Frankowa wstydliwa przypadłość.

Od kilku dni Franek walczy z potężnym durchfallem. Mimo zmiany diety- przeszliśmy na kaszkę ryżową, banany, biszkopty, itd., Franklin nadal szalał. Dlatego Frankowy tata zadzwonił do Pani Doktor Pediatry, która poradziła tradycyjną smectę, nakazała dużo poić i obserwować. I tak sobie z tatą obserwujemy, a Dziedzic po każdym posiłku strzela bąki jak stąd do księżyca i śmieje się w głos, kiedy efektem jego wystrzałów jest przepełniona pielucha. Mały spryciarz jest dumny z tego, że to on sam, bez zmuszania i wyciskania. Efektem tej kilkudniowej akcji jest 100 gram na minusie i coś mi się wydaję, że trzeba będzie na nie pracować znów klika ładnych tygodni. Zobaczymy, jak to się ma do Frankowych badań krwi, którą miał pobieraną w poniedziałek.

 

Z wieści optymistycznych:

-Franklin w czasie rehabilitacji leżał sam na brzuchu, odpychał się rączkami i ciągnął głowę w górę! -oklasky proszę!

Z serii „Puk, puk -tu kurier”:

-ponieważ nie wszystkie zakochane we Franku Czytaczki mogły osobiście ucałować i wyściskać Młodzieńca, postawiły na nowoczesność i tym sposobem znają nas wszystkie firmy kurierskie w mieście. Fifkowa Mama zaszalała i dzięki niej Franklin ma czapkę jak tata i buty jak 150! Bruniaczowa to już w ogóle przechodzi samą siebie, więc publicznie upominam, że jak nie przyjedzie i nie dołoży do tego swojego buziaka to  Franklin będzie zły! A Pan Listonosz? Przyniósł całą torbę listów, liścików i kartek! Nie ma to jak mieć syna Celebrytę. W tym miejscu wielki ukłon dla Pana Kuriera, który Frankowe paczki traktuje priorytetowo i nigdy nie zapomni, by przywitać się z Dziedzicem:-)

Z cyklu: „Gość w dom, cukier do szafy”:

Franklin jak na każdego młodzieńca przystało, przechodzi pierwsze zauroczenia. Suzana może do niego mówić, łaskotać, buziakować- a on odpowie i wybuziakuje, ale jest przy tym taki zawstydzony, że aż uroczy. Zawsze fascynowały go starsze kobiety 😉

I Wujek P. ofkors. Po kolacji chłopaki przytuleni zasnęli i tylko zapachy z kuchni przywabiły Wujka do dorosłych.

A oto fotoefekty wizyty:

Młody Ajnsztajn 😉

Żyrafolog.

I na koniec, dla poprawy nastroju plakat do nowego hitu kinowego 3D  „Franklin’s Family” (tytuł polski „Rodzina Franklina”)

Tra ta tam tra ta tam -urodziny swoje mam. (odc. III ostatni)

Oficjalne obchody pierwszych własnych Frankowych urodzin można uznać za zakończone. Dziś na obiedzie u Dziedzica bawiła rodzina. Efektem tejże zabawy i pomysłowości naszych Gości, jest fakt, że od teraz nasza rodzina to typowe 2+2. W naszym domu zamieszkał Bolesław- Złoty Ryb. Bolo nie wygląda na takiego, co to by miał te trzy życzenia, itd., ale Franklin bardzo go polubił i cały dzień z uśmiechem od ucha do ucha zaczepiał swoje zwierzątko domowe. Jeszcze przed snem Dzielniak ubrany w swoje nowe świecące (!) skarpetki zasiadł przed stolikiem od Poznańskich i po chwili spał, jak niemowlę 🙂

Urodzinowe podsumowanie:

*tort żyrafa, kolorowe balony i serpentyny- to zestaw obowiązkowy dla każdego celebryty,

*zabawki, która grają, piszczą, migają, świecą, skaczą, mówią, szeleszczą w naszym domu są wszędzie (co biedronko-grzechotka robiła w lodówce, nie wiem)

*goście w piątek, goście w sobotę i goście w niedzielę- to maraton, który na pewno będziemy powtarzać,

ale NAJWAŻNIEJSZE jest to, że zewsząd płynęły wyrazy miłości, wsparcia, wyrozumiałości i podziwu dla Frankowych poczynań. Wszystkim Życzeniodawcom baaaaardzo dziękujemy i przesyłamy siedem milionów buziaków.

