Młodszy: Pani Doktor Pediatra osłuchała, zbadała i przepisała antybiotyk. Glut zaczął zielenieć i nie ma co czekać. Gorączka spadła, humor zwyżkuje. Po pierwszej dawce antybiotyku Młodzieniec odzyskał spryt i wigor, czyli glut nie taki straszny, jak go malują 🙂 Wieczorem Franklin nawet zagadywał przy kąpieli, a kolację bez fochów i marudzenia zjadł w towarzystwie Dr House i poszedł spać.
Starszy: tu sytuacja jest bardziej skomplikowana. Tożsama Pani Doktor zbadała i starszego- również został zaaplikowany antybiotyk, ale chyba nie tak skuteczne, jak w przypadku Młodszego. Starszy chyba umiera… no, ale 37 st, katar i leczo na obiad może rozłożyć największego twardziela 🙂 A serio: to Frankowy tata ma preludium do zapalenia oskrzeli. Kaszel taki, że słychać go 300 km od domu, z nosa leci z prędkością Niagary i ogólnie rozwalenie odporności trwa. Tata postanowił jednak brać przykład z Dziedzica i obiecał, że się nie da!
Z cyklu „mama się chwali”:
Franklin w związku z tym, że rośnie nam na koszykarza, przestał mieścić się w swojej wanience. W związku z tym po marketowym rekonesansie nabyliśmy dłuuuuugą wanienkę kąpielową w kolorze blue i wczoraj Dziedzic mógł się w pełni rozciągać w czasie kąpieli. Korzystał z tego na całego i było i fikanie nóżkami (zginał i prostował:-)) i machanie łapkami i podskakiwanie pupą. Pokój wyglądał jak po ulewie, ale był to szczęśliwy pokój 🙂
No i jedzeniowo: po dwóch dniach diety- spowodowanej zapewne gorączką, kiedy to Dziedzic jadł tyle co nic, wczoraj w końcu zaczął wracać mu apetyt. Frankowy tata opowiadał, że były i owoce i obiad i kaszka i herbata z mięty i wszystko w ilości zadowalającej i bez marudzenia 😉
I noc: Dziedzic puknąwszy krokodyla dwa razy czoło, cmoknął dwa razy w kierunku zakatarzonego ojca, zamknął oczy i poszedł spać- jak na grzecznego Jaśnie Panicza przystało.
Wnioski: nasze Dziecię zdrowieje. Tylko ciiii, coby się inne gluty nie dowiedziały i nie przyszły, wszakże dzisiaj pierwszy dzień jesieni!
***
W związku z jesienią dzisiaj melanż z (G)gruszkami. W realu! 🙂