniósł Franklinowi przepięknej urody łuski, z jeansowymi elementami, korkową podeszwą i innymi bajerami, na widok których niejedna niewiasta straci serce. Dziedzic łuski przyodział i dumny jak paw prezentował je całe popołudnie.

A oto powód mamowych zachwytów i zazdrości, czyli najfajniejsze i najdroższe buty w naszym domu:

Owe cudeńka mają za zadanie wspomagać Franklinowe stopaski w trzymaniu kąta prostego i ułatwiać stanie w pionizatorze. Z premedytacją zrobione o dwa centymetry dłuższe, bowiem Dziecię rośnie nam ekspresowo, więc mają starczyć na dłużej.

***

I na koniec mamowy apel: Porzućcie mopy, ścierki, serniki i ryby i chodźmy lepić bałwana! 🙂 U nas już całe 2 cm śniegu 😀

Zdobywamy świat- odsłona druga.

Jak wcześniej zapowiadaliśmy, manatki zostały spakowane, szron z szyb zeskrobany i z Dziedzicem na czele pogoniliśmy do Łodzi. Plan dnia był dość ostro napięty, ale na szczęście wszystko udało się dokładnie tak, jak miało być. Najpierw Panowie z OrtoPro przymierzyli Franklinowi łuski. Łuski w przepięknym kolorze blue i jeansowymi wzorami od razu zdobyły mamowe serce, czego o sercu Dziedzica niestety powiedzieć nie można. Nie to, żeby mu się kolor nie podobał, ale samo przymierzanie, zginanie, docinanie i inne zabiegi wprawiały zainteresowanego w stan lekko przedzawałowy i rozpacz bez końca. Mimo tego wszystko udało się dopasować tak, jak być powinno i na dniach Pan Listonosz zapewne zapuka do naszych dni z gotowymi łuskami.

Żeby wynagrodzić Franklinowi poranne nieprzyjemności odwiedziliśmy także dawno nie widziane Ciocie z Matki Polki. Wszystkie zgodnie uznały, że Franco na pięknego młodzieńca nam wyrasta. Poza tym ochom i achom nad Dziedzicowymi umiejętnościami nie było końca i choć to nieskromne, Franklin czerpał ile wlezie. Na prawo i lewo posyłał buziaki, bił brawo i rozdawał uśmiechy. Ciocie obiecały, że będą trzymać kciuki i zapraszały ponownie, a my jak prawdziwi podróżnicy obiecaliśmy jeszcze powrócić.

Tymczasem u Cioci Ani już dochodziła specjalnie dla Franka gotowana zupka. Popędziliśmy zatem do Ciocinego mieszkania, gdzie na Franklin czekała pierwsza w życiu przejażdżka windą (!!!), najprawdziwsza w świecie papuga i przepyszne przepyszności na stole. Żeby łódzki wyjazd mógł w ogóle dojść do skutku o pomoc tradycyjnie prosiliśmy Ciocię Beatę, która zadzwoniła gdzie trzeba, zorganizowała, pomogła i oczywiście Dziedzica przyjechać wycałowała. Ciocia Ania i Ciocia Beata to ukochane Frankowy Ciocie z łódzkiego OIOMu.Do domu wróciliśmy w cudownych nastrojach i z zupą, którą Franklin spałaszował dzisiaj na obiad i organizując swojemu dziecięciu dzień dziecka- bez kąpieli pogoniliśmy go spać. Dziedzicowi musiał bardzo podobać się wypad, bo drogę powrotną gadał jak najęty i spał z uśmiechem od ucha do ucha.

A poniżej relacja foto z Frankowych łódzkich odwiedzin:

A dziś? Dziś posłaliśmy tatę na zakupy i zajęliśmy się porządkami. Frankowy nastrój dopisuje, Dziedzic z uśmiechem od ucha do ucha pomaga w gotowaniu- mąka to jest to, co tygryski i Franco Franklinowski lubi najbardziej 🙂 I najważniejsze! Nad naszą Kaliszfornią spadł śnieg. Jest go już cały jeden centymetr na podwórku! W związku z tym sanki już stoją gotowe do wyjazdu i jak się uda jutro rajd inauguracyjny. Relacji oczywiście nie omieszkamy zamieścić:-)

***

Dziękujemy Doktorowi Prowadzącemu zwanemu Doktorem Jarkiem i Cioci Reni za szybkie i sprawne rkz:-)