Z wieści zdrowotnych:

-durchfall powoli przechodzi- Frankowe zmagania wspomogliśmy bananami i kaszką ryżową. Dziś już było troszkę lepiej.

-na znak solidarności z małą Rebelką, która wczoraj wyhodowała pierwszego zęba- u Dziedzica przebija się lewa górna piękna trójka.

Z cyklu mama się chwali:

wczoraj, w dniu swoich pierwszych urodzin Franklin siedział przez 6 minut SAM. Zupełnie, nie opierał się o nic, sztywno trzymał głowę i siedział. Dzielniak- dumny. Mama- wzruszona.

Kochamy Cię Synku. Skop co trzeba gUpiemu Potworzastemu!

Urodzinowo.

„W pierwszym wagonie olbrzymie słonie, Dalej żyrafy… lisy… niedźwiedzie

Na samym końcu pyszny tort jedzie

Wszyscy razem z prezentami, Z najlepszymi życzeniami

Bo to dzień radosny wielce, Masz o jeden roczek więcej!”

Kasia&Paula

 

To jedne z miliona życzeń, jakie od wczoraj spływały na wszystkie możliwe nośniki łączności naszego domu ze światem. Frankowa skrzynka mailowa pęka w szwach, mamowy telefon już nie ma pamięci do tego wszystkiego, dom puchnie od kartek, balonów i zabawek. Na Facebooku wrze, słupki oglądalności bloga biją rekordy, a Dziedzic… z miną najprawdziwszego Jaśnie Panicza przyjmuje wyrazy miłości i uwielbienia 🙂 Jak na prawdziwego jubilata przystało także Franek wstał dzisiaj skoro świt i już do samego śniadania przyjmował gości. Najpierw zaskoczył Doktora Opiekuna, który aż przysiadł z wrażenia na widok Frankowych fizycznych wyczynów. A to był dopiero początek, bo dopiero potem się działo. Przed południem do naszego domu wpadła energia i szaleństwo w jednym, a mianowicie Wujek Rebel i jego Dziewczyny. Ta energia to mała Rebelka, która cała w różu i z zabójczą miną rozkochała w sobie Frankowego tatę i kiedy tylko zazdrosny tatuś jej pozwalał podrywała naszego Franklina. Wujek Rebel to gitarowy maniak i dlatego wraz z Dziedzicem postanowili założyć kapelę rockową, w związku z czym Wujek i Dziewczyny sprezentowali Franklinowi najprawdziwszy w świecie keyboard. Franklin uderza w klawisze aż uszy puchną, a mama czeka, kiedy baterie stwierdzą, że się wyczerpią 😉

Potem było już tylko weselej. W czasie rehabilitacji Franklin tradycyjnie podrywał Ciocię Anię, na co z żalem i niekłamaną zazdrością patrzy już nie tylko mama, ale i Ciocia Rehabilitantka Pierwsza, która także odwiedziła naszego syna. Ciotki przygotowane na dzień urodzinowy przytargały balony i prezenty, a Franklin z uśmiechem od ucha do ucha i machał łapkami i podnosił pupę i kręcił głową i siedział. Zupełnie sam. Z głową do góry.

Popołudnie należało do sław. W związku z BeKowym koncertowaniem Franka odwiedził zespół Cisza Jak Ta i osobiście zaprosił Młodzieńca na występ. Nie obyło się oczywiście bez sesji fotograficznej, a efekty już niedługo.

