Franklin jak na prawdziwego macho przystało zdecydowanie nie lubi marchewki. Tata próbował już na wszelki sposoby. Była i taka tarta z jabłuszkiem i blenderowana na maksa, coby żadnego kawałka nie było i taka z bananem i soute. Żadna, ale to naprawdę żadna nie podbiła Dziedzicowego podniebienia. Kiedy próbujemy ją przemycić Frankowi na jakikolwiek sposób następuje duszenie, krztuszenie i płacz, że aż u Wujka na Podkarpaciu go słychać. I choć tłumaczymy, że to samo zdrowie, że koloryt skóry celebrycie poprawi- jak grochem o ścianę. Jedyną formę marchewki jaką Dziedzic akceptuje,to ta z zupy ugotowana, kiedy to w całym daniu jest raczej dodatkiem. Z gotowaną jednak w przypadku Franklina przesadzać nie można, bo zapycha, zatwardza i powoduje problem z tym, o czym pisać matce nie wolno…
Gdyby nie historia marchewkowa dzień należałoby uznać za udany. Franco z uśmiechem od ucha do ucha śpiewał z tatą piosenki, tańczył i (UWAGA) grał na komputerze! Znaczy z impetem machał łapkami po klawiaturze aż nam się wszelki serwisy plotkarskie zawieszały! Po południu, żeby nie marnować dobrego nastroju odwiedziliśmy Suzanę i Wujka P. A ponieważ Franklin już całkiem dorosłym mężczyzną jest, każda zmiana miejsca powoduje u niego onieśmielenie połączone z zaciekawieniem i niestety czasem także z płaczem. Dlatego także mieszkanie Suzi wywołało u niego kilka łez. No, ale kiedy Wujek pozwolił dłubać sobie w oku i tarmosić za włosy Dziedzic dał się przekonać i cały uśmiechnięty zaczepiał swoją Ciocię. Największy zachwyt wzbudzały w nim rajstopy w kwiaty Suzany i wczoraj po raz pierwszy w życiu byłam świadkiem tego, jak mój syn, MÓJ MALEŃKI SYNEK łapie za kolano kobietę! Czysty tatuś…
A poniżej zmęczony, ale szczęśliwy: Franek- Rozczochranek 🙂 Proszę zwrócić uwagę na nonszalancki sposób trzymania smoczka:
***
A spać poszedł o 22:45.