Nakręteczka dla Franeczka trwa. Jeszcze do końca września można do BeKi przynosić nakrętki maści wszelkiej, a kiedy nazbiera się ich kolejna góra, zostaną policzone, zważone i sprzedane. Dzisiaj właśnie dzwoniły do nas Pomagaczki: Kasia z BeKi i Ciocia-Babcia Dorota. Obie z wielkim szczęściem w głosie oznajmiły, że częściowym efektem „nakręteczki” jest już kilka busów po brzegi wypakowanych nakrętkami! W tym miejscu wielki podziękowania należą się Uczniom II LO im. Tadeusza Kościuszki, którzy wielką górę nakrętek postanowili podarować na rzecz akcji dla Franka. Wszystkiego możecie się dowiedzieć na fejsbukowym profilu Wielkiej Akcji Dla Franka oraz na stronie calisia.pl, dokładnie tutaj——>klik. Nie możemy znaleźć słów uznania dla wszystkich przecudownych Pomagaczy.
A co u Fanka?
Z okazji 11 miesięcy Frankowej historii, jego skrzynka mailowa przyjęła tyle życzeń, tyle ciepłych słów, tyle miłości i tyle uśmiechów, że aż pęka w szwach! Za wszystkie maile serdecznie dziękujemy, powoli powoli odpiszemy na każdego!
Dzień po swych comiesięcznych urodzinach Franek postanowił nam udowodnić, że jest już na tyle dorosły, że może obrażać się ile chce i z niczego nie musi się tłumaczyć. Mimo tego, że w wstał w wyśmienitym nastroju i pięknie zjadł śniadanie, resztę dnia postanowił przeżyć z wielkim smutkiem w tle. Najpierw obraził się na Panią Pielęgniarkę, która jak co miesiąc, przyjechała pobrać Dziedzicowi krew do badań. Później ku rozpaczy Cioć Rehabilitantek, które dzisiaj przybyły w duecie, przepłakał całą godzinę ćwiczeń. Nie pomogły tatowe prośby ani groźby. Płakał i już. Wieczorem zaś odwiedzili nas Babcia Gosha i Dziadek Ksero. Franek jak na prawdziwego wnuka-celebrytę przystało, powitał dziadków swoim najnowszym eeeeeeee, po czym się rozpłakał. Dopiero ciepła kąpiel i Dziadkowe szaleństwa złagodziły Dziedzicowy nastrój i prawie bez kolacji (kilka łyżek kaszki, to nie jest to, czego mamusie oczekują od swych jedynaków) poszedł spać. Poszedł spać, żeby po niecałej godzinie odstawić wielki płacz z serii: taki jestem nieszczęśliwy i tylko noszenie po pokoju mnie uspokoi. Zatem mama nosiła, tuliła i bujała. I zasnął. Jest już prawie północ. Ciągle śpi. Tata ogląda boksy. Mama gugluje, a w piekarniku czeka na jutro nasze pierwsze ciasto drożdżowe. Może to nie będzie nasz największy popis kulinarny, ale pachnie jak szalone!
A jutro? Jutro Frankowi rodzice, my czyli wybieramy się na wesele. Całe wyjście dojdzie do skutku, jeśli:
1)Dziedzic nie uzna nagle, że jest zakatarzony lub boli go brzuch/głowa/ręka/cokolwiek lub zwyczajnie będzie płacz.
2)Mama w końcu zdecyduje- co ma na siebie włożyć? 🙂
3)Tata do tego czasu jej nie zamorduje/zastrzeli/poćwiartuje 🙂
Żeby uspokoić wszystkie zatrwożone serca Czytaczy, które zapewne teraz myślą: jak? wesele? a Dziedzic i Potwór? Wyjaśniam: Otóż i Dziedzic i Potwór w szczególności będą jutro pod czujnym okiem Babci Domowej, która na tę okoliczność zaopatrzona w mocne nerwy obiecała zająć się wnuczkiem. Wesele zaś odbywa się jakieś 150 metrów od domu Wandzi Babci i Franusia Dziadziusia, gdzie na czas imprezy zamierzamy ulokować Franklina i Babcię M. Pozwoli to nam być „pod ręką” w razie czego. A nam z kolei łatwiej będzie zatańczyć, wiedząc, że Frnaklin jest tuż pod naszym nosem i że skontrolować go co chwilę możemy.
Prosimy zatem o wielkie trzymanie kciuków za a)Dziedzicową formę, b)Babcine mocne nerwy, c)maminą kreację 🙂
Dobrego weekendu!