W tak zwanym międzyczasie tata odbierał tort, mama prasowała ubrania, dmuchaliśmy balony i przygotowywaliśmy się do wielkiej imprezy rodzinnej, która jutro. Tak tak kochani Czytacze, jak na prawdziwego celebrytę przystało, nasz syn świętuje urodziny trzy dni, a jutro impreza rodzinna. Dla Babć, Dziadków, Cioć i Wujków. Tymczasem Frankowy tata na spółkę z Ciocią M. dzielnie reprezentują naszą rodzinę na zewnątrz i pogonili do BeKi na koncert, gdzie od Franka dla wszystkich Pomagaczy wieeeeelki tort urodzinowy.

A poniżej mamowy subiektywny przegląd życzeń:

Franklinowski (…) zawstydź lekarzy, teorię i Turbodymomena”

„…modlimy się za to, żebyś był światowym wyjątkiem od reguły…”

„…Franek! Wielu sił w pokonywaniu potworzastego!”

„…Mężu! Kochaj mnie! ” (to od Suzany)

„…miłości co stąd do księżyca i więcej!”

A Franklin? Franklin po kąpieli padł, odsypia dziś i regeneruje siły na jutro. I jeszcze durchfall-na potęgę, aż pieluchy nie obejmują siły rażenia. Póki co obserwujemy, dajemy dużo picia i karmimy bananami. W przypadku qp przegięcie w żadną stronę nie jest wskazane.

A od jutra odliczamy dni do trzynastego miesiąca Frankowej historii 🙂

 


 

 

Tik-tak, tik-tak godzina ZERO nadchodzi.

Już za momencik, już za chwileczkę mój mały niewinny syneczek stanie się prawie całkiem dorosłym mężczyzną. Jutro Franklin kończy pierwszy, jakże burzliwy i pełen przygód rok życia. W związku z powyższym oraz biorąc pod uwagę fakt, że od kilku miesięcy jest największym celebrytą w naszej rodzinie gratulacje, życzenia i prezenty spływają do naszego domu od kilku dni.

Z tego miejsca serdecznie pozdrawiamy wszystkich Panów Kurierów, którzy już nie pytają, czy mogą, tylko dzwonią ze słowami: „Dzień dobry, ja z paczką, Franek jest w domu?” i przyjeżdżają. Dzisiaj odwiedziło nas chyba 158 🙂 Tym samym Franklin jako już prawie roczniak śle wielkiego buziaka Brunowi i jego Rodzicom o wielgachnych serduchach, którzy przysłali Dziedzicowi przepięknej urody krzesło i… nowego kumpla. A Franuś i jego nowy kumpel prezentują się tak:

A najlepsze jest to, że Franek dopiero, kiedy zasnął, mógł zostać „wyjęty” z uścisku nowego kumpla. Wcześniejsze próby kończyły się płaczem i żalem skierowanym w kierunku taty. Kochani Bruniacze! Bardzo Wam dziękujemy! My, Franklin i nasze małe zoo. A od jutra śniadanie jemy jak w serialu, we trójkę przy stole w kuchni.

Poza tym Francesco do swojej prezentowej kolekcji dołączył psa, który mówi i śpiewa i recytuje i mama się zakochała i kolejną żyrafę, w którą można wkładać klocki i wtedy ona gra i świeci i tu padł tata i książkę, która gra, śpiewa i miga. DZIĘKUJEMY!

Wieczorem odwiedziła nas Ciocia Nowa i niemożliwy Wujek Foto z dwiema wielkimi torbami. A tam i dyplom dla pierwszoroczniaka, piłki, pampersy, chustki i co najważniejsze szampan na imprezę urodzinową. Taki wyjątkowy- bo dla dzieci, jak to na kinderbal przystało. Wujek i Ciocia wpadli jak po ogień i nim się obejrzeliśmy,a już ich nie było. Za to ich miejsce zajęli Dziadek Ksero i Babcia Gosha, którzy stęsknieni nie mogli doczekać urodzin i już dziś wycałowali wnuka na zapas. Dziedzic dał dziadkom popis swoich kąpielowych umiejętności i po kolacji zasnął jak mały niedźwiadek. Chyba odsypia dopołudniowe dąsy, która na poczet dojrzewania postanowił zafundować tacie. W ogóle Frankowy tata mówi, że nasz Jaśnie Panicz miał dziś dzień gwiazdy: nie jadł, nie pił, strzelił dwie q i tylko przyjmował wyrazy uwielbienia. No, ale kto bogatemu zabroni…

