Walka trwa. Wczoraj przez cały dzień Franciszek postanowił być najbardziej nieszczęśliwyn dzieckiem na świecie. Zupełnie pokłócił się z respiratorem. Frankowy tata spędził zatem prawie cały dzień na wentylowaniu Dziedzica, bo ten zupełnie nie radził sobie po podłączeniu do sprzętu. Problem polega na tym, że przy Młodym ciągle działa mateoda prób i błędów, czyli zmiana pozycji, próby karmienia, pojenia- ciągle nic. Franek płakał, nie reagował na respirator i w związku z tym tata próbował wezwać pogotowie i podłączył Dziedzica do koncentratora. Najśmieszniejsze jest to, że pani w pogotowiu powiedziała tacie, że nie mają lekarza i nie wiadomo, kiedy będzie mógł ktoś przyjechać. Dlatego wieczorem po dyżurze przyjechał nasz Dokotr Opiekun i zadecydował, że przełączamy Młodzieńca na taki tryb pracy respiratora, który nie będzie zwracał uwagi na Frankowe oddechy własne i będzie go wentylował na maksa. Noc minęła tacie zatem w stanie przedzawałowym.
Rano Dziedzic mimo przełączenia ponownie zafundował tacie powtórkę z rozrywki. Teraz (a jest godz. 14:57) Frankowy humor wraca powoli do normy. Po kąpieli Młodzieniec nawet zjadł i spokojnie zasnął.
W związku z powyższym udział Franka w festiwalu stoi pod znakiem zapytania. Decyzja zapadnie najprawdopodobniej na ostatnią chwilę. Nie możemy ryzykować, że w czasie koncertu będzie się coś działo. Franklin musi być w dobrej formie. Zobaczymy.
Tymczasem mama (podobno taka fajna) jest 450 km od domu. Się delegacjuje.
A na placu bitwy zostali Dzielniaki: tata i syn. Byle do sobty chłopaki. Kocham Was najbardziej na świecie!