Pozytywnie na weekend.

Dni uciekają nam jak szalone. Ani się człowiek obejrzał, a tu weekend 🙂 Żeby wszystkich naszych Czytaczy wprowadzić w dobry nastrój, dzisiaj będziemy się tylko przechwalać. A oto lista naszych tygodniowych pozytywów:

POZYTYW NR 1:

Frankowa walka z glutem wygrana. Antybiotyk poszedł w odstawkę, wydzielina z rurki w normie a humor na medal. Zwycięzca walki wygląda tak:

POZYTYW NR 2:

Franek ma nowego przyjaciela- Fifiego. Jego wizyta, to było szaleństwo, a błysk w oczach Dziedzica uświadomił nam, jak bardzo Franklin łaknie kontaktów z rówieśnikami. Chłopaki pogadali po swojemu, porozrabiali i poszli spać. Nowi najlepsi kumple bawią się tak:

POZYTYW NR 3:

„NAKRĘTECZKA DLA FRANECZKA” będzie trwała jeszcze długo długo- dopóty, dopóki do BeKi będą spływały nakrętki. Pomagacze nasi kochani uznali, że skoro zainteresowanie akcją jest tak duże, będą to kontynuować- raz w miesiącu z BeKi będą odbierane worki nakrętek i przekazywane do zainteresowanej firmy. Zebrane pieniądze będą przekazywane na Frankowe konto w Fundacji.

POZYTYW nr 4:

Kolejną pomagaczową akcją jest świetne przedsięwzięcie o wszystko mówiącej nazwie „MOTOCYKLIŚCI DLA FRANKA”. W związku z pormowaniem tej akcji, wczoraj do Franka przyjechali najprawdziwsi w świecie motocykliści! Nie obyło się oczywiście bez buziaków, uścisków dłoni i sesji fotograficznej. Kilka mamowych próbek z tej wizyty wygląda tak:

 

 

POZYTYW NR 5:

Do naszych najnowszych małych rehabilitacyjnych cudów należy zaliczyć zginanie i prostowanie paluszków u rąk. Od momentu, kiedy Dziedzic odkrył, że ma władze nad swoimi dłońmi, poświęca całe godziny na obserwacji swoich rączek. Zaciska pięść i rozluźnia i tak bezustannie- a przy tym śmieje się i gada na całego. A starzy pękają z dumy.

POZYTYW NR 6:

Najsmaczniejsze zostawiamy na koniec: Doktor Opiekun z powrotem przełączył Franklina na tryb pracy respi SIMV. Co oznacza, że teraz maszyna ma współpracować z Dziedzicem. Kiedy tylko pojawi się Frankowy oddech, respi kontroluje jego parametry i gdyby okazało się, że oddech jest zbyt płytki, respirator „dopycha” oddech do wymogów nastawień. Wszystko to dzięki sile i waleczności naszego Jaśnie Panicza!

 

Mama się tłumaczy:

wiem, że rozdzielczość zdjęć jest beznadziejna, jak tylko uda mi się zgrać z Panem Technicznym M. od razu wszystko poprawię! Obiecuję! 🙂

 

Słonecznego weekendu drodzy Czytacze!

Fifi’s & Franklin’s Day.

Życie towarzyskie w rodzinie Franklinowskich kwitnie na całego. We wtorek odwiedzili nas Posłańcy od Maksymowej Mamy. Przywieźli dla Dziedzica miliony wypasionych ubrań, butów i zabawki. Frankowy tata mówi, że synek stanął na wysokości zadania i dzielnie przyjął nowych znajomych. W tym miejscu bardzo dziękujemy Cioci Krokodylkowej i jej Drugiej Połowie za odwiedziny i transport i oczywiście Mamie Maksymka i Maksymkowi za to, że swoje własne osobiste ubrania postanowili podarować naszemu Dziedzicowi. A propo prezentów jeszcze: dziękujemy także Rybkowej Mamie za paczkę z Irlandii i masę pozytywów, które biły z koperty. Buziakujemy!