***

Tymczasem na linii frontu:

-tort miał mały problem techniczny- uszy żyrafy nie chcą się trzymać całości- Pani z Cukierni już zaradziła

-balony, serpentyny, serwetki, talerzyki z Kubusiem Puchatkiem- zakupione

-koszula, a nawet pięć już gotowe do imprezy

-Suzana robi maseczki, Wujek P. trenuje tańce

-a mama i tata? siedzą i patrzą. jak to im dziecię wyrosło 🙂

 

Trzymajcie kciuki. Relacja wkrótce!

 

 

Kim jest Potwór?

Nasi wierni Czytacze wiedzą, że ten, z którym zmaga się nasz syn nie był obecny od dnia Frankowych narodzin. Pojawił się, kiedy Franklin skończył 2,5 miesiąca- wtedy, 31 grudnia trafiliśmy do szpitala. Nasz Potwór- SMARD1. Fachowo możecie poczytać o nim między innymi tu—> klik. Przekładając to z polskiego na nasz, najprościej rzecz ujmując, można napisać, że aby dziecko miało „szansę” zachorować nosicielami uszkodzonego genu muszą być oboje rodziców. I mimo tego nawet wtedy mają oni szanse na zdrowe potomstwo.  Każde z rodziców ma dwa geny: zdrowy i nazwijmy to: chory. I każde z nich może przekazać dziecku:

MATKA: zdrowy, OJCIEC: zdrowy- wówczas dziecko jest zdrowe

MATKA: chory, OJCIEC: zdrowy- wówczas dziecko jest nosicielem, ale NIE zachoruje

MATKA: zdrowy, OJCIEC: chory- wówczas dziecko jest nosicielem, ale NIE zachoruje

MATKA: chory, OJCIEC: chory- i wtedy dziecko choruje

czyli podsumowując- dziecko rodziców-nosicieli ma 75% szans na to, że nie będzie chore i tylko (aż?) 25% „szans” na to, że Potwór go dopadnie. To, co napisałam, możecie obejrzeć na rysunku poniżej:

SMARD1 jest jednym z typów zaników mięśniowych. Znaczy to tyle, że mięśnie nie dostają impulsu z układu nerwowego, do tego, by działać. W SMARD1 tego impulsu nie dostają przede wszystkim mięśnie odpowiedzialne za oddychanie, dopiero później te odpowiedzialne za ruch. Literatura podaje także, że dzieci obarczone SMARD1 samodzielnie nie oddychają, nie siadają, nie chodzą, mają przykurcze rąk i nóg, mają problemy z wydalaniem, w późniejszym etapie samodzielnie nie łykają i nie dożywają 6 miesiąca życia.  Od (brzydko to zabrzmi, wiem) klasycznego zaniku mięśniowego SMARD1 różni kolejność zaników: tam najpierw „wysiadają” mięśnie odpowiedzialne za ruch, później te oddechowe. SMARD1 jest chorobą o podłożu genetycznym. Chorobą NIEULECZALNĄ.  Nie można podać leku, zastosować terapii, zoperować. Można spowalniać rozwój choroby za pomocą specjalistycznej rehabilitacji. Jej rozwój zależy także od siły organizmu, który zaatakuje. W internecie nie można znaleźć zbyt wielu publikacji na ten temat, a polskie to wręcz rzadkość. Specjalistką w tej dziedzinie jest Pani Dr Jędrzejowska z Polskiej Akademii Nauk, która jest autorką chyba wszystkich publikacji polskich, na które się natknęliśmy. SMARD1 to Potwór. Potwór, który dotyka tylko dzieci.

Jak to się ma do Franka?

W przypadku Franka z literaturą fachową zgadza się, co następuje:

1. choroba zaatakowała DO 6 miesiąca życia (dokładnie w 10 tygodniu).

2. nastąpiła ostra niewydolność oddechowa, a w jej efekcie STAŁE podłączenie do respiratora.

3. nastąpił paraliż przepony (przepona wyłączyła się, nie dostaje w/w impulsu z układu nerwowego).

4.osłabiło się napięcie mięśniowe (w 6 tygodniu życia u Franka zdiagnozowano stopy końsko-szpotawe, które okazały się pierwszym objawem SMARD1)

I to by było chyba na tyle. Bo dalej już nic nie dzieje się jak w książkach. Franek po długiej walce z sondą (był tak karmiony w szpitalach) nauczył się sam połykać i je. Nie siada sam, ale sadzany siedzi. Siła mięśniowa od momentu powrotu do domu (23 maja br) znacząco wzrosła- Franklin samodzielnie chwyta przedmioty, podnosi ręce, trzyma sztywno głowę, stara się podnosić pupę, jego prawa stopa z opadającej zaczyna „łapać” kąt. Wyraźnie poprawiła się u niego sprawność jelit i mięśni brzucha- znaczy to, że samodzielnie robi qpę. Psychicznie rozwija się świetnie- jest kontaktowy i towarzyski. Brutalnie rzecz ujmując, gdyby nie rura „nie widać”, że jest chory. No i najważniejsze- w sobotę kończy 12 miesięcy. Naszym zdaniem dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że jest w domu- nie w szpitalu, że jest profesjonalnie i z sercem rehabilitowany, że jest przez wszystkich bardzo kochany i dlatego, że traktowany jest jak NORMALNE dziecko. Franek i jego respirator wędrują z nami wszędzie: do babci, parku, cioci, na koncert, na spacer, do łazienki, do garażu, do koni u Zuzi i Piotrka, do świnek u Dziadka Ksero- wszędzie. Tak, jakby to było BEZ respiratora.

Długo zastanawiałam się, czy dodać TE zdjęcia, ale myślę, że warto, żeby wszyscy wiedzieli, że on musiał walczyć. Że nie zawsze był roześmiany, rozgadany i rozbuziakowany. Że było źle:

 

 

 

Mój opis SMARD1 to miała być krótka, prosta i rzeczowa charakterystyka Potwora. Jeżeli czyta nas Ktoś, kto uzna, że gdzieś coś nie do końca dobrze napisałam, proszę o uwagi- na bieżąco będę korygować. Chciałam, żeby wszyscy Czytacze dowiedzieli się, z kim walczymy. Z kim walczy Franek.

Poza tym podobno wczoraj na TVNStyle emitowany był program, którego bohaterem był  półroczny chłopiec z Polski chory na SMARD1. Jeśli ktoś oglądał, wie- BARDZO PROSZĘ O INFO.

Jedno jest pewne. Zrobimy absolutnie wszystko, żeby Franek był z nami szczęśliwy. Dlatego bujaj się gUpi Potworze!

Wpis bardzo liczbowy.

Nastąpiło podsumowanie akcji Motocykliści dla Franka. Panowie na motorach i ich wielkie serca pokazały na co ich stać. Na Frankowe konto w Fundacji wpłynie:

7720 zł!!!

Poza tym nastąpiło także rozliczenie części akcji Nakręteczka dla Franeczka i tutaj za sprawą cudownych zbieraczy udało się sprzedać nakrętki za równowartość:

2565 zł!!!

Wszystkie pieniądze organizatorzy wpłacą na konto, a tymczasem nasza Ciocia Rehabilitantka z Frankowym tatą i Wujkiem Foto na spółkę już znaleźli sposób na inwestycję tych środków. Od przyszłego tygodnia Franklin stanie się posiadaczem wyczesanej piłki do rehabilitacji, która będzie mogła dostosowywać się do Frankowych kształtów i stabilizatora, który będzie naszego Dziedzica uczył łapać pion. Bo siedzieć już przecież potrafimy 🙂

Kochani Panowie Moto- za Wasze wielkie serca i głośną akcję dla naszego syna bardzo bardzo dziękujemy! Buziaki chłopaki 🙂

Kochanych nakrętkowych Zbieraczy pozdrawiamy, ściskamy i buziakujemy. I prosimy- zbierajcie dalej!!!