Hitem środy były jednak odwiedziny Fifiego i jego Rodziców. Fifi urodził się dokładnie tego samego dnia, co Franek, pewnie dlatego między chłopakami od razu zawiązała się nić sympatii. Franek był zdumiony widokiem przemykającego co chwilę nowego kumpla, jego śmiechem, piskami i wprost rzecz ujmując- sprawnością. Był zdumiony, ale i zachwycony, bo Fifi to bardzo towarzyski gość jest. Kąpiel to był armagedon w naszym domu! Matki biegały, jedno dziecię szalało w wannie, drugie pod prysznicem, ojcowie przygotowywali kolacje- czyli szał ciał. Dziedzic jak na prawdziwego Jaśnie Panicza przystało oddał koledze łóżko i kiedy chłopcy już zasnęli, starzy mogli w końcu napić się elgreja i pogadać. Fifi Rodzice okazali się niemniej pokręceni niż Franklinowscy i po kilku historiach z historii rodzinnych zaśmiewaliśmy się do łez. Od dziś w naszym domu zawsze będzie czekało mleko 0,5% i czerwony kubek :-).  W mamowej głowie nie obyło się oczywiście bez porównań: Franek też by pewnie zaczynał teraz chodzić, pewnie też by piszczał i śmiał się w głos a huśtawce, no i na pewno próbowałby włazić po schodach. Poza tym jaki Fifi jest sztywny! Wiem, że to bardzo bezpośrednie jest, ale te nóżki, rączki, kręgosłup- kiedy weźmie się go na ręce. Masakra. Cudowna masakra 🙂 Warto to było zobaczyć i poczuć.  Poza tym Dziedzic otrzymał już pierwszy prezent na pierwsze urodziny- najprawdziwszą w świecie kierownicę, więc drżyj Kubico- Franklin nadchodzi!!

Fifi Rodzinko- bardzo Wam dziękujemy za odwiedziny, zapraszamy raz jeszcze i jeszcze i jeszcze. Super, że byliście 🙂

A w sobotę impreza u Fifiego…

Zwyciężamy.

W końcu wszystko wraca do normy. Pani Doktor Pediatra osłuchała Dziedzica i stwierdziła, że stan zapalny odpuścił, antybiotyk mamy podawać Młodemu jeszcze do czwartku i żegnaj glucie! Tym samym Frankowy tata rażony dzielnością swojej latorośli od razu zaczął czuć się lepiej i wczoraj chłopaki wybrali się nawet na spacer. Poza tym po tygodniu nieobecności do naszego domu powróciła Ciocia Ania Rehabilitantka. Stęskniona na maksa za swoim Franklinem została powitana błyszczącym uśmiechem i  od razu wybuziakowana. W ogóle z pewną dozą zazdrości patrzę, jaka komitywa zawiązała się między moim synem i Ciocią Anią. Franklin patrzy na nią z niekłamanym zachwytem, a Frankowy tata mówi, że mimo tego, że nie wszystko mu jeszcze wychodziło, starał się pięknie ćwiczyć i na materacu i na piłce i generalnie wszędzie.

Coś czuję, że kontakty mojego syna z kobietami już zawsze będą spędzały mi sen z powiek…

Dzień minął Frnklinowskim chłopakom pod znakiem gości: Ciocia Ania, Pani Doktor Pediatra, Pani Pielęgniarka i na końcu Marta i Marcin- czyli nasi nowożeńcy. Frankowe serce zostało zdobyte, kiedy nowy wujek zaczął odgrywać kaczora Donalda. Młody oszalał na punkcie wydawanych przez wujka odgłosów i sam próbował go naśladować. Jest jeszcze coś, co ucieszyło wczoraj Franusia: piłka. Piłka owa z rysunkiem ośmiornicy przyjechała prosto znad morza w walizce Kasi i Pauli. Franklinowi piłka tak bardzo przypadła do gustu, że poszedł z nią nawet spać. Kasia i Paula mają wielkiego buziaka od Franka, mamy i taty. 🙂

W tym tygodniu spodziewamy się jeszcze Fifi Rodziny i Posłańców od Maksyma i jego Mamy, na co czekamy z wielką niecierpliwością!