I kolejna ważna liczba w naszym życiu:

6700.

To waga.6700 gramów- Frankowa waga. Co znaczy, że nasz kolos zaskoczył i bije rekordy. Zjada pięknie od dłuższego czasu kaszki i dorosłe jedzenie także. Może dlatego, że więcej się rusza, więc i zapotrzebowanie ma większe, no i przybiera. Pięknie. Mama pęka z dumy i pilnuje swojej wagi, coby za przykładem dziecięcia nie iść.

Ależ nam się dzisiaj matematycznie zrobiło…

Wycinek z Frankowego rozkładu dnia.

Stan przygotowań do godziny ZERO:

1. tort w kształcie żyrafy- znaleziony.

2. goście- zaproszeni.

3. koszule- wyprane.

4. prasowanie- bez komentarza.

Godzina ZERO tuż tuż 😀

 

Jak wszyscy Czytacze zauważyli- Frankowa matka pojęła kolejną techniczną sztuczkę i nauczyła się wstawiać Frankowe filmy. Oklasky proszszszsz… W związku z tym dziś zapraszamy na film pod wiele mówiącym tytułem: „A mnie jest szkoda lata, czyli Franek, ogródek i kąpiel”. Z naszego domowego archiwum:

Dziś Franklin prawie cały dzień spędził z tatą na uśmiechaniu się, zabawach i pogawędkach. Niestety wieczorem humor drastycznie zmienił biegun i nastąpiły Frnakowe płacze, żale i lamenty. Nie pomagało niestety nic ze znanych nam metod uspokajania. Koniec końców Franklin został rozebrany do rosołu, wymasowany o stóp do głów i zrobiwszy siusiu na mamine spodnie- zasnął bez kąpieli i kolacji- czyli dzień dziecka na całego. Jak znam Dziedzicowe maniery- zapewne obudzi się w środku nocy głodny jak wilk i zażąda konkretów. A ponieważ do zapobiegawczych rodziców zaczynamy się powoli zaliczać w pogotowiu czeka zupa ugotowana osobiście przez mamę i zmielona przez tatę. I spróbuj nas zaskoczyć chłopaku 🙂

Nakręteczka dla Franeczka trwa nadal. Nakrętki do BeKi płyną tonami. To cudownie. Część z nich jest anonimowa, jednak znamy też kilka zorganizowanych nakrętkowych akcji i w tym miejscu dziękujemy:

Szkole Podstawowej nr 9 w Kaliszu

Szkole Podstawowej nr 7 w Kaliszu

i koordynatorce zbiórek w tych szkołach Pani Annie Olczyk,

Zespołowi Szkół w Jankowie Pierwszym

Zespołowi Szkół Ekonomicznych w Kaliszu i mamowym (dużo) młodszym Kolegom, bo kaliski ekonomik to mamowa młodość jest 🙂

***

Jest godz.23.56. Franklin właśnie zjadł kaszkę i próbuje obudzić tatę. Buziakami.

Czy ja już wspominałam, że Jaśnie Panicz NIE CIERPI myć swych przecudnej urody sześciu zębów? Nie cierpi…

Nicnierobienie oraz Dzielniak dziękuje.

Ponieważ Frankowy tata postanowił odwiedzić Ciocię Docię i jej wesołą kompanię, został na weekend w Łodzi. W związku z tym mama i Franek mieli łóżko tylko dla siebie 🙂 Było i przytulanie i czytanie bajek i łaskotanie i buziaki. Odsypialiśmy Akcję Motocyklistów dla Franka, wyjadaliśmy smakołyki z lodówki a na obiad pogoniliśmy do Babci Domowej. Dziedzic co prawda nie skorzystał dziś z Babcinych smakołyków, ale z to pokazał klasę i fikał jak szalony koziołki na stole, posyłał buziaki ukochanej Cioci M. i rozmawiał z Ciocią A. Tata z Łodzi przywiózł do rehabilitacji piłeczki z kolcami oraz masę namiarów na firmy z stabilitazorami, matami i krzesłami rehabilitacyjnym. Będziemy oglądać, porównywać i słać zapytania, a dzięki naszym kochanym Pomagaczom wiemy, że zakup tychże sprzętów jest bardzo realny.

Tutaj pragniemy podziękować naszym kochanym Pomagaczom, do których dołączyli:

Laliski klub MC Gremium z Michałem Zdybem i Michałem Jaszczurem Juszczakiem na czele

Arek Szajba Pawlukowicz

Kaliski klub Krav Magi

Ola Jędrzejczak i Adrian Stefański „Stiepan”

Nie wspominałam wcześniej i dziś chylę czoło także przed Ciocią-Babcią Dorotą Stefańską, która wkłada chyba całą energię i swoje serce w sprzedaż Frankowych cegiełek oraz rozsyła info o naszym Dziedzicu w świat.

Po raz kolejny także składamy wyrazy podziękowania Pani Dyrektor Beacie Raczak, Pani Magdalenie Szymczak oraz Uczniom Szkoły Podstawowej nr 23 w Kaliszu i Mieszkańcom Sulisławic za zbiórkę funduszy, w efekcie której będziemy mogli pokryć część kosztu krzesła stabilizacyjnego dla Franklina.

Wszystkim bardzo serdecznie dziękujemy!

Z cyklu cyferkowego: 5 czynności, które musi robić mały Dzielniak, żeby niedziela była udana:

1.Dzielniak musi leżeć w łóżku do granic przyzwoitości,

2. Dzielniak wraz z mamą musi czytać książki i pamiętać, że kaczka to robi kwa-kwa-kwa, ale kura to już ko-ko-ko

3. Dzielniak musi gadać, gadać i gadać z mamą w realu i z Wujkiem poznańskim przez telefon,

4. Dzielniak musi zjeść dwa śniadania, obiad i kolację, przegryzając to wszystko pizzą (!!!)

5. A takż Dzielniak musi w kąpieli podnosić głowę , by pięć minut później chrapać głośniej niż wszyscy dziadkowie razem wzięci.

No i jeszcze o nich: Fifi Rodzinka. Spakowani, wyściskani i wycałowani- pojechali, właściwie polecieli. Okazało się, że ludzie poznani w świecie wirtualnym w realu okazali się jeszcze fajniejsi. Dlatego nie możemy się już doczekać ich kolejnego urlopu, a już teraz film. Specjalnie dla nich. Franek czyta bajki. Bajki od Filipa:

 

 

 

Foto-Moto Franek.

No działo się. Działo się tyle, że doby uciekały jedna za drugą, a blog leżał odłogiem… Zaniepokojone Frankowe Czytaczki dzwoniły, pisały, upominały i doczekać się nie mogły. Już naprawiam, com zepsuła i referuje Dziedzicowe kilka ostatnich dni 🙂

Zaczęło się całkiem niewinnie. Na Frankową skrzynkę przyszedł niepozorny mail, w którym tajemniczy Fan pisał, że urzekły go Dziedzicowe oczęta i że spać nie może, jeść tym bardziej, bo myśli jakby tu Franklina poznać. Zatem, jak na prawdziwych rozważnych rodziców przystało w wielkiej swej naiwności zaprosiliśmy owego Fana na kawkę i pogaduszki. I przyjechał. Wizyta daleka była od tych standardowych. Bowiem Fan okazał się samozwańczym Wujkiem z wyboru- przez nas ochrzczonym Wujkiem Foto. Wujek Foto przywiózł ze sobą tyle aparatów, lamp i innych akcesoriów, że Dziedzic odpłynął, a nasz dom stał się jednodniowym planem zdjęciowym TapMadl. Franuś jak na prawdziwego celebrytę i rasowego modela przystało, pokazał całe spektrum swoich min, uśmiechów i póz. I tak powstała najprawdziwsza w świecie pierwsza Frankowa profesjonalna sesja zdjęciowa. Wujek Foto obiecał odwiedzić nas wkrótce ze swoją Zuzią i jej Mamą i przywieźć efekty jego pracy, które niezwłocznie opublikujemy.