I jeszcze o nakręteczce: Chcieliśmy tylko po cichutku przypomnieć wszystkim kochanym Pomagaczom, że akcja „Nakręteczka dla Franeczka” trwa jeszcze tylko do czwartku. W związku z czym prosimy wszystkich Nakrętko-Zbieraczy o dostarczanie zebranych skarbów do Pubu BeKa. O szczegółach można przypomnieć sobie tu—–> (klik). Dziękujemy!

A Franek po kolacji powiedział: „tttttttttha” 🙂 Co uznane zostało za preludium do ta-ta 😀

Towarzysko w weekend: Fifi, Suzana i Wujek P.

Mijający weekend należał do gatunku tych, które są takie fajne, że aż szkoda, że się kończą. Ponieważ w piątek chłopaki w dalszym ciągu zdradzali objawy ciężkiej choroby, po powrocie z pracy mama wsparła ich przepysznym rosołem, po czym wylansowała się na całego i pogoniła poznać w realu Fifi Mamę i Fifi Tatę. Fifi Rodzice, to nasza najnowsza rodzina z wyboru i Frankowi Pomagacze. Poznaliśmy się dzięki Wielkiej Akcji Dla Franka, gdzie odnalazła nas Fifi Mama, zaczepiła i poleciało. Po kilku przegadanych na FB wieczorach, trzeba było spotkać się „na żywo”. Okazja nadeszła teraz, kiedy Fifi i jego starzy przylecieli na urlop do Polski. Okazało się, że w realu są jeszcze fajniejsi niż w necie i po wstępnych buziakach nastąpiło wielkie nocne opowiadanie. Sobota minęła zatem na recenzowaniu chłopakom mamowego piątkowego wieczoru  i przygotowywaniu się na niedzielną wizytę Fifi Mamy.

A w niedzielę… W niedzielę tuż po śniadaniu do naszego domu wpadło szaleństwo, śmiech i masa miłości w rudym kolorze. Fifi Mama. Obcałowała Dziedzica od stóp do głów, wychwaliła pod niebiosa, poczytała bajki i w pięć minut zdobyła serce Franklina. Młodzieniec w dowód wdzięczności przesłał nowej Cioci miliony buziaków, po czym zmęczony zamieszaniem zasnął. Ciocia obdarowała Franusia przepięknymi lansiarskimi ubraniami, butami i czapkami. Wszystkie ubrania są zabójczo modne i jak na prawdziwego celebrytę przystało, od jutra Dziedzic będzie przyjmował swoich gości w koszulach marki Fifi :-). Po południu z wizytą wpadli Suzana i Wujek P. Ci to dopiero są szaleni! Odstawili dla Franklina takie przedstawienie, że płakaliśmy ze śmiechu, a Dziedzic po serii barum-tryk z Wujkiem i bach-bach-bach z Suzaną poszedł spać. Po takim fajnym dniu kąpiel minęła nam na pływaniu, uśmiechach i zabawie. Kolację Franklin zjadł śpiewająco i zasnął jak kamień. Teraz chrapie na całego, a my planujemy nadchodzący tydzień.

Z wieści zdrowotnych:

Franek: gorączka: brak, glut:brak, kaszel:brak, humor:wypasiony, nastrój:rewelacyjny. Glut zamienił się w wydzielinę z rurki. Co prawda jest jej jeszcze sporo, ale sytuacja wydaje się być opanowana. Oznacza to, że w następną sobotę, jeśli nic się nie zmieni Dziedzic pogoni na pierwsze urodziny Fifiego 🙂

Frankowy tata: po kryzysie w piątek, kiedy gorączka sięgała wyższych partii termometru, a kaszel było słychać nad morzem, następuje progres. Tata wraca do formy. Spowodowane jest to zapewne i mamowym piątkowym wyjściem i tym, że w tygodniu przyjedzie do nas cała Fifi Rodzina i zmierzamy odwiedzić Suzi i Wujka- w związku z tym tata obiecał być w formie i już widać, że się stara 😉

A poniżej efekt odwiedzin Wujka P.

Franek w wersji Prodigy 🙂 I jak tu Go nie kochać?! (Franka i Wujka też oczywiście!)

 

A na froncie walka trwa…

Młodszy: Pani Doktor Pediatra osłuchała, zbadała i przepisała antybiotyk. Glut zaczął zielenieć i nie ma co czekać. Gorączka spadła, humor zwyżkuje. Po pierwszej dawce antybiotyku Młodzieniec odzyskał spryt i wigor, czyli glut nie taki straszny, jak go malują 🙂 Wieczorem Franklin nawet zagadywał przy kąpieli, a kolację bez fochów i marudzenia zjadł w towarzystwie Dr House i poszedł spać.

Starszy: tu sytuacja jest bardziej skomplikowana. Tożsama Pani Doktor zbadała i starszego- również został zaaplikowany antybiotyk, ale chyba nie tak skuteczne, jak w przypadku Młodszego. Starszy chyba umiera… no, ale 37 st, katar i leczo na obiad może rozłożyć największego twardziela 🙂 A serio: to Frankowy tata ma preludium do zapalenia oskrzeli. Kaszel taki, że słychać go 300 km od domu, z nosa leci z prędkością Niagary i ogólnie rozwalenie odporności trwa. Tata postanowił jednak brać przykład z Dziedzica i obiecał, że się nie da!

 

Z cyklu „mama się chwali”:

Franklin w związku z tym, że rośnie nam na koszykarza, przestał mieścić się w swojej wanience. W związku z tym po marketowym rekonesansie nabyliśmy dłuuuuugą wanienkę kąpielową w kolorze blue i wczoraj Dziedzic mógł się w pełni rozciągać w czasie kąpieli. Korzystał z tego na całego i było i fikanie nóżkami (zginał i prostował:-)) i machanie łapkami i podskakiwanie pupą. Pokój wyglądał jak po ulewie, ale był to szczęśliwy pokój 🙂

No i jedzeniowo: po dwóch dniach diety- spowodowanej zapewne gorączką, kiedy to Dziedzic jadł tyle co nic, wczoraj w końcu zaczął wracać mu apetyt. Frankowy tata opowiadał, że były i owoce i obiad i kaszka i herbata z mięty i wszystko w ilości zadowalającej i bez marudzenia 😉

I noc: Dziedzic puknąwszy krokodyla dwa razy czoło, cmoknął dwa razy w kierunku zakatarzonego ojca, zamknął oczy i poszedł spać- jak na grzecznego Jaśnie Panicza przystało.

Wnioski: nasze Dziecię zdrowieje. Tylko ciiii, coby się inne gluty nie dowiedziały i nie przyszły, wszakże dzisiaj pierwszy dzień jesieni!

 

***

W związku z jesienią dzisiaj melanż z (G)gruszkami. W realu! 🙂

Feministycznie o przeziębieniu cz. I

Walka trwa. Dla zmylenia przeciwnika- mnie czyli- przeziębienie zaatakowało także Frankowego tatę. I teraz obaj mężczyźni mojego życia: smarkają, kichają i kaszlą. Kiedy choruje mężczyzna, świat się zatrzymuje i wszystko staje się inne takie… U nas należy to pomnożyć razy dwa. 🙂 Z góry dziękuje za wyrazy współczucia płynące od wszystkich Czytaczek 😉

Chłopaki postanowili, że spędzą dzisiaj cały dzień w łóżku, oglądając blondynki na vivie. Około południa ma Dzielniaków odwiedzić pediatra, osłuchać i poradzić, co dalej. Póki co Młodszemu wymieniamy rurkę, załatwiamy zwolnienie z wuefu (czyt. Ciocia Ania Rehabilitantka ma wolne) i fundujemy lazy day, a  Starszy dostał herbatę z miodem i cytryną, tabletkę na gardło i jakieś rozpuszczalny ustrojstwo przeciw przeziębieniu i ma zdrowieć. Obaj zgodnie doszli do wniosku, że skoro są najlepszymi kumplami, to razem łatwiej będzie im walczyć z kichaniem. Franklinowa gorączka odpuściła, noc przebiegła w miarę spokojnie. W dalszym ciągu walczymy z glutem, który na szczęście jeszcze nie zielenieje. Mam nadzieję, że po wymianie rury Dziedzicowi będzie się łatwiej oddychało, bo wczoraj w związku z lecącą saturacją i mega-dusznością musieliśmy Młodzieńca dotlenić. (Tu potwierdza się teza, że SMARD1 zaczyna od układu oddechowego, który osłabiony działa gorzej nawet przy lekkim przeziębieniu.)

W związku z powyższym matka, jak na wyrodną matkę przystało, ewakuowała się do pracy i zdalnie kontroluje domowy rozgardiasz…

Chłopaki- Dzielniaki trzymajcie się! 🙂

Ich troje.

Żeby nie było za łatwo w nocy do Frankowego kataru dołączył kaszel i gorączka. Rano termometr wskazywał 38 st. Dziedzicowe lico pobladło, usta przyjęły kolor dojrzałej maliny, a sam zainteresowany postanowił być najbardziej nieszczęśliwym chłopcem na świecie. Tym sposobem spaliśmy dzisiaj całe trzy godziny i muszę Wam powiedzieć, że wschód słońca we wrześniu to całkiem fajna sprawa! Nocą Frankowy glut odsysany był 7,5 miliona razy (wtajemniczonym wyjaśniam: wydzielina biała, ale gęsta jak budyń, kisiel albo brutalniej rzecz ujmując glut :-)) Do tego nad ranem doszła podwyższona temperatura. A my, jak na prawdziwych rodziców pierwszego dziecięcia przystało od raz dostaliśmy mikrozawałów i zadzwoniliśmy do naszej Doktor Pediatry. Okazało się, że Pani Dr jest w Warszawie aktualnie i zaocznie zaleciła lek przeciwgorączkowy i obserwację. Doktor Opiekun jutro przyjeżdża na tradycyjną wymianę rury- tym sposobem pozbędziemy się tej z glutami 🙂

Od śniadania Franklin odsypia. Budzi się, by się napić i dalej drzemie.

Mądre Ciotki mówią, że to przecież normalny chłopiec z rurką- może mu się przydarzyć katar+kaszel i gorączka w zestawie. No i mają rację, ale na wszelki wypadek trzymajcie kciuki za odglutowywanie, a my będziemy zdawać relację na bieżąco łącząc się tym samym w „bulu” z warszawskimi: Preclem i Preclowym Tatą i Bruniaczem, który mam nadzieję, że już ozdrowiał!

Z placu boju dla mojsynfranek.pl

Frankowa mama.

p.s. A może postraszyć go szlabanem na urodziny kumpla? 🙂

Spotkał katar celebrytę…a psik!

Jesień uroczyście możemy uznać za rozpoczętą. Franek ma olbrzymi katar. Jest to jego pierwszy taki katar po zamontowaniu rurki, więc i my i Franklin przede wszystkim uczymy się, jak funkcjonuje człowiek z rurą w czasie zakatarzenia. A nasz człowiek, jak wszyscy wiedzą, delikatnym mężczyzną jest. W związku z tym, że wydzielina w rurce zbiera się w tempie ekspresowym, a Dziedzic bardzo nie lubi, kiedy cokolwiek mu tam furczy, tata spędził dzisiaj dzień na odsysaniu. Nawet Ciocia Ania Rehabilitantka musiała zastosować dzisiaj wersję light ćwiczeń, bo Franek wyrażał wielki bunt przy intensywniejszym wysiłku fizycznym. Wieczorem uskuteczniliśmy ciepłą kąpiel, ciepłą kolację i po kilku minutach żali Młodzieniec poszedł spać. Póki co w rurce nie furczy. Mam nadzieję, że ten katar to nie jest preludium do czegoś poważniejszego. Jednak, żeby chuchać na zimne, ograniczyliśmy wizyty i z wielkim smutkiem nawet kochana Ciocia A. (z lekkim katarem) została dziś oddelegowana do domu. Po cichu liczę na to, że uda nam się przetrwać ten newralgiczny dla wszystkich respiratorowców okres…

Z pozostałych wieści zdrowotnych:

-dziś odebrałam kolejne wyniki badań krwi Franklina- tradycyjnie w normie 🙂

Z życia celebryty:

Jak wszyscy wiedzą Wielka Akcja Dla Franka została przedłużona do końca września. Do tej akcji przyłączyli się właśnie motocykliści, o których pomysłowości dla Franklina można poczytać tu—> (klik) O niesamowitości Pomagaczy pisałam już niejednokrotnie i dziś po raz kolejny chcieliśmy wszystkim baaaaaaaardzo serdecznie podziękować.

Tak sobie z Frankowym tatą myślimy, że trzeba przekuć celebryckie zapędy Franka, na pomoc innym respiratorowcom.  A ponieważ z natury tacy mali adhadowcy jesteśmy w głowie już się coś tli…

Tym bardziej, że nie tylko Franek ma zadatki na sławę, bo dziś przeczytaliśmy o tu————> (klik), że nasz przyjaciel z SMA I- Kubuś też miał ostatnio swoje pięć minut Pod Muzami. Kubusiowi gratulujemy Pomagaczy- Kubusiowych Pomagaczy pozdrawiamy!

I na koniec prośba:

gdyby ktoś znał sposób na wydłużenie doby i szybką regenerację sił, to wraz z Frankowym tatą poprosimy o przepis!

 

Gorączka sobotniej nocy i poprawiny.

I po weselichu! Franklin jak na najcudowniejszego synka na świecie przystało, całą sobotę zachowywał się niemal wzorcowo i dzięki temu mama i tata mogli mieć wychodne. Dziedzic został z Babcią. Babcia stanęła na wysokości zadania, dzielnie odbierała miliony telefonów, cierpliwie tłumaczyła, że nic się nie dzieje, że wszystko ok i że dają radę. Po odtańczeniu tradycyjnego „Żono moja”, mama wpadła do domu na kontrolę, wykąpała ukochane dziecię, nakarmiła, ułożyła do snu i pogoniła na balety. I tak do samego rana, bo już przez całą noc Babcia i Dziedzic zostali tylko we dwoje. A wesele? Panna Młoda- przepiękna, jedzenie- mniam!, muzyka- do bólu 🙂 Ale nie to jest najważniejsze!

Najważniejsze jest to, że dzisiaj były poprawiny. I -przynajmniej na tym weselu tak wyglądał0- na poprawiny wszyscy rodzice zabierali swoje latorośle. W związku z powyższym Franklinowscy po spożyciu obiadu, który na ratunek ukochanemu zięciowi przygotowała Babcia Gosha, spakowali małego celebrytę i pogonili na poprawiny. A nasza ukochana mała dusza towarzystwa ponownie pokazała klasę. Z miną stoika Franuś przyjął wyrazy uwielbienia ze strony Cioć i Wujków w ilości milionów. Spróbował sernika, zatańczył z mamą kilka kawałków i kiedy zapadł zmrok wróciliśmy do domu regenerować siły przed kolejnym długim tygodniem.

Jedna sytuacja totalnie rozłożyła mnie dzisiaj na łopatki. Do tej pory jakaś dziwna gula siedzi mi w gardle, kiedy o tym pomyślę… Dzieci. Na poprawinach u Marty i Marcina było naprawdę dużo dzieci. Tradycyjnie już z tłumu wyłuskiwałam niemal samych chłopców. I ci chłopcy właśnie sprawili, że nabrałam jakiś sił. I uśmiecham się do siebie. Ale do sedna: stoimy na parkingu, nagle podchodzi do nas kilku małych przystojniaków w wieku 4-7 lat.

-A po co ta rurka?

-Franek przez nią oddycha.

-A dlaczego?

-Bo jest chory i sam nie potrafi.

-Nawet nosem?

-Nawet 😉

-A on ma tam dziurkę?

-Ma dziurkę.

-A bolało go to?

-Troszkę, ale dostał leki, żeby nie bolało.

I tu następuje lawina historii, który gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach dostał leki, żeby nie bolało i że faktycznie nie bolało.

-A skąd on ma powietrze?

-Ta maszynka-respirator, mu je podaje.

-A tam się nie skończy to powietrze?

-Nie, bo respi bierze powietrze z powietrza (to nie była najbardziej inteligentna odpowiedź w moim życiu, ale cóż 🙂 )

-A jak?

Tu nastąpiła demonstracja respiratora połączona z objaśnianiem wszystkich guzików, pokazywaniem która rura gdzie i jak i jak to się łączy z Franklinem i gdzie nie można dotykać i czy to miękkie, twarde i w ogóle…

-A on urodził się chory?

-Nie, urodził się zdrowy, później zachorował..

-Aha….

Tu nastąpiło oglądanie Dziedzica- jakie ma włosy! Jaką ma cieniutką rączkę! Jak się śmieje! Po czym nastąpiło stwierdzenie wieczoru:

-Fajny dzieciak 🙂 Tu padłam i powstać długo nie mogłam. Co mnie tak rozczuliło? To, że dzieci w odróżnieniu od dorosłych podchodzą do swoich chorych rówieśników tak naturalnie. Franek nie był dla nich „dziwny”. Może na początku był trochę inny, ale kiedy wyjaśniliśmy im już wszystkie kwestie techniczne, obejrzeli wózek (mężczyźni w końcu) i zobaczyli, że Dziedzic jest normalnie traktowany, też tak do niego podeszli. Długo obchodzili wózek dookoła i bawiąc się starali się być w polu widzenia Franklina. Tu, w szczególności pozdrawiam Kubę i Igorów (małego i dużego), którzy wiedli prym wśród małych Pytaczy. Franek ma to szczęście, że oprócz dorosłych, ma w swoim najbliższym otoczeniu także dzieci. Widać było dzisiaj na jego buzi wielką radość, kiedy wśród nowych twarzy co chwilę pojawiała się piegowata buzia małej Cioci Amelki- siostry Frankowego taty. Z resztą przyjaźni Franka i Cioci A. trzeba będzie poświęcić odrębnego posta, bo jest co relacjonować.

A Franek? Chyba swoje wyjście przeżywa do teraz, bo co chwilę uśmiecha się przez sen.

Lubię, kiedy śmieje się przez sen…

Nakręteczka i Frankowe smutki.

Nakręteczka dla Franeczka trwa. Jeszcze do końca września można do BeKi przynosić nakrętki maści wszelkiej, a kiedy nazbiera się ich kolejna góra, zostaną policzone, zważone i sprzedane. Dzisiaj właśnie dzwoniły do nas Pomagaczki: Kasia z BeKi i Ciocia-Babcia Dorota. Obie z wielkim szczęściem w głosie oznajmiły, że częściowym efektem „nakręteczki” jest już kilka busów po brzegi wypakowanych nakrętkami! W tym miejscu wielki podziękowania należą się Uczniom II LO im. Tadeusza Kościuszki, którzy wielką górę nakrętek postanowili podarować na rzecz akcji dla Franka. Wszystkiego możecie się dowiedzieć na fejsbukowym profilu Wielkiej Akcji Dla Franka oraz na stronie calisia.pl, dokładnie tutaj——>klik. Nie możemy znaleźć słów uznania dla wszystkich przecudownych Pomagaczy.

A co u Fanka?

Z okazji 11 miesięcy Frankowej historii, jego skrzynka mailowa przyjęła tyle życzeń, tyle ciepłych słów, tyle miłości i tyle uśmiechów, że aż pęka w szwach! Za wszystkie maile serdecznie dziękujemy, powoli powoli odpiszemy na każdego!

Dzień po swych comiesięcznych urodzinach Franek postanowił nam udowodnić, że jest już na tyle dorosły, że może obrażać się ile chce i z niczego nie musi się tłumaczyć. Mimo tego, że w wstał w wyśmienitym nastroju i pięknie zjadł śniadanie, resztę dnia postanowił przeżyć z wielkim smutkiem w tle. Najpierw obraził się na Panią Pielęgniarkę, która jak co miesiąc, przyjechała pobrać Dziedzicowi krew do badań. Później ku rozpaczy Cioć Rehabilitantek, które dzisiaj przybyły w duecie, przepłakał całą godzinę ćwiczeń. Nie pomogły tatowe prośby ani groźby. Płakał i już. Wieczorem zaś odwiedzili nas Babcia Gosha i Dziadek Ksero. Franek jak na prawdziwego wnuka-celebrytę przystało, powitał dziadków swoim najnowszym eeeeeeee, po czym się rozpłakał. Dopiero ciepła kąpiel i Dziadkowe szaleństwa złagodziły Dziedzicowy nastrój i prawie bez kolacji (kilka łyżek kaszki, to nie jest to, czego mamusie oczekują od swych jedynaków) poszedł spać. Poszedł spać, żeby po niecałej godzinie odstawić wielki płacz z serii: taki jestem nieszczęśliwy i tylko noszenie po pokoju mnie uspokoi. Zatem mama nosiła, tuliła i bujała. I zasnął. Jest już prawie północ. Ciągle śpi. Tata ogląda boksy. Mama gugluje, a w piekarniku czeka na jutro nasze pierwsze ciasto drożdżowe. Może to nie będzie nasz największy popis kulinarny, ale pachnie jak szalone!

A jutro? Jutro Frankowi rodzice, my czyli wybieramy się na wesele. Całe wyjście dojdzie do skutku, jeśli:

1)Dziedzic nie uzna nagle, że jest zakatarzony lub boli go brzuch/głowa/ręka/cokolwiek lub zwyczajnie będzie płacz.

2)Mama w końcu zdecyduje- co ma na siebie włożyć? 🙂

3)Tata do tego czasu jej nie zamorduje/zastrzeli/poćwiartuje 🙂

Żeby uspokoić wszystkie zatrwożone serca Czytaczy, które zapewne teraz myślą: jak? wesele? a Dziedzic i Potwór? Wyjaśniam: Otóż i Dziedzic i Potwór w szczególności będą jutro pod czujnym okiem Babci Domowej, która na tę okoliczność zaopatrzona w mocne nerwy obiecała zająć się wnuczkiem. Wesele zaś odbywa się jakieś 150 metrów od domu Wandzi Babci i Franusia Dziadziusia, gdzie na czas imprezy zamierzamy ulokować Franklina i Babcię M. Pozwoli to nam być „pod ręką” w razie czego. A nam z kolei łatwiej będzie zatańczyć, wiedząc, że Frnaklin jest tuż pod naszym nosem i że skontrolować go co chwilę możemy.

Prosimy zatem o wielkie trzymanie kciuków za a)Dziedzicową formę, b)Babcine mocne nerwy, c)maminą kreację 🙂

Dobrego weekendu!