W piątek planowaliśmy wielki wyjazd. Organizowaliśmy go już od bardzo dawna i wszystko dopięte było na ostatni guzik. W Łodzi odbywały się targi sprzętu rehabilitacyjnego. Postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i podrzucić Dziedzica do Cioci Beaty na cały dzień, a samemu wybrać się na podbój miasta. Ciocia Beata to jedna z łódzkich oiomowych cioć, która przez długie miesiące opiekowała się Jaśnie Paniczem, kiedy trafił na intensywną terapię. Ciocia przygotowała się na sto procent, zorganizowała ulubione Frankowe jedzenie, zaprosiła inne ciocie do pomocy i… nie dojechaliśmy. Okazało się, że Franek zupełnie nie mógł się pogodzić z respiratorem w podróży. Wpadał w wielką duszność i wymagał wentylacji ambu. Postanowiliśmy zatem nie ryzykować i zawróciliśmy do domu. Wezwaliśmy także naszego Doktora Opiekuna, bo wystraszyła nas taka reakcja Dziedzica. Doktor już wcześniej konsultował się z łódzkim Doktorem Szefem a propo Frankowych duszności i wspólnie doszli do wniosku, że bardziej szkodzi Dziedzicowi częste ręczne wentylowanie Franka ambu, kiedy jest na trybie wspomaganym, niż przełączenie go na tryb kontrolowany. I dlatego od wczoraj Franuś ponownie działa zgodnie z życzeniem respiratora, tzn., że bez względu na to, czy Dziedzic ma próby oddechu czy nie, respirator i tak tłoczy mu określoną ilość oddechów. Wydaje nam się, że tak jest zdecydowanie lepiej. Widzieliśmy, jaki Franklin był wczoraj niespokojny, jak bardzo bał się, kiedy nie mógł złapać oddechu. Niestety oznacza to, że Potwór goni.

Koniec końców Ciocia Beata wybaczyła Dziedzicowi jego niedyspozycję i obiecała poczekać do następnego razu, a na targi pojechał dziś tata.

A wieczorem grali Panowie na Motorach! Grali i to tak głośno i donośnie, że do teraz huczy mi w uszach. Pod kaliską BeKą był i pokaz sztuk walki i szalony motocyklista Szajba na swojej wypasionej maszynie i pokaz ogni i przede wszystkim muzyka. Dużo muzyki. Gwiazdą wieczoru był zespól Vintage– chłopaki grali świetnie. Były nawet piosenki dla Franka, ale najcudowniejszą cudownością była płyta ze specjalną dedykacją: „FRANEK- ODDYCHAJ!”. Poza tym goście Motocyklistów zorganizowali licytację, na której można było zakupić najprawdziwszą w świecie motorynkę, koszulki, kubki, repliki silników hraleya, kolczyki od Vintage, płyty i wiele wiele innych prezentów. Dochód z całej licytacji organizatorzy wpłacą na Frankowe konto w Fundacji, a Ciocia Rehabilitantka już szuka pionizatora, który będzie uczył Franka stać! Z całą ekipą bawiła wczoraj mama, bo po przełączeniu Franka na inny tryb pracy respiratora, tata został w domu i obserwował Frankowe lico. A Dziedzic po kilku epizodach z dusznością przyzwyczaił się do nowego sposobu oddechu i zasnął.

Fotorelację z Motocyklowej imprezy zamieści zapewne BeKa, ale i my, jak tylko będziemy mieli kilka fotek, nie omieszkamy się pochwalić.

Zapomniałam jeszcze dodać! Wujek Foto okazał się tak pozytywnie zakręconym człowiekiem, że zorganizował dla Franklina znaczki-przpinki, na których widniała Frankowa uśmiechnięta buzia i adres naszego bloga. Wujku- dziękujemy!

Dziękujemy także Panom na Motorach, którzy pokazali, że tacy twardziele mają wielkie serca i oddali je Frankowi. Baaaaardzo dziękujemy i ślemy wielkiego buziaka.

A już żeby totalnie się zrehabilitować ze te długi niebyt dodajemy film. Film z archiwum. Franek ćwiczy: